#191, 192 Destiny’s Child “8 Days of Christmas” & Christina Aguilera “My Kind of Christmas”

 

Po trzech studyjnych płytach dziewczyny z Destiny’s Child postanowiły przygotować coś specjalnie z myślą o świętach Bożego Narodzenia. Tym ‘czymś’ jest album “8 Days of Christmas”. Beyonce, Kelly i Michelle połączyły w piosenkach gospel oraz typowe dla siebie r&b. A to wszystko utrzymane w tradycyjnym bożonarodzeniowym klimacie. Wyszła im bardzo ciekawa mieszanka.

Cechą charakterystyczną płyt świątecznych jest to, że znajduje się na niej sporo coverów. Nie inaczej jest w przypadku Destiny’s Child. Na dwanaście utworów zaledwie trzy są stworzone specjalnie na ten krążek: “8 days of Christmas”, “Winter Paradise” oraz “Sperad a Little Love on Christmas Day”. Reszta to klasyki. Począwszy od “Silent Night” i “O Holy Night”, przez “This Christmas” po “Little Drummer Boy”.

Moim numerem jeden jest bezapelacyjnie “A DC Christmas Medley”. Kiedy tylko usłyszałam ten numer, zakochałam się w nim. Dziewczyny połączyły ze sobą aż sześć dobrze znanych piosenek: “Santa Claus Is Coming to Town”, “Jingle Bells”, “Frosty the Snowman”, “Have a Holly Jolly Christmas”, “Deck the Halls” oraz “Here Comes Santa Claus”. Zrobione jest to w bardzo dokładny i całkiem ciekawy sposób. Utwór “Santa Claus Is Coming to Town” występuje jako refren. Pozostałe kawałki to zwrotki. Gdybym nie znała tych piosenek, pomyślałabym, że od zawsze stanowiły jedną, zamkniętą całość. Lubię też “8 Days of Christmas”, czyli najbardziej rhytm-and-bluesowy numer na krążku. Podoba mi się szczególnie wizja Bożego Narodzenia, które trwa osiem dni 😉 Całkiem przyjemnie słucha mi się “Silent Night” w wykonaniu Destiny’s Child. Samo brzmienie mnie nie zaskoczyło. To jedna z tych piosenek, których nie powinno się drastycznie przerabiać. Uwielbiam jednak wokale dziewczyn. Wszystkie brzmią super. Jednak ten numer blaknie przy “Do You Hear What I Hear”. Piosenka jest bardzo spokojna, ale melodyjna. Ma w sobie pewną magię. Świetnie, że dziewczyny zdecydowały się ją nagrać. Chyba po raz pierwszy wszystkie brzmią ‘równo’ w jednym utworze. Często przecież było tak, że Beyonce nagle wyjeżdżała ze swoimi partami zagradzając drogę Michelle lub Kelly.

Przy okazji recenzji “Destiny Fulfilled” wyraziłam swój żal, że nigdy jeszcze Michelle nie dostała solowego numeru. Nie znałam wtedy jednak płyty “8 Days of Christmas”. Na niej właśnie możemy usłyszeć piosenkę wykonywaną w całości przez Michelle – “O Holy Night”. Całkiem ładnie jej to wyszło. Warto było poczekać na jej solowy utwór. Nie podoba mi się niestety “This Christmas” w ich wersji. Zupełnie bezbarwny numer. Nie przekonuje mnie też “Platinum Bells”, które ni stąd, ni zowąd pojawia się pomiędzy całkiem dobrym “White Christmas” i wspomnianym wcześniej “O Holy Night”. Nie wnosi nic nowego, ciekawego do tej płyty. Wręcz przeciwnie. Ze świętami najwięcej wspólnego w tej piosence ma końcówka, gdzie dziewczyny mówią: Merry Christmas from Destiny’s Child! (Wesołych świąt życzą Destiny’s Child).

Płyta “8 Days of Christmas” skłoniła mnie do refleksji na temat różnic między Polakami a Amerykanami. Ich świąteczne piosenki są bardzo radosne, pełne magii i zabawy. Te Polskie pełne patosu i powagi. Zero w nich radości. Człowiek ma ochotę przywalić głową w stół słuchając polskich piosenek świątecznych. Amerykanie się po prostu bawią. Nie traktują tego tak bardzo poważnie.

 

Historia “My Kind of Christmas” na mojej półce jest krótka. Kupiłam w kwietniu 2010 i do grudnia 2011 przesłuchałam może ze trzy razy. Nie było okazji. Głupio trochę włączać świąteczne piosenki, kiedy na dworze 30 stopni. Płyta została wydana w 2000 roku. Christina miała wówczas 20 lat. Zaledwie rok wcześniej ukazał się jej debiutancki krążek – “Christina Aguilera”. Moda na wydawanie świątecznych albumów panuje od dłuższego czasu. Każdy ma nadzieję na hit na miarę “All I Want For Christmas Is You” Marii Carey. Jednak słuchając płyty Christiny odniosłam inne wrażenie. Muszę przyznać, że byłam w centrum prawdziwego, świątecznego cudu. Mieliście kiedyś tak, że słuchaliście jakiejś płyty robiąc przy okazji coś innego i nagle…”OMG, to jest przecież genialne!”? Właśnie taki tekst wyrwał mi się podczas uczenia się geografii, kiedy płyta “My Kind of Christmas” była włączona. Już dawno chciałam ją zrecenzować a Święta Bożego narodzenia wydały mi się tym najlepszym czasem na taką ocenę.

Płyta “My Kind of Christmas” to zbiór niezbyt znanych – ale nie tak popularnych jak np. “Last Christmas” – piosenek. Tylko kilka kawałków zostało napisanych specjalnie na ten album. I to od nich właśnie zacznę. “Christmas Time” jest bardzo tanecznym numerem. Uwielbiam szczególnie refren. Piosenkę urozmaica też chórek, który śpiewa coś na kształt “Fa la la la la, fa la la la la la la“. “This Year” to chyba najbardziej rhytm-and-bluesowy numer na płycie. Szczególnie zwrotki mają w sobie sporo z tego gatunku. Na jedenaście utworów tylko trzy zostały przygotowane przez Aguilerę i jej współpracowników specjalnie na ten krążek. Ostatnim z nich jest krótkie “Xtina’s Xmas”. Najdziwniejszy numer. Na piosenka składają się jedynie słowa: it’s Christmas time (PL: czas świąt). Ja sama ten kawałek traktuje jako przerywnik. Interlude. O ile piosenki autorskie są całkiem radosne, może trochę zbyt proste, to coverowane przenoszą Christinę na zupełnie inny poziom. Wiele z nich ma długą historię. Kilka zostało stworzonych ponad 60 lat temu. Kilka innych (z “Angels We Have Heard On High” na czele) pochodzi z XIX wieku! Już na wstępie pochwalę Christinę za to, że nie poszła na łatwiznę i nie wybrała “Jingle Bells” czy “Santa Claus Is Coming to Town”, ale zdecydowała się na mniej znane utwory. Sprawia to, że “My Kind of Christmas” słucha się z zaciekawieniem. Moim numerem jeden jest “Merry Christmas, Baby”. To jak Christina tam śpiewa, przyprawia mnie o ciarki. Pojawiający się później Dr. John świetnie urozmaica tą piosenkę. Razem z Aguilerą stworzyli niesamowity, magiczny duet. Równie mocno lubię “Have Yourself a Merry Little Christmas”. Delikatny, spokojny numer. Christina stworzyła prawdziwą atmosferę świąt. Z kolei “O Holy Night” samo z siebie jest piękne.

Nie mogę uwierzyć, że przez tyle czasu miałam ten album w swojej biblioteczce i nie odkryłam jego magii. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście sama Christina. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że głos ma jak dzwon. Wszystkie piosenki w jej wykonaniu zyskują niepowtarzalną oprawę. Trudno mi uwierzyć, że to ta sama dziewczyna, która rok wcześniej wydała krążek “Christina Aguilera”. Tu brzmi zdecydowanie dojrzalej, lepiej. Uwielbiam stylistykę tej płyty. Nie da się nie usłyszeć, że Aguilera nawiązywała do jazzu. Tak, tak. Przygodę z tym gatunkiem na dobre rozwinęła w 2006 roku (“Back to Basics”). Można oczywiście przyczepić się, że album świąteczny jest tylko z nazwy. Nie ma tu dzwoneczków i innych odgłosów, które mogą kojarzyć się z Bożym Narodzeniem. Są za to piękne melodie, które na pewno nie jednemu umilą czas w oczekiwaniu na święta.


One Reply to “#191, 192 Destiny’s Child “8 Days of Christmas” & Christina Aguilera “My Kind of Christmas””

  1. Wybrałaś akurat te albumy świąteczne, które moim zdaniem nie są do końca udane. Nie od dziś wiadomo, że DC i Ch. A. wokalnie radzą sobie ponadprzeciętnie. Wydaje mi się jednak, że na tych świątecznych albumach wszystkie po prostu przekombinowały. Piszesz, że Amerykanie bawią się świątecznymi melodiami. Faktycznie tak jest (ciekawa uwaga!). Tyle że ja tej zabawy nie słyszę na pewno u Aguilery, która momentami po prostu jest zbyt męcząca, a jej wykonania przyciężkawe dla kogoś, kto ma ochotę na odrobinę świątecznej radości (nie słuchałem wprawdzie całego albumu, ale ta połowa, którą znam, skłoniła mnie właśnie do takich przemyśleń). Więcej zabawy na pewno da się dostrzec (a raczej wyłapać uchem) u DC, które mocno zmodyfikowały niektóre melodie. Niemniej w ich przypadku również nie mogę pozbyć się wrażenia, że dziewczyny najzwyczajniej popisują się swoimi głosami, przez co ta radość, którą powinny nam dawać ich wykonania, jest jakaś taka… mało radosna. Dla mnie obu albumom bardzo, bardzo daleko do tego, co doskonale zrobiła Mariah na “Merry Christmas” z 1994 r. Wszystko to jednak kwestia gustu. Może ja mam po prostu inne oczekiwania niż Ty czy ktoś trzeci. Najważniejsze, żeby znaleźć świąteczny album, który nam się podoba. A co myślą o tym inni, nie ma znaczenia. Na pewno jednak lepiej sięgnąć po album Christiny niż – dajmy na to – tragiczne wykonanie “Last Christmas” przez Hilary Duff.Wesołych Świąt życzę.[muzykoblog.blog.onet.pl]

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *