“Say My Name”, “Survivor”, “Bills, Bills, Bills”, “Bootylicious”. A to tylko wierzchołek hitowej góry lodowej. Amerykański girlsband Destiny’s Child, którego skład zmieniał się na przestrzeni lat, przeszedł do historii jako jedna z najpopularniejszych i najważniejszych żeńskich grup. Każda historia jednak kiedyś się kończy a w przypadku formacji kropką nad i było wydanie albumu “Destiny Fulfilled”, od którego premiery mijają właśnie dwie dekady.
Tag: Michelle Williams
Razem czy osobno? Kariera po girls/boysbandzie
Chwilę temu swój nowy studyjny album zapowiedział Harry Styles, wokalista, którego poznaliśmy za sprawą boysbandu One Direction. Każdemu z członków zespołu lepiej lub gorzej udaje się solowa kariera. Komu jeszcze udało się przebić, a kto musiał obejść się smakiem?
#CUTOFF: październik ’18
ZOOM NA… Destiny’s Child
17 lutego 1998 roku do sklepów trafiła debiutancka, imienna płyta girlsbandu, którego sława szybko wyszła poza granice USA. Destiny’s Child uznawane są dziś za jeden z najważniejszych girlsbandów w historii muzyki, a jego członkinie wciąż są z mniejszym (LaTavia, LeToya) lub większym (Beyoncé) powodzeniem obecne są na scenie. Razem stanowiły jednak siłę, z którą mało która grupa r&b mogła swego czasu konkurować. Wybrałam dziesięć kompozycji, które od Destiny’s Child wypada znać.
RANKING TOP75: najlepsze albumy 2014 roku (75-51)
#501 Michelle Williams “Journey to Freedom” (2014)
Michelle Williams swoją wokalną karierę rozpoczęła od śpiewania w chórkach w jednym z najpopularniejszych girlsbandów w historii muzyki – Destiny’s Child. Pełnoprawną członkinią grupy stała się po odejściu LaTavi Roberson i LeToy’i Luckett. Z otwartymi ramionami przyjęły ją Beyoncé i Kelly Rowland, wraz z którymi nagrała dwie płyty, “Survivor” i pożegnalne “Destiny Fulfilled”. Jednak nawet wtedy wciąż pozostawała w cieniu swoich koleżanek. Być może to spowodowało, że tak szybko postanowiła zacząć działać pod własnym nazwiskiem. W 2002 roku wydała swój solowy album “Heart to Yours”, wyprzedzając tym samym Kelly i Beyoncé, których indywidualne płyty ukazały się dopiero kilka miesięcy później. Pośpiech jednak nie uczynił z Michelle pierwszoligowej wokalistki.
Czytaj dalej #501 Michelle Williams “Journey to Freedom” (2014)
#325 Destiny’s Child “Love Songs” (2013)
Beyonce zabrakło na pieluchy, Michelle marzy o nowej torebce z logo Chanel a Kelly o kolejnych zagranicznych wakacjach pod palmami. No bo jak inaczej wytłumaczyć sens wydawania kolejnej składanki (tak – składanki!) z logo Destiny’s Child? Muszę przyznać, że ekipę dziewczyny mają nadzwyczajną. Z jednego wydarzenia, w tym przypadku – Super Bowl, potrafią zrobić nie tylko wielkie widowisko cieszące oczy i uszy, ale i powiększyć liczbę zer na koncie. Czy gdyby Beyonce nie była gwiazdą tej imprezy “Love Songs” zostałoby wydane? Szczerze w to wątpię. Informacje o tej płycie pojawiły się już po ogłoszeniu, kto zaśpiewa podczas finału Super Bowl. Machina biznesowa się kręci a my dostajemy kolejną składankę od zespołu, który rozpadł się prawie 10 lat temu. Niby z okazji Walentynek, ale ja tam swoje wiem.
#191, 192 Destiny’s Child “8 Days of Christmas” & Christina Aguilera “My Kind of Christmas”
Po trzech studyjnych płytach dziewczyny z Destiny’s Child postanowiły przygotować coś specjalnie z myślą o świętach Bożego Narodzenia. Tym ‘czymś’ jest album “8 Days of Christmas”. Beyonce, Kelly i Michelle połączyły w piosenkach gospel oraz typowe dla siebie r&b. A to wszystko utrzymane w tradycyjnym bożonarodzeniowym klimacie. Wyszła im bardzo ciekawa mieszanka.
Cechą charakterystyczną płyt świątecznych jest to, że znajduje się na niej sporo coverów. Nie inaczej jest w przypadku Destiny’s Child. Na dwanaście utworów zaledwie trzy są stworzone specjalnie na ten krążek: “8 days of Christmas”, “Winter Paradise” oraz “Sperad a Little Love on Christmas Day”. Reszta to klasyki. Począwszy od “Silent Night” i “O Holy Night”, przez “This Christmas” po “Little Drummer Boy”.
#180 Destiny’s Child “Destiny Fulfilled” (2004)
Pożegnalna płyta powinna być albo rewelacyjna albo kiepska. Ma sprawić, że zespół pożegna się z wielbicielami najlepiej jak umiał lub wręcz przeciwnie – pokazać, że jest w słabej formie i zawiesić działalność by fani nie jęczeli. Dziewczyny z Destiny’s Child wybrały niestety opcję po środku. Styl grupy się nie zmienił. Nadal przeważa r&b i pop. Dzięki gościom takim jak T.I. czy Lil Wayne (oboje śpiewają w singlowym przeboju “Soldier”) dostajemy niedużą dawkę hip hopu.
Czytaj dalej #180 Destiny’s Child “Destiny Fulfilled” (2004)
#96, 97, 98 Destiny’s Child “Survivor” (2001) & Mariah Carey “Rainbow” (1999) & Jamelia “Drama” (2000)
“Survivor” to trzeci album zespołu Destiny’s Child nagrany już bez LaTavi Roberson i LaToyi Luckett. Na ich miejsce przyszła Michelle Williams. Dziewczyny już po raz trzeci serwują nam dawkę dobrego r&b podszytego popem i soulem. Podoba mi się rozmieszczenie utworów na tym krążku. Na początku otrzymujemy solidną dawkę energii w postaci takich piosenek jak “Bootylicious” czy “Sexy Daddy” przez nieco spokojniejsze utwory (“Apple Pie A La Mode”, “Dance With Me”) po zanurzenie się w soulowy świat muzyki za sprawą ballad (“Emotion”, “Dangerously In Love”). Mnie osobiście najbardziej rozwalił początek płyty. W pozytywnym sensie. Uwielbiam “Independent Woman” (obie części), taneczne “Bootylicious”, zadziorne “Nasty Girl” oraz będące jakby hymnem, może nawet nieco patetyczne “Survivor”. Podoba mi się tekst tej piosenki. Naprawdę podnosi na duchu. Dziewczyny wymieniają, jak myśleliby o nich byli faceci, a jakie są naprawdę np. Thought I couldn’t breathe without you I’m inhaling (PL: Myślałeś, że bez ciebie nie złapię tchu, lecz ja oddycham ); You thought that I’d be weak without you But I’m stronger(PL: Myślałeś, że będę słaba bez ciebie, ale jestem silniejsza ). Z balladowej części płyty lubię “Emotions” oraz “Brown Eyes”. Nie potrafię przekonać się do piosenki “Dangerously In Love”. Zarówno ta wersja, jak i ta umieszczona na solowym albumie Beyonce po prostu mi się nie podoba. Najgorzej jednak Knowles wypadła w “Happy Face”. Cóż, ja po przesłuchaniu piosenki nie powiedziałabym o sobie, że mam ‘happy face’. Końcówka w jej wykonaniu jest wręcz tragiczna.Jednakże cenię wokal Beyonce, ale umieszczenie na “Survivor” jej solowej piosenki było chyba przesadą. Owszem, soulowy utwór “My Heart Still Beats” jest pięknym utworem, ale zespół to zespół. Na szczęście to jednorazowe ‘potknięcie’. I to mi się właśnie w Destiny’s Child podoba. Wszystkie trzy mają do odśpiewania swoje partie utworu. Nie jest tak, że Kelly i Michelle zostały ‘zdegradowane’ do roli chórku. Płyta podoba mi się znacznie bardziej niż “Destiny’s Child” i tylko nieco lepiej niż “Writting’s On The Wall”.
“Rainbow” to kolejna płyta Mariah Carey. Ja dopiero zaczynam przygodę z tą wokalistką. Znam pojedyncze utwory, ze dwie starsze płyty i nowy, bożonarodzeniowy krążek. Mogę jednak przyznać, że to jej najgorszy album, który już znam. Z okładki płyty szczerzy się do nas ubrana tylko w bieliznę Mariah. ‘Przechodzi’ przez nią tęcza. Cóż, kiczowato to trochę wygląda. Mariah najwyraźniej chciała pokazać byłemu mężowi (rozwiodła się przed wydaniem tego krążka) co stracił. Powróćmy jednak do zawartości. Materiał jest podzielony w miarę równo. Z jednej strony mamy tu taneczne utwory r&b, z drugiej popowe ballady, takie ‘pościelówki’. Sama miałam okazję tego za pierwszym przesłuchiwaniem doświadczyć. Fani Mariah, nie miejcie mi tego za złe. Był poniedziałkowy wieczór, byłam padnięta, i…zasnęłam. Za karę przesłuchałam jeszcze cztery razy. Wydawać by się mogło, że płyta ciągnie się i ciągnie w nieskończoność. Tym bardziej, że niektóre piosenki trwają z 5 minut (“Crybaby”, “Bliss”). A mimo wszystko szybko to leci. Zaskoczyła mnie ilość gości, którzy się tu pojawili. W otwierającym album “Heartbreaker” rapuje Jay-Z. W zmienionej wersji tego utworu (która mi się bardziej podoba) pojawia się Missy Elliott. W “Crybaby” słychać Snoop Dogga, co wcale nie pomaga tej piosence. W “Did I Do That” i “Thank God I Found You” usłyszymy kolejno Mystkial, Master P i 98 Degrees. Mi najbardziej do gustu przypadły dwie ballady – “Against All Odds (Take a Look at Me Now)” i “Petals”. Mariah znana jest głównie z wykonywania ballad, ale nie wszystkie są perfekcyjne. “Against All Odds” jest coverem utwory Phila Collinsa o tym samym tytule. Jest to jedna z tych piosenek, które zna chyba każdy. Może nie tyle w oryginalne, co w cudzej przeróbce. Ta Mariah brzmi świeżo, ciekawie. Lubię również “Petals” chociaż prawie niezauważalnie przechodzi w “Rainbow” (interlude). I to jest dla mnie zagadką – te intra pomiędzy piosenkami. Na “Rainbow” są dwa – “Rainbow” i “Vulnerability”. Nie mam pojęcia, dlaczego ona takie coś dodała. Może miała fragment piosenki a nie chciało jej się wymyślać dalej? Cóż, to jej słodka tajemnica.
Jamelię kojarzę od dłuższego czasu. Zam głównie single. Szczególnie dobrze te z trzeciej płyty artystki. Podczas przygotowań imprezy 1,2,3 it’s r&b postanowiłam zapoznać się z jej płytami. I tak na pierwszy ogień idzie debiut wokalistki – “Drama”. Czy jest to drama-t? Nie chce tak tego nazywać. To w końcu jej pierwszy album. Z jakim krajem kojarzy wam się muzyka r&b? Z USA, prawda? Zaskoczeniem dla was może być fakt, że Jamelia pochodzi z Anglii. Myślałam, że album powali mnie na kolana. Taką przynajmniej miałam nadzieję po dwóch pierwszych utworach. Nawet nie spodziewałam się takiej dawki energii w postaci “One”. Kolejny utwór, “Money”, zaśpiewany razem z Beenie Man’em, chociaż jest z pewnością za długi (6 minut!) to dawka dobrego r&b. Pozostałe piosenki też nie są złe. Problem w tym, że brzmią bardzo podobnie, robione jakby ‘na jedno kopyto’. Niewiele rzeczy można w nich wyróżnić. W “Call Me” podoba mi się końcówka, gdzie słychać odgłos telefonu. I to byłoby chyba wszystko. Pojawiają się i spokojniejsze piosenki. Zaliczyć do nich możemy “Not With You”, “One Day” oraz “Boy Next Door”. Najbardziej z nich do gustu przypadła mi ostatnia z wymienionych piosenek. Nie podoba mi się “Guilty” – utwór zniszczony nie tyle przez Jamelię co tego mężczyznę, który śpiewa w trakcie. Nie podoba mi się, po prostu.