#76 Avril Lavigne “Goodbye Lullaby” (2011)

Nigdy nie należałam do grona fanów Avril Lavigne. A nawet jeśli na chwilę wstąpiłam, to “Goodbye Lullaby” sprowadził mnie natychmiast na ziemię. Na pierwszy rzut oka widać, że Avril zdecydowanie odcięła się od młodzieżowej, pop punkowej stylistyki, którą zjednała sobie ludzi. Okładka płyty jest cudowna. Od razu widzimy, że porzuciła imprezową muzykę prezentowaną 4 lata temu na “The Best Damn Thing”. Czyżby się wyszumiała? Stylistyka krążka jest delikatna, balladowa. Piosenki w dużej mierze opowiadają o miłości, bo wszyscy pamiętamy jej rozwód z mężem. Nic nie mam przeciwko balladom. Te w wykonaniu Mariah Carey, Duffy czy Christiny Aguilery chwytają za serce. I właśnie temu, że na “Goodbye Lullaby” dominują spokojne utwory, przypisuję słabe wrażenie, jakie Avril na mnie zrobiła. Tylko “Everybodys Hurts” zaliczyłabym do tych znośnych, łagodnych numerów. “I Love You”, “Not Enough” czy “4 Real” są moim zdaniem okropne. Nie przebijają jednak “Goodbye”. Spodziewałam się czegoś fajnego po tym utworze, ale się zawiodłam. Bardzo nie podoba mi się głos Avril w niektórych momentach tej piosenki. Nawet nie chce mi się wspominać, że na początku o mały włos a wzięłabym “Goodbye” za kontynuację “Black Star”. A jak już jesteśmy przy tej piosence, która otwiera album – lepiej wypadłaby, gdyby umieścić instrumentalną wersję, bez wokalu Avril. Sama melodia jest cudowna. Mogłabym dać szanse akustycznej piosence “Darlin”, ale refren zatarł dobre wrażenie. Na całym “Goodbye Lullaby” pozytywne wrażenie oprócz wspomnianego wcześniej “Everybody hurts” robi na mnie “Smile” i “Alice”. Ten pierwszy jest obok “What The Hell” najbardziej żywym utworem. Przypomina mi czasu “The Best Damn Thing”. Natomiast “Alice” podobała mi się od zawsze. Niezwykle tajemniczy numer. Szansę można byłoby dać każdej piosence zawartej na tym krążku. Razi mnie jednak to, że w większości są to piosenki bez wyrazu. Zero emocji. Nie znam perfect angielskiego i podczas słuchania nie zawsze rozumiałam o czym Lavigne śpiewa. Nie wiedziałam, czy spokojna piosenka ma sprawić, że się uśmiechnę, czy wprowadzić mnie od refleksyjnego nastroju aż po łzy. Denerwowało mnie też to, że po przesłuchaniu jednej piosenki nie pamiętałam poprzedniej. Cóż, mogło być lepiej. 4 lata to sporo, by zgromadzić ciekawy materiał.

4 Replies to “#76 Avril Lavigne “Goodbye Lullaby” (2011)”

  1. piszesz recenzje albumu zupełnie nie znając się na muzyce. akurat w przypadku goodbye lullaby pamięta się poprzednie utwory, bo są po prostu do siebie podobne. to co napisałaś z pewnością recenzją nie jest.nie ma analizy muzyki, linii wokalu… nie nazywaj tego co piszesz recenzję. to recenzją nie jest.

  2. Nie zgadzam się z recenzją Goodbye Lullaby. I skoro nie znasz angielskiego może powinnaś przeczytać tłumaczenie w internecie, bo nie rozumiem jak da się słuchać piosenki i nie wiedzieć o czym ona jest.

    1. Gratuluję, że jesteś na tyle odważna, by krytykować. Z drugiej jednak strony – tchórzliwa nie zostawiając adresu czy choćby maila bym mogła ci odpowiedzieć. Słuchając GL nie miałam otworzonej strony z tłumaczeniami tekstów. Przyzwyczaiłam się, że jest naprawdę wiele piosenek, w których doskonale artysta przekazał emocje, uczucia. Av tego nie potrafiła na tym krążku. Nie mając tłumaczenia piosenek na polski nie wiedziałam czy piosenka ma być smutna czy nie. Bo nie wszystkie ballady muszą być smutne.

  3. A ja się nie zgadzam z tymi komentarzami. Zuziio dobrze recenzuje. Widać, że jesteście jakimiś fankami Avril, które wielbią wszystko, co ona nagra. Płyta jest słabiutka.

Odpowiedz na „~Apple_JazzAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *