RECENZJA: Father John Misty “Mahashmashana” (2024) (#1542)

Come build your burial grounds on our burial grounds śpiewał Father John Misty (a właściwie Josh Tillman) w piosence zamykającej jego poprzedni album. Być może już wtedy miał w głowie zarys swojej kolejnej płyty, którą zatytułował tajemniczym i trudnym do powtórzenia słowem “Mahashmashana”, które także ma wiele wspólnego z tematyką śmierci. O pogrzebaniu projektu Father John Misty Tillman nie powinien nawet myśleć, bo każdym kolejnym krążkiem udowadnia swą wielkość.

Retro pop i inspiracje czerpane z big bandów. Historia niejakiej Chloë zamknięta w formie najbardziej filmowych kompozycji, jakie wyszły spod ręki Josha. Taka była płyta “Chloë and the Next 20th Century”, która ukazała się przed dwoma laty. Na “Mahashmashana” Father John Misty kontynuuje wycieczki w stronę orkiestrowego popu ale to nie jedyne, czym kusi jego szósty album.

Wita nas niemalże dziesięciominutowy kolos będący najlepszym sprawdzianem dla słuchaczy. Kto bowiem przejdzie przez monumentalne nagranie “Mahashmashana”, ten równie dużą przyjemność czerpać będzie z pozostałych kompozycji. Tytułowy utwór jest pięknym, wielkim rozpoczęciem o vintage’owej, porywającej aranżacji przypominającej o poprzednim krążku artysty. Nie warto jednak przywiązywać się do jego stylistyki, gdyż za rogiem czeka “She Cleans Up”, które jest tillmanową wariancją na temat… garage rocka. Równie nietypowym numerem są “Screamland”, którego art popowe brzmienie co jakiś czas zakłócane jest przez wybuchy syntezatorowego noise popu, oraz boogie-funkowe “I Guess Time Just Makes Fool of Us All” – tak bujający Father John Misty jeszcze nie był.

Szybko do gustu przypadło mi “Josh Tillman and the Accidental Dose” o soulowo-popowej aranżacji i ostrzejszych smyczkowych wstawkach. “Mental Health” – ujmująca, orkiestrowa piosenka – ma w sobie sporo ciepłego, oldskulowego uroku. “Being You” to Father John Misty w minimalistycznym, sophi-popowym wydaniu i zarazem jedyny utwór na “Mahashmashana”, który mnie nuży. Płytę wieńczy wspaniała, vintage’owa, posągowa ballada “Summer’s Gone”.

“Mahashmashana” nie jest najlepszym wydawnictwem, jakie otrzymaliśmy od Father John Misty, ale amerykański wokalista kolejny raz powraca jako artysta, który nie boi się mierzyć coraz wyżej, inspirować się tymi, którzy byli dekady przed nim i bawić aranżacjami, które są bogate w instrumenty, majestatyczne i często zapierające dech w piersiach. Ich ozdobą często są teksty, w których Father John Misty spaceruje na cienkiej linii między ironią a gorzkimi refleksjami.

Warto: Mahashmashana & Josh Tillman and the Accidental Dose

_______________

I Love You, HoneybearChloë and the Next 20th Century

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *