#253 Joss Stone “Colour Me Free” (2009)

Ach, ta Joss. Swoimi dwoma pierwszymi płytami („The Soul Session”, „Mind, Body & Soul”) wyrobiła sobie u mnie ciepłą posadkę w zbiorze najbardziej cenionych przeze mnie artystek.Potem trochę spadła za sprawą wtórnego „Introducing Joss Stone”, by z podwójną mocą uderzyć z krążkiem „Colour Me Free”. Romans ze zwykłym popem i r&b, który zaprezentowała na trzecim albumie średnio jej się udał. Mnie niestety zawiódł. O ile zazwyczaj muzyka Joss często wywoływała na mojej twarzy uśmiech, tak przy “Introducing Joss Stone” ciężko było mi powstrzymać ziewanie. Inaczej więc być nie może – “Colour Me Free” to powrót do formy. A nawet o krok dalej.

Tytuł czwartej płyty Joss Stone jest dość przekorny. ‘Colour me free’ można przetłumaczyć jako ‘pokoloruj mnie, jak chcesz’. Odłóżmy jednak ‘kredki’ na miejsce. Muzyka Joss nie potrzebuje żadnych dodatków ani udziwnień. Niech zostanie taka, jaka tu jest – wspaniała oraz prosta, ale piękna. Utwory na “Colour Me Free” to mieszanka nie tylko popu i r&b, ale przede wszystkim porządnego soulu, jazzu, bluesa a nawet muzyki gospel. Album został ponoć nagrany w tydzień. W tak krótkim czasie ciężko jest nagrać coś dobrego. A jednak. Joss się to udało. W wywiadach mówiła: wraz z kilkoma muzykami i kompozytorami gramy muzykę i po prostu improwizujemy. Płyta zrodziła się spontanicznie, z potrzeby serca. I jak tu jej nie wierzyć?

Album promowany był przez zaledwie dwa single. Jednym z nich była utrzymana w szybkim tempie, soulowa piosenka zawierająca elementy rocka “Free Me”, która jednocześnie otwiera album i wprowadza nas w klimat muzyki Joss. Dużego sukcesy utwór nie odniósł. Na angielskiej liście przebojów nie był chyba nawet notowany. Drugi kawałek, który został wyznaczony do zachęcania słuchaczy do sięgnięcia po “Colour Me Free”, to ballada “Stalemate”. Obok Joss słyszymy w nim Jamie’go Hartmanna. Ich głosy świetnie się dopełniają. Sama piosenka również jest świetna. Bardzo emocjonalna, pełna gitar. Na pewno spodoba się osobom, które cenią sobie dobre, pop rockowe granie. Nie powiem, mnie zauroczył.

Chociaż jak bardzo chwaliłabym utwór “Stalemate” czy “Free Me”, blakną one przy “Lady”. Mogę szczerze powiedzieć, że to moja ulubiona piosenka z repertuary Joss. Nie “Less Is More”, nie “Security” ani nawet “L.O.V.E”. Uwielbiam w “Lady” tę elegancję. Utwór ma po prostu klasę. Joss też brzmi rewelacyjnie, a sama muzyka hipnotyzuje. Równie dobre jest „Governmentalist”, w którym pojawia się gościnnie Nas. Piosenka jest świetnym przykładem połączenia wysokiej jakości soulu i rhytm-and-bluesa z hip hopem.

Chociaż na swoich poprzednich albumach Joss flirtowała z jazzem, nigdy wcześniej nie przybrało to takich rozmiarów jak na „Colour Me Free”. Taką muzykę słychać w „4 and 20”. Delikatny tym razem wokal Joss ładnie komponuje się ze smyczkami i trąbką. Szkoda tylko, że piosenka jest nieco nużąca. Co innego jednak „I Believe It to My Soul”. Najbardziej uwielbiam w niej ‘solówkę’ na saksofonie. No i samo wykonanie Joss. Świetnie operuje swoim wokalem. Czasem krzyczy, czasem zniża głos. Grunt, że nie śpiewa przez cały utwór jednakowo.

Jedyny minus, jaki dałabym czwartemu albumowi wokalistki, to brak potencjalnych hitów. Utworom Joss bardzo trudno przebić się na listach przebojów. Chociaż nie jest to przecież  najważniejsze, jakoś musi promować swoją muzykę. Mało która piosenka z „Colour Me Free” szybko wpada w ucho i zostaje tam na dłużej. Oprócz tych, o których już wspomniałam w swojej recenzji, duże potencjał ma jeszcze szybkie „Incredible” oraz „You Got the Love”, które bez mrugnięcia okiem mogę nazwać najciekawszą pozycją na krążku. A to dzięki chórowi gospel, który pojawia się w „You Got the Love” obok Joss Stone. Razem brzmią nieziemsko. Na zakończenie warto jeszcze wspomnieć co nieco o balladzie „Girlfriend on Demand”. Podoba mi się tekst. Opowiada o tym, jak wybranek artystki nie chce się przyznać nikomu, że są razem: You whisper that you love me, but you won’t say it out loud, you act like you’re ashamed o be with me (PL: Szepczesz, że mnie kochasz, lecz nie chcesz powiedzieć tego głośno, zachowujesz się tak jakbyś się wstydził być ze mną).

Czy płyta ma jakieś słabe punkty? Moim zdaniem nie. Każdej piosenki słucha się z przyjemnością. A że nie zostają w pamięci? Trudno, zmuszają to słuchacza do ponownego (i jeszcze jednego, i następnego) sięgnięcia po „Colour Me Free”. Album różni się trochę od tego, co artystka serwowała nam na trzech poprzednich krążkach. Mniej tu r&b, więcej soulu i jazzu.

3 Replies to “#253 Joss Stone “Colour Me Free” (2009)”

  1. Może dlatego, że jeszcze jej puszczają w kólko i nie zdazyła sie osłuchać.Jest takie przysłowie, że ludzie zazwyczaj lubią to co już znają i trochę w tym racji. Co do Twojego postu przyznam, że niewiele znam piosenek Joss Stone, ale ogólnie jest ok. A albumu posłucham całego, no przynajmniej postaram się 😉 muzyczna19.blogspot.com

  2. Ehhh niestety nie znam Joss, ale zapewne zapoznam sie z jej karierą 😀 Ikonki są cudowne ;* // LOVESTATION

  3. Uwielbiam “Colour Me Free”, zdecydowanie mój ulubiony krążek od Joss. Kocham “Lady” <3 Moja ukochana piosenka od Joss, tekst powala, szczególnie jeden fragment mi się podobał ;) Reszta albumu też trzyma poziom. Szkoda, że Joss mimo talentu teraz nie robi furory, jej czas chyba już przeminął...dzięki za Jaśminkę, zaraz skomentuję ;) Nowe notowanie - http://www.twoje-hity.blogspot.com/ ;*

Odpowiedz na „~pieces of a dreamAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *