RECENZJA: Lady Gaga “Harlequin” (2024) (#1521)

Lady Gaga to człowiek wielu talentów. Chociaż wiele osób zawsze kręciło głową na wieść, iż jakaś wokalistka chce podbijać Hollywood, jej autentycznie się to udało i chyba mało kto dziś powiedzieć może, że Amerykanka nie sprawdza się przed kamerą. Lada chwila do kin wchodzi kolejny film z jej udziałem – “Joker: Folie à Deux”. Kilka lat temu poznaliśmy tytułowego Jokera. Teraz dołącza do niego grana właśnie przed Gagę Harley Quinn.

Film od samego początku przedstawiany był jako obraz, w którym pojawi się sporo muzyki. Nikt chyba nie przypuszczał, że zamiast pojedynczego tracku promującego go Lady Gaga porwie się na nagranie całej płyty inspirowanej… no właśnie, czym? “Harlequin” nie jest soundtrackiem do mrocznego filmu o największym wrogu Batmana. To raczej hołd oddany muzycznej tradycji Nowego Jorku i ukłon w stronę Tony’ego Bennetta, u boku którego odświeżała jazzowe standardy. 

W całym tym zestawie nagrań tylko dwie piosenki są autorskimi utworami artystki. “Folie à Deux”, piosenka nazwana na cześć nowej części “Jokera”, jest orkiestrową, walczykowatą kompozycją, która delikatnie rozkwita i staje się teatralnym, cyrkowym przedstawieniem. “Happy Mistake” oferuje zaś pewną skromność i klimat słodkiej, disney’owskiej ballady. Do spokojniejszych momentów albumu należą także romantyczne “Close to You” oraz będące puszczeniem oka w kierunku pierwszej części filmu “Smile”, które w wersji Lady Gagi autentycznie zachwyca swą kameralnością oraz wykonaniem zbliżającym się do szeptu. Świetnie słucha się utworów big bandowego, barwnego “That’s Entertainment” i barokowego, ostrzejszego “The Joker”. W obu wokalistka wejść mogła w rolę aktorki z muzycznego teatru.

Z początku ciężko słuchało mi się “Good Morning” i “That’s Life”, gdyż utwory te mocno zakorzeniły się w mojej pamięci w wykonaniach Judy Garland i Franka Sinatry. Stefani wyszły jednak całkiem zgrabnie. Swingujące “Good Morning” zachowało klimat lat 30. “That’s Life” podobnie porywa co wersja Sinatry. Mniej zachwyca mnie radosne “Get Happy”, które na tle innych numerów wypada tylko przeciętnie. “If My Friends Could See Me Now” o kruchym wstępie i chaotycznym dalszym przebiegu nieco zaś razi agresywnym, przesadzonym śpiewem Gagi. Świetnie za to słucha się “Oh, When the Saints” o leniwym rozpoczęciu i aranżacji będącej spotkaniem doo wop i bluesa.

The world is a stage śpiewa w jednej z piosenek Lady Gaga a ja myślę, że cytat ten świetnie podsumowuje płytę “Harlequin”. Lubię jednak mówić o tym albumie nie jako o albumie Stefani Germanotty, ale Harley Quinn – bohaterki, w którą ta w “Jokerze” się wciela. To skok wgłąb jej złożonej psychiki, jej szaleństwa, towarzyszącemu mu chaosowi. To wycieczka w poszukiwaniu szczęścia i miłości. I to przy naprawdę udanych kompozycjach, choć z pewnością znajdą się osoby kręcące nosem na fakt, że Gaga postanowiła bazować na cudzych piosenkach. Nie jest to jednak ich odtworzenie jeden do jeden, lecz własne, nieraz śmiałe interpretacje. Bardzo ciekawy projekt.

Warto: The Joker & Smile

__________

The Fame ♥ Born This WayArtpop ♥ Cheek to Cheek ♥ Joanne Chromatica

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *