#217 Sugababes “One Touch” (2000)


Dawno, dawno temu, zanim jeszcze ukazała się kiepska płyta “Sweet 7”, a nuconego przez wszystkich kawałka “Push the Button” nie było nawet w planach, trzy nastolatki z Wielkiej Brytanii postanowiły założyć zespół. Tak szczerze – kto z nas nie chciał być kiedyś wokalistką/wokalistą? Nic z tych marzeń nie wyszło. Keisha, Mutya oraz Siobhan były jednak zdeterminowane i pewne sukcesu. Ich debiutancki krążek „One Touch” ukazał się w 2000 roku. Wszystkie trzy miały wtedy po 16 lat. Dowiedziałam się o tym niedawno, ale do kwestii ich wieku jeszcze wrócę. Dziewczyny były więc w podobnym wieku co ich koleżanki z Destiny’s Child. Można nawet powiedzieć, że Sugababes są brytyjską odpowiedzią na trio (wcześniej kwartet) z Ameryki. Jednak jak już nie raz udowodnili nam Anglicy, muzyka tworzona przez ich wykonawców jest nie rzadko na wyższym poziomie niż ta zza oceanu. Czy Sugababes potwierdzą, czy obalą tę hipotezę?

Jeśli zespół Sugababes kojarzycie tylko i wyłącznie z ich ostatnich dokonań, czyli słabej jakości utworów łączących w sobie pop i electro, po przesłuchaniu „One Touch” możecie być bardzo zaskoczeni.  Jest to mocna mieszanka popu z r&b, muzyką urban oraz pościelowym soulem (np. ballada „Promises”). Zanim przejdę do komentowania poszczególnych utworów dodam, że Sugababes jest jedynym zespołem, w którym nie ma już ani jednej dziewczyny z początkowego składu. To w dużym mierze przyczyniło się do pogorszenia się muzyki grupy. Wielokrotnie w szkole itp. miałam okazję sprawdzić prawdziwość powiedzenia „pierwsza myśl jest zawsze najlepsza”. Analogicznie – „pierwszy skład jest zawsze najlepszy”. Jak najbardziej dotyczy to zespołu Sugababes. Te (wówczas) 16-latki pokazały mi, że nie należy wrzucać wszystkich nastolatek do jednego worka. Kiedy słucha się po raz pierwszy „One Touch”, ma się wrażenie, że dziewczyny sporo już w życiu doświadczyły. To zupełnie odbiega od ich rzeczywistego wieku. Brzmią bardzo dojrzale, ale uroczo i trochę nawet słodko. Potrzeba sporo czasu, by poznać ich debiutancki krążek na tyle, by bez problemów potrafić zanucić każdy z numerów. Ja tyle czasu jednak nie miałam, więc ich piosenki wciąż mi się nieco mieszają. To jedyny minus albumu. Na pewno wyróżnia się pierwszy wielki hit dziewczyn – nagranie „Overload”. Taneczny, pozytywny numer. Równie dobre jest bujające „One Foot In”. Dziewczyny brzmią w nim nieco inaczej, niż w innych utworach. Trochę zadziornie, mniej słodko i niewinnie. Podobnie sprawa się ma w „Real Thing”. Mi się ta piosenka kojarzy z wczesną Britney Spears z czym bardzo dobrze współgra data wydania „One Touch”.  Do moich ulubionych kawałków z miejsca zaliczyłam „Same Old Story”. Sugababes świetnie wpasowały się w sytuację. Śpiewają Telling me the same old story Everyday the same old story (…) You ain’t gonna waste my time (PL: Mówisz mi tą samą starą opowieść, codziennie tą samą opowieść, (…) nie marnuj mojego czasu) zniecierpliwionym i nieco znudzonym głosem. Słychać, że ta sytuacja mocno już je irytuje. Mnie jednak najbardziej Keisha, Mutya i Siobhan zaczarowały za sprawą ballad i spokojnych kompozycji.  Ich głosy w takich utworach brzmią wspaniale. Świetnie się dopełniają. Najbardziej lubię takie momenty, kiedy wszystkie trzy śpiewają na raz. Perfekcja. Rewelacyjnym utworem jest „Soul Sound”. Bardzo spokojnym, stonowanym. Trochę gorzej na tym tle wypada tytułowy kawałek – „One Touch”. Bardzo szybko się o nim zapomina. Co innego „New Year”. Na początku zastanawiałam się, co robi tu świąteczna piosenka. Po prześledzeniu tekstu prawa okazała się nieco inna. Jest to smutny, gorzki kawałek o minionej miłości: I’m older than my years Drowing in my tears Surrounded by the fear Since you went away, a year ago At Christmas (PL: Jestem dorosła jak na swoje lata Tonę we łzach Otacza mnie strach Od kiedy odszedłeś rok temu, W święta).

Sugababes wielokrotnie porównywane było do Destiny’s Child. Jednak jak pokazały – więcej ich dzieli niż łączy. Trio z Anglii jest mniej komercyjne. Ich utwory to wprawdzie pop, ale świetnie połączony z r&b i soulem. Śpiewają też lepiej niż dziewczyny z USA. Słychać, że lepiej się między sobą dogadują. Nie ma tak, że jedna traktowana jest lepiej itp. W ich muzyce czuć, że wspólne śpiewanie sprawia im masę frajdy. Są bardzo naturalne, nie udają kogoś, kim nie są. Na tle innych girlsbandów prezentują się świetnie. Ich muzyka jest bardziej elegancka i świeża. Nie nastawiona na sam zysk. Jedynym minusem jest jednostajność albumu. . Argumentuję to jednak tym, że chciały, by krążek był spójny. Aż nie mogę uwierzyć, co teraz wydawane jest pod szyldem „Sugababes”. Dawne Sugababes były bardziej dojrzałe i skupione na muzyce niż aktualne. Ponoć ludzie na starość dziecinnieją…

5 Replies to “#217 Sugababes “One Touch” (2000)”

  1. Dziewczyny najbardziej kojarzę dzięki “Push the Button”:) I tak chyba już pozostanie do końca;)Ich nowych dokonan nawet nie znam i… nie chcę znać

  2. Sugababes kiedys były zespołem. Uważam za ich najlepsze czasy właśnie “Push The Button.” Szkoda, że nie spiewają już w jakimkolwiek swoim starym składzie, bo muzykę miały super. Pozdrawiam [wildflowers]

  3. kiedyś bardzo lubiłam piosenki tego zespołu i do dzisiaj czasami jakiejś słucham. ;> {theQueen.blog.onet.pl}

Odpowiedz na „TheQueenAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *