#599, 600 Lata 90. w perspektywie Janet Jackson: “janet.” (1993) & “The Velvet Rope” (1997)

Janet Jackson przyszła na świat w 1966 roku, kiedy jej starsi bracia rozkręcali już własny zespół The Jackson 5. Artystka nie zdążyła zdmuchnąć dziesięciu świeczek na urodzinowym torcie, a już występowała z rodzeństwem. Będąc szesnastolatką, miała już w kieszeni własny kontrakt płytowy. Na swoją karierę Janet intensywnie pracuje od dziecka, stając się nie mniej popularną postacią od swojego brata Michaela.

Początki łatwe nie były. Wydana w 1982 roku płyta “Janet Jackson” nie okazała się komercyjnym sukcesem. Kurzyła się na sklepowych półkach. Jej los powtórzył album “Dream Street”, który ukazał się dwa lata później. I nagle Janet wzięła sprawy w swoje ręce i stworzyła “Control” (1986 rok). Niezwykle nowoczesna jak na tamte czasy płyta była przepustką do wielkiej kariery. Kunszt Jackson potwierdził album “Janet Jackson’s Rhythm Nation 1814” (1989). Lata 90. również był pasmem sukcesów, a wokalistka cieszyła się nie mniejszą popularnością niż Mariah Carey, Celine Dion czy Whitney Houston.

Po premierze “Janet Jackson’s Rhythm Nation 1814” artystka wyruszyła w swoją pierwszą trasę koncertową, odwiedzając nie tylko amerykańskie miasta, ale także te europejskie i azjatyckie. Zadbała także o swoją przyszłość, podpisując nowy, rekordowy kontrakt z wytwórnią Virgin Records. Pod skrzydłami nowego labelu narodził się album “janet.”.

JANET. (1993)

Płyta ukazała się w maju 1993 roku i była pierwszym wydawnictwem Janet w nowym dziesięcioleciu. Krążek zadebiutował na szczycie list przebojów nie tylko w USA, ale i wielu innych krajach świata, stając się najbardziej znanym wydawnictwem Jackson. W chwili, kiedy słuchacze nie kupili rozerotyzowanej Madonny i jej albumu “Erotica”, delikatna seksualność Janet została przyjęta gromkimi brawami.

Dwadzieścia osiem piosenek. Ta liczba robi wrażenie. Jednak gdy spojrzymy uważniej na tracklistę “janet.”, możemy zauważyć całą masę najróżniejszych przerywników (interlude), wśród których trafiają się i takie, które trwają po kilka sekund. W naturalny sposób łączą się one z piosenkami (najlepiej możemy to poczuć słuchając albumu od początku do końca), choć ucieszyłabym się z pozbawionej ich wersji płyty. Tylko “Morning” byłoby mi szkoda.

Janet Jackson proponuje nam ponad godzinną podróż po melodiach z pogranicza r&b i popu. Brzmienie, wykonanie a także klimat tych nagrań sprawiają, że “janet.” jest jednym z najlepszych reprezentantów lat 90., choć sama artystka nie ukrywa swojej sympatii do minionych dekad, wplatając w swoje kompozycje elementy nagrań m.in. The Supremes, Jamesa Browna i Stevie Wondera z lat 60. i 70.

Piosenką, która robi na mnie największe wrażenie, jest klimatyczne, utrzymane w średnim tempie “That’s the Way Love Goes”, które zachwyca swą subtelnością. Do gustu przypadły mi także takie kompozycje jak łączące nowoczesny (jak na tamte czasy) bit z dźwiękami instrumentów smyczkowych i sopranem Kathleen Battle “This Time”; będące aranżacyjną perełką i “najbogatszym” utworem na albumie “What I’ll Do” (czego tu nie ma! – w ruch poszły gitary, bębny, klawisze, saksofon i organy Hammonda) oraz prosta, senna ballada “The Body That Loves You”. Na jakie piosenki warto jeszcze zwrócić uwagę? Na pewno na charakteryzujące się zgrzytliwym wstępem i zalatujące latami 80. “If”; przebojowe “Funky Big Band” i “Because of Love”; dziewczęce “Whoops Now” oraz hip hopowe “New Agenda”.  Nieźle prezentuje się stonowane, rhythm’and’bluesowo-soulowe “Any Time, Any Places”, w którym melodia połączona została z odgłosami przyrody. Jedynym minusem utworu jest jego długość. Siedem minut to przesada. Nie do końca przekonuje mnie popowa ballada “Again”, która brzmi jak wyjęta z baśni Disney’a oraz odstające od reszty klubowe nagranie “Throb”, w którym więcej uwagi zwraca taneczna muzyka niż Janet.

“janet.” jest udaną płytą, która wpisała się do historii muzyki rozrywkowej i jeszcze bardziej umocniła pozycję Jackson na światowej scenie muzycznej. Wprawdzie bliższe mi są jej dwa poprzednie albumy, ale doceniam dostosowanie się wokalistki do stylistyki lat 90. Cieszy mnie, że “janet.” jest krążkiem, który nie brzmi nowocześnie i trochę się przykurzył.

Album “janet.” trafił do przeszło dwudziestu milionów fanów i wylansował kilka przebojów. Janet dawała z siebie wszystko, co wkrótce odbiło się na jej zdrowiu. Artystka zaczęła zmagać się z depresją i anoreksją. Płyta “The Velvet Rope” jest więc nie tylko kolejną bestsellerową pozycją w dyskografii, ale przede wszystkim odbiciem się od emocjonalnego dna.

THE VELVET ROPE (1997)

Na sklepowe półki album wjechał w październiku 1997 roku, a stamtąd natychmiast wskoczył na pierwsze miejsca list przebojów, pokazując wszystkim, że chociaż od ukazania się “janet.” minęły cztery lata, Jackson wciąż ma rzesze sympatyków.

Poprzednie wydawnictwo artystki to płyta lekka, łatwa i przyjemna. “The Velvet Rope” skręca w innym kierunku, choć Janet nie porzuca gatunków (pop, r&b), w których czuje się swobodnie i pewnie. Album jest mroczniejszy, choć bardziej odbija się to w tekstach niż samych melodiach. Janet śpiewa m.in. o budowaniu pustej relacji przez Internet (“Empty”), o śmierci przyjaciela (“Together Again”), o przemocy domowej (“What About”), o homoseksualizmie (“Free Xone”) czy w końcu o potrzebie miłości, ale jednocześnie lęku przed nią (“Every Time”)

Do najlepszych nagrań zawartych na “The Velvet Rope” należy utwór tytułowy, będący popisem nowoczesnego r&b i ostrych skrzypiec Vanessy Mae. Świetnie słucha się oldskulowego “Got ’til It’s Gone”, w które ciekawie wpleciono fragmenty “Big Yellow Taxi” folkowej wokalistki Joni Mitchell i rapowe partie Q-Tipa. Uwielbiam również takie numery jak funkująco-elektroniczne “Free Xone” (będące lepszym “Throb” tego krążka); nastrojowe “Tonight’s the Night” oraz trip hopowe, zmysłowe cudo “Rope Burn”. Warto zapoznać się także z nagraniem “You”, w którym Janet bawi się swoim głosem, uderzając momentami w niższe rejestry oraz szepcząc. Do przyjemnych nagrań należą piosenki utrzymane w średnim bądź też spokojnym tempie, wśród których wyróżnić mogę “I Get Lonely”; “My Need”; elektroniczne, zaskakująco słodkie “Empty” oraz prostą balladę “Anything”. Inne ciekawostki? Na pewno przeskakujące od delikatnych hiszpańskich rytmów do ostrzejszych brzmień “What About”. Nie sposób nie zauważyć zamykającej album eleganckiej ballady “Special” oraz popowego, nieco naiwnego utworu “Every Time”. “The Velvet Rope” ma dwa gorsze momenty. Nie przekonuje mnie flirtujące z popem “Go Deep”. Rozczarowuje też dance popowe “Together Again”. Taneczna, zachęcają do zabawy muzyka do historii o stracie bliskiej osoby? To nie dla mnie.

Album “janet.” określić można staroświeckim wydawnictwem. Jakby dla kontrastu “The Velvet Rope” opiera się upływającemu czasowi i zawiera kilka piosenek, które mogłyby i dziś trochę namieszać. Słuchając tej płyty co jakiś czas migały mi pomysły, które znamy ze współczesnych nagrań (nowoczesne r&b z 1997 roku niczym dzisiejsze PBR&B), co tylko dowodzi, że Janet nazwana być może wizjonerką.

12 Replies to “#599, 600 Lata 90. w perspektywie Janet Jackson: “janet.” (1993) & “The Velvet Rope” (1997)”

  1. Nie wiem czemu, ale nigdy nie lubiłam Janet Jackson. Jest dla mnie jakaś taka do bólu mdła, nijaka i nigdy nie słyszałam, żeby wypromowała chociaż jeden hit…. Kiedy obejrzałam w telewizji jakieś zestawienie “top 10 – Janet Jackson”, ale żebym coś z tego wcześniej słyszała? Nie.
    Zapraszam na nowy wpis.
    PS. No i zachęcam jak najbardziej do przesłuchania płyty Josha. 🙂

  2. Też ostatnio mam manię na słuchanie debiutanckich albumów i przyznam, że niestety bardzo często artyści nie umieją przewyższyć poziomu,którzy ustanowili na pierwszej płycie… W każdym razie recenzje jak zwykle świetne 🙂

    Zapraszam do nas – Recenzja debiutu Rihanny i nowy wpis z cyklu: Czego słuchają gwiazdy – Honorata Skarbek?

  3. UWIELBIAM JANET JACKSON OD DZIECKA, DLA MNIE TO KROLOWA MUZYKI.GDYBY NIE ONA ZANA Z OBECNYCH GWIAZD NIE BYŁABY GWIAZDA. ZAINSPIROWAŁA MNOSTWO CIEMNOSKORYCH ARTYSTEK JAK RIHANNA CZY BEYONCE. NIESAMOWICIE SIE CIESZE ZE WROCIŁA. ALBUM VELVET ROPE UWIELBIAM JEST DLA MNIE NAJLEPSZYM JEJ ALBUMEM TUZ PO RN.

    1. Rozumiem, że ją lubisz, ale pisząc że “Gdyby nie ona, żadna z obecnych gwiazd nie byłaby gwiazdą”, z lekka bredzisz od rzeczy.

  4. Jakby nie bylo to jakies tam pietno Janet w muzyce odcisnela, kilka przebojow nagrala. A za kilka tygodni jej nowa plyta. Ciekawe jak tam teraz forma u Janet?

  5. Arco Iris…na Twoim miejscu nie przyznawalbym sie do tego ze nie znasz Janet Jackson.Chociaz poniekad sama gubisz sie w zeznaniach bo najpierw twierdzisz ze jest mdla i nijaka,a za chwile piszesz ze nie slyszalas jej piosenek…No to sie moze zdecyduj.Pocieszajace dla Ciebie moze byc ze ja np nie mam pojecia o jakim Joshu mowisz…A jesli nie znasz Janet Jackson to albo urodzilas sie jakies 10 lat temu,albo pochodzisz z innej planety.Muzyka to nie tylko Justin Bieber i Ariana Grande,a takimi wypowiedziami tylko utwierdzasz mnie w przekonaniu ze jestes ignorantką

Odpowiedz na „~K81Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *