#212 Corinne Bailey Rae “The Sea” (2010)

 

Historia drugiej płyty utalentowanej Brytyjki Corinne Bailey Rae jest tragiczna. Dwa lata przed wydaniem albumu w tragicznych okolicznościach umarł ukochany mąż wokalistki. Przesadził z alkoholem i narkotykami. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak wielki musiał być to cios dla Corinne. Je płyta była już prawie gotowa, ale jak tu śpiewać o szczęśliwej, beztroskiej miłości w obliczu takiego nieszczęścia? Piosenki wylądowały więc w koszu a na ich miejscu pojawiły się nowe. Longplay “The Sea” utrzymany jest w klimacie akustycznego soulu z elementami r&b, jazzu i bluesa.

Nowa płyta artystki nie odbiega od tego, co słyszeliśmy na “Corinne Bailey Rae” z 2006 roku. Na pierwszy plan nadal wysuwa się wokal Corinne. Ma ona bardzo delikatny, łagodny głos. Ja jednak jego fanką nie zostanę. W niektórych utworach trochę mnie drażni (“I’d Do It All Again”). Zaskoczyło mnie, że prawie połowa utworów, jakie znalazły się na “The Sea” to całkiem taneczne piosenki (“The Blackest Lily”, “Paris Nights New York Mornings”). Szybko jednak stwierdziłam, że to dlatego, aby choć trochę pozbierać się po tragedii. Czasem jednak ból bierze nad Corinne przewagę. Zapomnieć w końcu tak łatwo się nie da. Do głosu dochodzi smutek oraz żal i otrzymujemy wzruszający utwór w postaci “The Sea”. Łamiącym się głosem Corinne śpiewa Saw your face in a faded light Said everything, explained everything (PL: Widziałam twoją twarz w wyblakłym świetle, powiedziałam wszystko, wyjaśniłam wszystko). Przyznam jednak, że bardziej podoba mi się szybsza część płyty. Ze spokojniejszych mało która zapada w pamięć. Pamiętam niestety dwie ballady: “Are You Here” oraz “I’d Do It All Again”. Nie potrafię się do nich przekonać. Piosenki same w sobie nie są złe, ale nie podoba mi się wykonanie Corinny. To są właśnie przykłady, gdzie jej anielski głos się nie sprawdza. Nie cierpię tych momentów, kiedy śpiewa wysokim głosem. Ciężko przejść mi przez całe te numery. “Love’s On It’s Way” jest przyjemne, ale w ogóle nie zapada w pamięć. Chociaz przyznam, że podoba mi się moment, kiedy zaczyna grać mocniejsza muzyka. Jak już wspomniałam, uwielbiam bardziej przebojowe utwory w wykonaniu Rae. “Feels Like the First Time” jest bardzo hipnotyzujące. Po jednym przesłuchaniu od razu miałam ochotę nacisnąć “replay”. I tak w kółko. “The Blackest Lily” ma zapadający w pamięć refren. Poza tym od pozostałych kawałków na płycie wyróżnia się mocniejszymi gitarami. Jednak moją ulubioną piosenką z części tych tanecznych jest “Paris Nights New York Mornings”. Zawsze wydawało mi się, że jest na odwrót 😉 Piosenka ma bardzo pogodne uosobienie. Jest lekarstwem na wszystkie smutki. Tekst jest może trochę banalny. Corinne śpiewa o patrzeniu w chmury, picu kawy i ogólnie rozkoszowaniem się życiem. Godne polecenia jest również “Paper Dolls”.

Nowy album Corinne Bailey Rae tylko nieco bardziej podoba mi się od debiutu. Brakuje tutaj różnorodności, jakiegoś mocniejszego punktu, ale na pochwałę zasługują dojrzałe teksty i to, że artystka nie goni za sławą. Musze również przyznać, że “The Sea” to chyba najbardziej intymna i osobista płyta, jaką miałam okazję już ocenić. Corinne nagrała prosty, naturalny album.

4 Replies to “#212 Corinne Bailey Rae “The Sea” (2010)”

  1. nigdy nie wsłuchiwałam się aż tak w piosenki tej wokalistki, ale przyznaję, że ma fajne numery. {theQueen.blog.onet.pl}

  2. hymmm… nie znam ani artystki ani nigdy nie slyszalam o tej plycie. ale po twojej ocenie i recenzji widac ze chyba warto ją przesłuchać…ADELEZONE

  3. Oczywiście ,że tak!!!!!!!!!Bardzo podziwiam Ciebie za wytrwałość w prowadzeniu tego bloga!Często go odwiedzam i bardzo lubie czytać twoje opinie o płytach!!!!!!!Ogólnie to jestem fanem Jennifer Lopez ale słucham też innej muzyki…

  4. Dziękuję pięknie za recenzję Corinne 😉 Ciekawa byłam Twojej opinii, chodź sama oceniłabym ją trochę inaczej. Moją ulubioną piosenką jest zdecydowanie “The Blackest Lily”, uwielbiam charyzmę tego nagrania, Corinnka pokazała, że ma pazurki 😛 Do tego również urocze “Paris Nights/New York Mornings” czy delikatne tytułowe “The Sea”, jednak utwory, które Ty dałaś do najgorszych, ja dałabym do najlepszych. Kocham tę nutkę tajemniczości w “Are You Here”, oraz wyraźny ból i cierpienie w “I’d Do It All Again”, z pewnością trzeba dużo przejść, żeby tak emocjonalnie zaśpiewać…tym większe brawa dla Corinne! Mam już kolejne płyty do zrecenzowania dla Ciebie, ale nie chcę się narzucać :p Cieplutko zapraszam na nowe notowanie na http://www.twoje-hity.blogspot.com

Odpowiedz na „bartekm94@autograf.plAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *