RANKING TOP75: najlepsze albumy 2014 roku (25-1)

25. YOU+ME ROSE AVE. You+Me jest wspólnym projektem P!nk, która ponad dwa lata temu wydała naładowany przebojami album, i Dallasa Greena, występującego jako City and Colour. Lubię natrafiać na płyty takie, jak “rose ave.” – powstałe z potrzeby podzielenia się ze słuchaczami ważnymi dla artysty piosenkami (tu – folkowymi, balladowymi), a nie aspirujące do bycia sprzedażowym hitem. Wprawdzie mało która kompozycja zostaje od razu w głowie, ale wracanie do nich to prawdziwa przyjemność. Mam tylko nadzieję, że You+Me nie będzie duetem jednego albumu. Polecam: Capsized, Gently, No Ordinary Love.

24. AMY LEE & DAVE EGGAR AFTERMATH Chociaż jestem fanką twórczości zespołu Evanescence, marzyłam o solowej płycie Amy Lee. „Aftermath” może i nie zastępuje mi jej, ale i tak cieszę się, że otrzymaliśmy od artystki piosenki, które nie tylko pokazują, jak świetnym głosem dysponuje, ale i potwierdzają jej kompozytorski talent. Instrumentalne kompozycje naprawdę oddziałują na emocje, a śpiewane prezentują nam Amy z nieznanej wcześniej strony. Kto by się spodziewał, że usłyszymy ją kiedyś w niemalże klubowym “Push the Button” czy elektroniczno-klasycznym „Can’t Stop What’s Coming”? Polecam: Lockdown, Remember to Breathe, Voice in My Head.

23. HOZIER HOZIER Na irlandzkiego wokalistę i muzyka uwagę zwróciłam już kilka miesięcy temu. Poznałam wówczas kilka jego piosenek i określiłam go mianem nowego Finka (wszystko przez podobną wrażliwość muzyczną i niesamowicie głęboki głos). Dziś jednak z tych słów po części się wycofuję, bo o ile Fink przebywa ciągle w swoim nieco melancholijnym i smutnym świecie, tak Hozier od czasu do czasu zapodaje nam szybsze, żywsze kawałki, będące mieszanką bluesa, indie rocka a nawet soulu. Chciałabym, by więcej takich płyt jak ta pojawiało się co roku na sklepowych półkach. Polecam: Take Me to Church, From Eden, Work Song.

22. THOM YORKE TOMORROW’S MODER BOXES Panie i Panowie – jedna z najlepiej sprzedających się płyt 2014 roku. Wydana nagle, na torrentach. Do kupienia za dosłownie kilka dolarów. Warto się w nią zaopatrzyć, bo Thom (wokalista Radiohead) solową muzykę prezentuje nam bardzo rzadko. “Tomorrow’s Moder Boxes” to ośmiotrackowe wydawnictwo pokazujące nam, w jak ładny, niekonwencjonalny sposób można wykorzystać komputery – tworząc udaną syntezę elektronicznych brzmień z melodiami żywych instrumentów. Zdanie może i proste, ale sama muzyka zawarta na nowym albumie Yorka już bardziej wymagająca. Polecam: Guess Again!, Interference, Pink Section.

21. ERLEND ØYE LEGAO Zastanawialiście się kiedyś, jak Damon Albarn brzmiałby na tle słonecznych muzycznych podkładów, będących mieszanką reggae, orkiestrowych brzmień i szlachetnego popu? Ja też nie, dlatego album “Legao” norweskiego artysty Erlenda Qye’a jest dla mnie taką niespodzianką. Wokalista ma nie tylko podobną barwę głosu do Albarna, ale śpiewa z takim samym spokojem czy nawet smutkiem. Krążek ten to świetna propozycja szczególnie na wrześniowe wieczory, kiedy powoli żegnamy lato. Polecam: Fence in Me, Peng Pong, Save Some Loving.

20. COLDPLAY GHOST STORIES Kiedy pierwszy raz sięgnęłam po „Ghost Stories”, byłam nieco zawiedziona. Wolałam, by Coldplay wrócili do brzmień znanych mi z np. „Parachutes”. Tak się nie stało, jednak proponowana przez nich wędrówka w elektroniczne rejony wyszła ich twórczości na dobre. Choć „Ghost Stories” pod tym względem jest albumem dość nierównym. Z jednej strony mamy naprawdę eksperymentalne „Midnight” czy „O”, z drugiej zaś radiowe, komercyjne kompozycje („Magic”, „A Sky Full of Stars”). „Ghost Stories” nie jest ani najlepszą, ani najgorszą płytą Coldplay. Do kilku piosenek będę wracać bardzo często, bo słuchanie ich dostarcza mi niezapomnianych emocji. Polecam: Midnight, Oceans, O.

19. MARY J. BLIGE THE LONDON SESSIONS Amerykańska diva jest marnym materiałem dla hejterów. Nie ma jej po prostu za co krytykować. Każda jej płyta trzyma poziom. Nie inaczej jest z “The London Sessions”, naganą w stolicy Anglii pod okiem tamtejszych artystów z Disclosure i Samem Smithem na czele. Muzyka Mary chyba jeszcze nigdy nie brzmiała tak świeżo. Artystka do swojej melodii dodała nowoczesne brzmienie, ale pozostała w tym wszystkim sobą. I za to największe brawa. Polecam: Therapy, Not Loving You, Right Now.

18. CURLY HEADS RUBY DRESS SKINNY DOG Tak jak Dawid Podsiadło na „Comfort and Happiness” serwował nam wyciszone, spokojne kompozycje, tak muzyka jego zespołu zmierza w zupełnie innym kierunku. Jest rockowo, jest głośno. Gitary szaleją, perkusista nie oszczędza swego instrumentu, Dawid się wydziera – wszystkie te czynniki tworzą album ostry, pełen młodzieńczego buntu, ale nie pozbawiony melodyjności i przebojowości. Jedna z lepszych polskich płyt 2014 roku, która z powodzeniem mogłaby być sprzedawana za granicą. Polecam: Synthlove, M.A.B, Till You Got Me.

17. THE BLACK KEYS TURN BLUE  Uwielbiam The Black Keys w bluesowym wydaniu, ale równie mocno lubię w tym bardziej komercyjnym, lżejszym. To po prostu taki zespół, który tandety nam nie wciśnie. O wysoką jakość ich nagrań możemy być spokojni. Album „Turn Blue” podoba mi się, choć to dość odważne stwierdzenie, najbardziej ze wszystkich płyt duetu. Ciekawe, w jakim stopniu na bardzo dobrą ocenę tego krążka wpłynęła jaskrawa, zakręcona okładka, która zahipnotyzuje prawie każdego. Ze mną jej się udało. “Turn Blue” to album rockowy, z małą namiastką bluesa, innowacyjny, brzmiący współcześnie. Polecam: Weight of Love, Turn Blue, It’s Up to You Now.

16. TONY BENNETT & LADY GAGA CHEEK TO CHEEK Obydwoje potrzebowali tej płyty. On ma szanse zyskać uwagę młodszych pokoleń, ona zaś może trafić do ludzi, którzy dotąd ją ignorowali. Wspólny album Gagi i Bennetta cechuje bogactwo dźwięków i wrażeń. Piękne, orkiestrowe melodie, świetnie dobrane kompozycje no i Lady Gaga, która w jazzie brzmi dużo lepiej niż w electropopie i pokazuje nam, że ma wspaniały głos, który krył się zawsze pod komputerowymi efektami. Jedna z najciekawszych płyt roku. Polecam: Lush Life, But Beautiful, Nature Boy.

15. ROYAL BLOOD ROYAL BLOOD Muzyka debiutującego brytyjskiego duetu Roya Blood przywodzi na myśl twórczość takich grup jak The Black Keys, The White Stripes czy Queens of the Stone Age. Zaś sam wokalista, Mike Kerr, wydaje się być młodszym bratem Jacka White’a. Takie zestawienie gwiazd nie mogło źle wpłynąć na muzykę Royal Blood. Jest głośno i żywiołowo. Bardzo spontanicznie i rześko. Gitarowy album roku?  Polecam: Out of the Black, Figure It Out, Ten Tonne Skeleton.

14. ZAZ PARIS Nie przepadam za językiem francuskim, przyznaję od razu. Jest jednak wokalistka, której z przyjemnością słucham, choć pochodzi z Francji. Co więcej – lubi to podkreślać, nie sięgając po angielskie kompozycje, i wydając płyty takie, jak „Paris”. Krążek ten poświęcony jest stolicy Francji. Jest więc bardzo elegancko i dziewczęco. A przede wszystkim, co ujęło mnie najbardziej, z retro klimatem. Nowe wydawnictwo Zaz to wspaniały wehikuł czasu. Polecam: Champs Elysees, Paris sera toujours Pari, La Parisienne.

13. BROKEN BELLS AFTER THE DISCO Po zakończonej imprezie post-dyskotekowe nagrania duetu zadziałają jak balsam na nasze poranione ciężkimi bitami uszy. Płyta “After the Disco” jest tak subtelnie przebojowa, że nie wybija nas z imprezowego klimatu. Nie jest to krążek mający rozgrzewać klubowe parkiety, choć piosenek z tanecznym potencjałem znajdziemy na nim więcej niż na albumie niejednej topowej wokalistki. Lubię określać drugą płytę Briana i Jamesa zestawem utworów, które mogą połączyć miłośników indie rockowego grania, z fanami niesztampowych elektronicznych rozwiązań. Polecam: Holding On For Life, Leave It Alone, The Angel and the Fool.

12. JENNIFER HUDSON JHUD Artystka zrobiła coś, o co bym jej wcześniej nie posądzała – odbyła krótką podróż w czasie. Jej piosenki są bowiem próbą odnalezienia syntezy współczesnej muzyki z brzmieniami kilku poprzednich dekad (lata 70., 80. i 90. odznaczyły się tu najbardziej). I to syntezą nie tylko interesującą, ale przede wszystkim świetną, pierwszorzędną, wyśmienitą. W efekcie otrzymujemy chociażby energetyczne disco w stylu Diany Ross czy piękną balladę jakby wziętą z płyty Whitney Houston. Polecam: He Ain’t Goin’ Nowhere, Bring Back the Music, Moan.

11. KELIS FOOD Przejście artystki do Ninja Tune jest chyba najlepszym, że się tak wyrażę, transferem 2014 roku. Szósty album Amerykanki to swoiste back to basics. Nawiązując swobodnie do tytułu płyty, możemy powiedzieć, że Kelis zaprasza nas do swojej kuchni na pokaz gotowania. Przyrządza smaczne danie z takich składników jak funk, soul, wyrafinowane r&b. Całość polewa gęstym sosem retro. Nie zapomina również o ładnej elektronicznej dekoracji, która w żadnym wypadku nie zmienia smaku całej potrawy. Kelis z powodzeniem zakończyła swoje „Kuchenne rewolucje” i od razu stała się „Master Chefem”. Polecam: Change, Floyd, Dreamer.

10. FKA TWIGS LP1 Królowa PBR&B, zwanego też alternatywnym r&b? To się dopiero okaże, ale wiadome już jest, że FKA twigs to najbarwniejsza debiutantka roku. Cenię to, że „LP1″ nie jest oczywistym krążkiem. Niby FKA twigs odsłania przed nami fragment swojego życia, ale robi to bardzo subtelnie, zachowując cząstkę tajemnicy. Mimo sporej ilości dźwięków i barw jej debiutancki album wydaje się być dość zimny, surowy i hermetyczny. “LP1” to spójny krążek, którego słuchanie nie nudzi, lecz sprawia niekłamaną przyjemność. Polecam: Numbers, Closer, Kicks.

9. AZEALIA BANKS BROKE WITH EXPENSIVE TASTE Można Azeali Banks nie lubić. Ja sama raczej nie chciałabym się z nią zaprzyjaźnić. Jednak nie można powiedzieć, że dziewczyna nie zna się na swoim fachu. Chociaż premiera płyty przekładana była w nieskończoność, warto było czekać na debiutanckie dzieło raperki. Tytuł “Broke With Expensive Taste” w wolnym tłumaczeniu oznaczać może zerwanie z drogim smakiem. Mimo, iż utwory Azeali pozbawione są elegancji czy wytworności, nie brzmią jak tanie pioseneczki stworzone na kolanie, mające zadowolić zwykłego Kowalskiego. To porcja mocnej muzyki i na imprezę, i do posłuchania w domowym zaciszu. Polecam: Gimme a Chance, Desperado, Nude Beach a Go-Go.

8. SBTRKT WONDER WHERE WE LAND Takiej płyty mi brakowało. Jednocześnie przebojowej, z komercyjnym pierwiastkiem, ale wartościowej i intrygującej. SBTRKT z powodzeniem łączy komputerowe brzmienie z filmowymi, balladowymi czy hip hopowymi klimatami, pokazując nam, że elektronika nie jeden ma wymiar. Nad jego utworami unosi się tajemniczy, posępny nastrój. Ciekawie wypada też lista gości (m.in. Jessie Ware, Ezra Koenig), ale i tak na pierwszy plan wysuwają się wciągające melodie stworzone przez brytyjskiego producenta. Polecam: Wonder Where We Land, NEW DORP. NEW YORK, Higher.

7. LEONARD COHEN POPULAR PROBLEMS Niektórym artystom emerytura nie jest po prostu pisana. Zresztą takiemu Cohenowi (dziś mającemu osiemdziesiąt lat), występującemu od lat 50., fani nie pozwoliliby chyba na nią się udać. Nie po takiej płycie jak “Popular Problems”, pełnej żywych, bluesowo-folkowych melodii, emocji i pięknych wokali – nie tylko wciąż czarującego i uwodzącego hipnotyzującym, niskim głosem Cohena, ale i kobiecych chórków, które twórczości artysty towarzyszyły od zawsze. “Popular Problems” to płyta z niewątpliwą klasą. Polecam: Almost Like a Blues, Slow, My Oh My.

6. DAMON ALBARN EVERYDAY ROBOTS Po latach spędzonych w najróżniejszych kapelach, Albarn postanowił zajrzeć w głąb własnej duszy i nagrać płytę w stu procentach swoją. Serwuje nam alternatywny pop ładnie połączony z trip hopowymi melodiami. Cały album brzmi bardzo ascetycznie i minimalistycznie. „Everyday Robots” to trudna, ale piękna i niesamowicie melancholijna płyta. Celnie trafiająca w mój gust. Pochwalić mogę prostą, ale efektowną muzykę oraz szczere teksty, opowiadające m.in. naszym uzależnieniu od elektronicznych urządzeń, oraz o przeszłości wokalisty. Polecam: Hostiles, Hollow Ponds, The Selfish Giant.

5. ANNA CALVI STRANGE WEATHER EP Po dwóch w pełni autorskich albumach, Anna postanowiła zmierzyć się z materiałem cenionych przez nią artystów. Otrzymujemy od niej pięć kompozycji, których oryginalnymi twórcami są m.in. David Bowie (“Lady Grinning Soul”) czy członkowie zespołu Suicide (“Ghost Rider”). Jej mini album czaruje surowym klimatem. Wspaniałym dopełnieniem nagrań jest oczywiście sama Calvi, która już nie raz i nie dwa pokazała, że śpiewając, oddaje nam cząstkę siebie. Jej interpretacje znanych-nieznanych piosenek zwyczajnie zachwycają. I na tym zakończmy. Polecam: Papi Pacify, Lady Grinning Soul, Ghost Rider.

4. LANA DEL REY ULTRAVIOLENCE Pierwszy kontakt z tym albumem nie należał do przyjemnych. Muzyka Lany zaczęła mnie nudzić. Jednak im częściej sięgałam po nowe kompozycje artystki, tym bardziej mnie one hipnotyzowały i zachwycały. „Ultraviolence” to krążek dużo dojrzalszy niż „Born to Die”. Nie brzmiący jak przypadkowy zbiór kilku utworów, ale tworzący piękną, klimatyczną całość. Spora w tym zasługa producenta płyty, Dana Auerbacha, który dodał do nich sporo gitarowego grania, przez co muzyka wokalistki nabrała trochę bluesowego smaku. Fanów “Summertime Sadness” nowa Lana zanudzi i zmęczy – mnie jednak oczarowała. Polecam: Pretty When You Cry, Old Money, The Other Woman.

3. THE PRETTY RECKLESS GOING TO HELL Zmierzając do piekła lądujesz w muzycznym niebie? To znak, że przesłuchałeś drugi album The Pretty Reckless “Going to Hell”. Muzyka grupy stała się ostrzejsza i bezkompromisowa. Z powodzeniem połączyli klasycznego rocka z hard rockiem otrzymując zestaw dwunastu świetnie skomponowanych i napisanych piosenek, które potrafią słuchacza poruszyć i oczarować. Wielkim atutem grupy jest wokalistka, Taylor Momsen, która mimo młodego wieku świetnie panuje nad swoim głosem. Czasem jest czuła, czasem ostra i seksowna. Zawsze jednak opanowana, choć na swój własny sposób. Polecam: Waiting For a Friend, House on a Hill, Sweet Things.

2. SHE & HIM CLASSIC Ona to aktorka Zooey Deschanel, on to wokalista i muzyk M. Ward. Na ich płytę “Classic” trafiłam przypadkiem. Zauroczył mnie ich singiel “Stay Awhile”. Brzmiał tak… niewspółcześnie. Zresztą, o czym przekonałam się później, cała ich jazzująca płyta “Classic” składa się ze stylizowanych na lata 30. i 40. kompozycji. Uwielbiam takie klimaty, więc z łatwością zakochałam się w ich coverach utworów, które są z nami od parudziesięciu lat i nie tracą na aktualności. “Classic” jest najbardziej stylowym albumem 2014 roku. Polecam: Stars Fell on Alabama, We’ll Meet Again, It’s Not For Me to Say.

1. FINK HARD BELIEVER Raz na jakiś czas zdarzają się artyści, którzy po prostu nie zawodzą, których każdą kolejną płytę włącza się z uśmiechem na ustach i bez nerwów, że coś mogło pójść nie tak. Fink po raz kolejny prezentuje album, o którym powiedzieć, że jest tylko dobry, to bluźnierstwo. Na “Hard Believer” kontynuuje to, co zaczął na “Perfect Darkness”. Serwuje nam więc indie rockowe i bluesowe utwory, tworzące melancholijny, nieco ponury i niesamowicie piękny muzyczny krajobraz. Piosenki sporo by straciły, gdyby powędrowały do innego wokalisty. Obdarzony głębokim, hipnotyzującym głosem Fink jest obecnie posiadaczem najpiękniejszego męskiego wokalu. Polecam: Shakespeare, Hard Believer, Pilgrim.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *