Fanką Taylor Swift nie byłam, nie jestem i nie będę. No chyba, że mnie swoją muzyką zaskoczy. Co raczej się nie zdarzy, bo choćby najmniejsza zmiana image’u, jakiś skandalik i liczba fanów leci…w dół. Jednak na dzień dzisiejszy podoba mi się, że nie jest zepsutą przez sławę gwiazdką i coś tam w głowie ma. Jeszcze bardziej pozytywnie wypada, gdy postawi się ją obok niektórych koleżanek z branży. Po muzycznej klapie “Fearless” (moja recenzja) nie oczekiwałam wiele po “Speak Now”. Jednak nową płytę Swift mogę zaliczyć do udanych. Muzyka nie różni się od tej prezentowanej poprzednio. Nadal są to popowe utwiory z wpływami country (“Mean”, “Dear John”). Gdzieniegdzie słychać mocniejsze uderzenia (“Spearks Fly”, “Better Than Revenge”). Pojawiają się też ballady (“Never Grow Up”, “Enchanted”). Największe wrażenie zrobił na mnie utwór “Haunted”. Jest bardzo tajemniczy, niespokojny. Niesamowity. Taki haunted właśnie. Podsumowując. Rewolucji nie ma. “Speak Now” wydaje się być dojrzalszy niż poprzednie dwa albumy Taylor. Niestety, piosenki są do siebie podobne, oparte na tym samym schemacie. Trochę nudno.
Jeszcze jakieś dwa lata temu przyjaciółka Miley Cyrus z filmowego podwórka zarzekała się, że nagra rockowy album. Obietnica bez pokrycia. Trochę szkoda, bo przydałaby się nastolatka, która zapełni lukę po Avril Lavigne. Tak, wiem. Jest jeszcze Hayley Williams i Taylor Momsen, ale ja chcę więcej. Co do Emily – wiele do życzenia pozostawia jej głos. Jeśli chodzi o piosenki. Utrzymane są w popowej stylistyce z domieszką electro. Wychodzi nam mdła, popowa papka. Połowy utworów nie pamiętam. A te, które najbardziej zapadły mi w pamięć to m.in. kiepska ballada “Marisol” i odrobinę rockowy “Let’s Be Friends”. Ten drugi pełni dodatkowo rolę ‘dynamitu’. Kiedy płyta siada, piosenki zlewają się w jedno, otrzymujemy dawkę energii w postaci właśnie “Let’s Be Friends”. Spodziewałam się czegoś lepszego po Emily. Tym bardziej, że nie wyglądała mi na jakąś plastikową blond gwiazdeczkę. Może kiedyś będzie lepiej.
Super, że dałaś dodatkowe recenzje, bo bym do 27 nie wytrzymał xD W zupełności się z tobą zgadzam (choć “FoF” mogłoby dostać mniej).
Ekkksssstrra, że nowe recenzje 😀 Co mam jeszcze powiedzieć nie wiem. do next. [ambulance]
emily dopiero rozwija swoje skrzydla w swiecie muzyki. ma jeszcze duze szanse na zmiane wizerunku, moze kiedys nas zaskoczy?. generalnie nie slucham jej piosenek, z kawalkow taylor kojarze kilka piosenek, ktorych nie mozna sluchac zbyt dlugo, bo niestety szybko sie wg mnie nudzą. jednak taylor nagrywa juz ktoras z rzedu plyte bez chocby odrobiny modyfikacji. ma niezly glos i moglaby sprobawac swoich sil w czyms nowym, a nie tylko country, ktore moze i jest znosne ale mało interesujące.emily jest wciaz pod presja disney’a , przemawia za tym jej wizerunek i muzyka. zero pomyslu na siebie. talent sredni. masakra ;/lovelikecrime
Na mnie płyta Taylor zrobiła dobre wrażenie, poza wspomnianym “Haunted”, uwielbiam “Last Kiss”, piękne po prostu. Jeśli Taylor nadal będzie się rozwijać, to prawdopodobnie jej następna płyta będzie jeszcze lepsza 😉 NN na http://musicisthekey.blog.onet.pl/