#25, 26, 27 Rihanna “Loud” (2010) & Alicia Keys “Songs in a Minor” (2001) & The Pretty Reckless “Light Me Up” (2010)

Rihanna powinna napisać książkę pt. “Jak się sprzedać w ciągu roku”. Z pewnością była by bestsellerem. Czym, mam nadzieję, nie będzie “Loud”. Ale są to niestety moje żmudne nadzieje, bo przepełniona popowymi, tanecznymi  ze śladowymi ilościami r&b piosenki z miejsca staną się hitami. Niestety, gdyby zależało to ode mnie, ten album nigdy nie zostałby wydany. Ale może po kolei. Równo rok temu Rihanna wydała długo oczekiwanego następcę “Good Girl Gone Bad” – “Rated R”. Bardzo dobrze odnalazła się w nieco ostrzejszym repertuarze. Jednak płyta sprzedała się “skandalicznie nisko”. 3 000 000 egzemplarzy. Już w lutym Rihanna rozpoczęła pracę nad “Loud”. Przefarbowała czuprynę na czerwono i jak sama mówi złagodniała. Piosenki na tej płycie wprawdzie wpadają w ucho, ale są…po prostu kiepskie. Łatwo nagrać chwytliwy numer. Trudniej, by był jednocześnie dobry. Odnoszę wrażenie, że Rihannie jakby przestało zależeć na tworzeniu dobrej muzyki, bo i tak jest gwiazdą i ma masę fanów, którzy będą ją wielbić nawet jak pójdzie w disco polo. Od razu daję minusa tytułowi płyty. Utwory nijak się mają do czegoś głośnego. Najostrzejszą piosenką jest strrraszne “S&M”. Albumowi bardziej pasował by “Bad Girl Gone Good”. Po przesłuchaniu pierwszego singla – “Only Girl (In The World)” – myślałam, że Rihanna osiągnęła totalne dno. Jednak na tle innych utworów ta piosenka brzmi nieźle. Całkiem podoba mi się też akustyczna ballada “California King Bed”. Jednak te dwie piosenki blakną przy “Skin” i ‘Man Down”. “Skin” jest niesamowicie zmysłowym numerem. Rihanna brzmi po prostu bosko. “Man Down” z początku nie zdobył mojego uznania. Teraz jest inaczej. Uważam, że to jedna z lepszych piosenek Riri. Podoba mi się muzyka, wokal piosenkarki no i tekst. Zabójczy. Dosłownie. To jednak wszystkie niezłe piosenki na “Loud”. Nie będę opisywać tych złych, bo za dużo tego będzie. W “Cheers (Drink To That)” denerwuje mnie ten doklejony z innej piosenki głos Avril Lavigne. Tragedia. A w “Love The Way You Lie (Part II)” refren brzmi, jakby Rihanna wykonywała go na żywo – czyli kiepsko. Za to z piosenki “What’s My Name” i “S&M” pozostały mi fragmenty tekstu brzmiące mniej więcej tak “Łonana” i “nananacomon”. Mam nadzieję, że następny album będzie lepszy.

Kiedy w 2001 po ok. dwóch latach pracy nad “Songs in A minor” debiutowała Alicia Keys, muzyka r&b była niemalże tym samym, czym teraz jest electro. Czyli popularna. Ach, piękne czasy. Jednak Alicia postanowiła połączyć w swojej muzyce r&b z soulem. Gdzieniegdzie wplotła elementy bluesa i jazzu. I wyszło jej naprawdę dobrze. Już na początku warto pochwalić Keys za wkład, jaki włożyła w przygotowanie albumu. Nie jest tylko dodatkiem do muzyki. Zajęła się m.in. samym komponowaniem, bo świetnie jej idzie gra na pianinie. Samo intro “Paiano & I” przyprawia o ciary. Alicia świetnie sprawdziła się jako wokalistka, która potrafi zaśpiewać i szybkie utwory (“Girlfriend”, “Jane Doe”) jak i ballady (“Why do I feel so sad”, “Goodbye”). Podoba mi się zestawienie piosenek na tej płycie. Raz szybsza, raz wolniejsza. Nie sposób się znudzić. Jednak końcówka albumu troszkę ‘siada’. Ballady “Why do I feel so sad” i “Caged Bird” mimo, iż są naprawdę świetnie zaśpiewane i zagrane, trochę nudzą. Ciekawy jest jednak dueat z Jimmy Cozierem w “Mr. Man”. Niesamowity numer. Podsumowując. Na całej płycie Alicii udało się stworzyć świetny klimat. Piosenki są melodyjne, nastrojowe. Głos Alicii momentami jest łagodny, to znów mocny. Szkoda, że teraz mało kto nagrywa taką muzykę.

Wow. Tylko tyle a może aż tyle udało mi się wykrztusić po przesłuchaniu tej płyty. Jak to jest, że w Polsce dostępne są albumy takich gwiazdek jak Jonas Brothers czy Inna, a po świetne “Light Me Up” – kierunek zachód? Charyzmatyczną wokalistkę – Taylor Momsen – można albo kochać, albo nienawidzić. Ale przejść obojętnie koło niej nie można. Świetnie odnalazła się w roli wokalistki zespołu grającego ostrą muzykę. Nawet dodam, że Taylor jest lepszą piosenkarką niż aktorką. Ma świetny, mocny głos. A piosenki zawarte na “Light Me Up” mają w sobie ogromną energię. Muszę pochwalić nie tylko głos Momsen, ale również jej ekipę z The Pretty Reckless -muzyka jest wręcz porywająca. Czegoś takiego szukałam. Jedyny minus płyta dostałaby za umieszczenie tylko 10 utworów. Po przesłuchaniu ma się ochotę na więcej i więcej. Na szczęście jest YouTube. Podoba mi się to, że obok piosenek dających niezłego ‘kopa’ znajdują się te spokojniejsze (“You”, “Light Me up”). Płytę otwiera “My Medicine”. Ciekawy pomysł z umieszczeniem odgłosów Taylor przygotowującej się do śpiewania (miarowe oddechy itp.). Cóż jeszcze mogę dodać? Ja jestem naprawdę oczarowana tym albumem. Mam nadzieję, że The Pretty Reckless nadal będą tworzyć taką muzykę.

8 Replies to “#25, 26, 27 Rihanna “Loud” (2010) & Alicia Keys “Songs in a Minor” (2001) & The Pretty Reckless “Light Me Up” (2010)”

  1. Myslę, że album Riri oceniłas trochę zbyt nisko. Może i jej piosenki sa teraz mniej oryginalne i nagrane po najmniejszej linii oporu , ale warto docenić to, że Ri próbuje swoich sił w róznych gatunkach muzyki. Co do Cheers, mi osobiście podoba się ta piosenka. A co do sampli z “jeajeah” Avril, to artystka ponoć nie miała tu wiele do poziwedzenia. Miała nagrać z Av duet, tymczasem musiała zadowolić się wokalizą Lavigne. Najlepsza piosenką wg mnie jest California King Bed, nie wiem natomiast czemu napisałaś że Only Girl wypada na tle innych całkiem nieźle. Wg mnie jest to jedna z gorszych kompozycji, szybko wpada w ucho i jednoczesnie szybko się nudzi.Co do Kryśki – nie ma słów. Jej piosenki są absolutnie cudowne.lovelikecrime/

  2. Odniosę się jedynie do Rihanny, ponieważ nie lubię Christiny i jej sylwetka oraz jej piosenki nie są mi dobrze znane. W sumie, to o Riri też nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Znam jedynie “Only girl”, a kilka piosenek z jej najnowszego krążka słyszałam wczoraj w Empiku, ale to za mało, żeby cokolwiek o płycie powiedzieć. Jednak “Only girl” bardzo mi się podoba:)(moje-miasto-muzyki)

  3. Zgadzam się w sprawie Rihanny, choć słyszałam tylko jedną piosenkę. Zdecydowanie przestawiła się na sprzedaż, a nie dobrą muzykę. Jej muzyki mają słuchać głupawe gimnazjalistki, ale skoro to jej szczyt jej ambicji – tak bywa.Co do Christiny… Już od dłuższego czasu zbieram się i zbieram, żeby coś ze Stripped posłuchać. Szukam czegoś na miarę Hurt, You lost me. Uwielbiam te klimaty i głos Xtiny.Co do poprzednich recenzji to muszę coś wytknąć. Nie zgadzam się z opinią o The Time of Our Lives. Jestem fanką Miley i tytułowa piosenka wcale nie jest najgorsza! 🙂 Według mnie ma swoje przesłanie, a i rytm wpada w ucho. Trochę jak nasze Disco Polo (niestety), ale według mnie jest świetna. Zawiodłam się natomiast na Talk is Cheap, czy Obsessed. Ten drugi kawałek kojarzy mi się z Mariah Carrey i jej okropnym Touch my Body. Grr.Wiesz, patrząc na miniaturkę na dolę chciałabym, żebyś jednak wstawiła szablon z Christiną z Burlesque 🙂 Fajny klimat, a czarno-biała Rihanna w zimne dni ejst taka… chłodna.Czekam z niecierpliwością na recenzję kolejnej płyty Seleny. Nie chcę nic mówić, ale jak na mój gust ona nigdy nie powinna śpiewać. Ale okej. Zobaczę Twoją opinię i wtedy jakoś bardziej się rozpiszę.Czy jest możliwość, byś informowała o nowych notkach? Byłabym szalenie wdzięczna. A jeśli nie…. Trudno. Najwyżej będę tu wpadać i sprawdzać, jak się ma blog.To, co robisz jest świetne i rób tak dalej. Mnie się podoba, choć dopiero teraz komentuję. I odpuść sobie te wymiany. Nie są Ci potrzebne, a dają złe pierwsze wrażenie o blogu.Pozdrawiam serdecznie!thetale.blog.onet.pl

  4. Album “Stripped” jest naprawdę dobry, zgadzam się. Warto wyróżnić go m.in. za piękne “Walk away”.Co do “Loud”, singlowe “What’s my name” faktycznie jest słabe. Najbardziej drażni mnie w tym kawałku ciągle powtarzane “ooh na na”. Jednakże zupełnie inaczej podchodzę do “ram pa pa pam” z “Man down”. To kawałek, który ma bardzo fajny reggae’ujący flow, przez co ta wstawka jest tu jak najbardziej na miejscu. Moim zdaniem to jest właśnie najlepszy kawałek na tej płycie. Najoryginalniejszy, przypominający mi trochę egzotyczną Rihannę z początku kariery, z której dziś niewiele zostało, a przede wszystkim JAKIŚ i nie typowo mainstreamowy, jak np. “Only girl”. Dlatego nie uważam, żeby stawianie go w jednym rzędzie z “What’s my name” było słuszne. Ale to oczywiście kwestia gustu. O tyle dziwię się, że to piszę, ponieważ zasadniczo za słonecznymi klimatami reggae zasadniczo nie przepadam. Ale skoro “Man down” jednak mi się spodobało, tym bardziej powinienem go bronić;-) Natomiast sama płyta jest nieco lepsza niż się spodziewałem (a miałem złe przeczucia) – nie jest w całości brzmieniowo podobna do “Only girl”, jak sugerowały media. Okazało się, że jest trochę bardziej różnorodna. Wprawdzie Rihannę stać na więcej, zgadzam się, ale nie ma znowu takiej tragedii. Zresztą ja nigdy nie uważałem jej za superutalentowaną wokalistkę nagrywającą ponadczasowe albumy… Choć na jakimś etapie wydawało mi się, że Rihi będzie jednak stawiać sobie poprzeczkę coraz wyżej, a nie spuszczać z tonu… Najwidoczniej nie jest w stanie sprzeciwić się wytwórni – chyba że jej to również pasuje.Pozdrawiam;-)[muzykoblog.blog.onet.pl]

  5. (Prawie) całkowicie zgadzam się z powyższymi recenzjami. Co do “Stripped” to te kawałki (szczególnie “Cruz” i “I’m OK”) są świetne, ale nie aż takie magiczne. Trochę dziwnie czytało się, że “Stripped zostawił ślad w twoim sercu”. Oprócz tego porażką jest piosenka “Loving me 4 me” oraz niemalże dorównujące słabością “Inflatuaition”. Co do “Loud” to niezgadzam się tylko z “California king (bed)”. Jak dla mnie ta piosenka jest jedną z najgorszych.

  6. hej, jestem pierwszy raz na twoim blogu. Zainteresowały mnie twoje recenzje. Stripped to mój ulubiony album Aguilery, więc całkowicie się z tobą zgadzam. Fighter to mój ulubiony utwór, jest niesamowity. Co do Rihanny to przesłuchałam Loud tylko raz i nie mam zamiaru już nigdy do tego wracać. Naprawdę słaba płyta. Gdyby to nagrała jakaś nieznana wokalistka, przeszłaby bez echa.

  7. Light me up to zdecydowanie najlepszy album na świecie. A co do Taylor to zgadzam się, lepsza z niej piosenkarka niż aktorka. <3

Odpowiedz na „muzykoblogerAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *