#1047 Whitney Houston “My Love Is Your Love” (1998)

Znaczną część lat 90. Whitney Houston spędziła na planach filmowych. Dwa kinowe obrazy przyniosły jej fanom także i soundtracki. Bank rozbił “The Bodyguard”, który promowały takie przeboje jak “Run to You”, “I Have Nothing” oraz nieśmiertelny cover “I Will Always Love You”. W końcu pod koniec lat 90. artystka powróciła z albumem, który jest tylko i wyłącznie jej.

Wydana w 1998 roku płyta “My Love Is Your Love” jest krążkiem kompletnie innym od mającego swoją premierę w 1990 roku dzieła “I’m Your Baby Tonight”. Ballady, z których Whitney od początku kariery słynęła, na tamtym albumie wypadały dość blado, ale rozrywkowa część płyty sporo wynagradza, będąc porządną mieszanką r&b, popu i typowego dla przełomu lat 80. i 90. gatunku new jack swing. Kolejny punkt dyskografii Houston jest zupełnie nowym otwarciem.

“My Love Is Your Love” jest dla mnie płytą, którą Amerykanka udowodniła, kto tak naprawdę trzyma rękę na pulsie i jest gotów do wyznaczania trendów. Najlepiej widać to po liście artystów zaangażowanych w ten projekt. Whitney udało się zebrać w jednym miejscu takich topowych producentów jak Darkchild, David Foster, Babyface i Wyclef Jean. Kilka tekstów napisała dla niej Diane Warrem. W piosenkach udzielały się m.in. Missy Elliott, Mariah Carey i Faith Evans, a w ramach eksperymentu jeden z kawałków wyprodukowała Lauryn Hill, która debiutancki album wydała raptem kilka tygodni wcześniej. Bardziej ikonicznie być nie mogło.

Jak ten tłum przełożył się na kompozycje? Efekt jest bardzo pozytywny. Całość otwiera niesiony jasnym, zaraźliwym bitem rhythm’and’bluesowy kawałek “It’s Not Right But It’s Ok”, który spokojnie dzierży tytuł jednej z najszybciej wpadających w ucho piosenek na albumie. Po piętach depczą jej jednak zabarwione elementami reggae, leniwe “My Love Is Your Love oraz przemycające orkiestrowe brzmienia “If I Told You That”. Uczynienie z całej trójki singli nie było zaskoczeniem. Sukces odnieść mogłyby także hip hopowe “In My Business” z gościnną nawijką Missy Elliott oraz osadzone na ciężkim basie, wyluzowane “I Was Made to Love Him” – to jeden z najlepszych utworów na krążku.

Perełką na “My Love Is Your Love” jest “When You Believe”. Baśniowy, popowo-soulowy utwór, w którym obok Houston udziela się Mariah Carey, jest jedną z najbardziej okazałych kobiecych kolaboracji. Plusem nagrania jest rozsądne chwalenie się wokalnymi talentami przez jedną i drugą. Nie przyćmiewają się wzajemnie, lecz świecą tym samym blaskiem. Ładnie wypadają też takie ballady jak mroczniejsze “I Learned from the Best”; vintage’owe “Until You Come Back” i klasyczne “You’ll Never Stand Alone”. Do spokojnych momentów wydawnictwa należy też kołyszący singiel “Heartbreak Hotel” – piosenka nagrana z Faith Evans i Kelly Price, do której przekonywałam się dłuższą chwilę. Przyjemnie bujające mieszanki r&b i hip hopu skryły się pod tytułami “Oh Yes”, “Get It Back” i “I Bow Out”.

Jeśli szukacie płyty, która w każdej sekundzie zatrzyma was w latach 90., “My Love Is Your Love” jest świetnym wyborem. Powiedziałabym nawet, że to jeden z lepszych reprezentantów tamtych lat. Taka kwintesencja czarnych brzmień i trendów tamtych czasów. Czwarty studyjny krążek Whitney Houston jest dziełem przemyślanym i świetnie wykonanym. Ani jednej piosenki nie nazwałabym wypełniaczem. “My Love Is Your Love” bez dwóch zdań jest najlepszym albumem w karierze amerykańskiej wokalistki.

Warto: I Was Made to Love Him & When You Believe

One Reply to “#1047 Whitney Houston “My Love Is Your Love” (1998)”

  1. Bardzo lubię tę płytę, chociaż od lat do niej nie wracałem. Ale lubię chyba wszystkie piosenki oprócz, o dziwo, jednej. “When You Believe” to dla mnie ckliwa ballada, która nie pasuje do reszty płyty i trochę zmarnowany singiel. No ale rozumiem, że wielu się spodoba, chyba właśnie ze względu na ten balladowy klimat lat 90-tych, “My Heart Will Go On”, czy “Unbreak My Heart”. Wracając jednak do pozytywów – najlepsza oryginalna płyta Whitney. “Bodyguard” był dużo większym sukcesem komercyjnym, ale “My Love Is Your Love” ma na sobie znak tamtych czasów, szczególnie jeśli chodzi o R&B. Najlepsi producenci, świetne nowoczesne brzmienie i tak dalej.

    PS. Ja też tak jakby jestem “uziemiony” pracą z domu, więc również życzę zdrowia 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *