#1160 Phoebe Bridgers “Punisher” (2020)

Nie ma listy podsumowującej płytowy 2020 rok bez wydawnictw od Fiony Apple, Dua Lipy, Run the Jewels czy Jessie Ware.  Obok nich pojawia się jednak nazwisko, które z pewnością wielu z was musiało sobie wygooglować. Tak, ja to zrobiłam. Phoebe Bridgers, bo tak nazywa się autorka tego całego zamieszania, nazbierała sporo pochwał za album “Punisher”. Podczas rozmyślania o powstającym powoli zestawieniu moich ulubionych krążków mijającego roku postanowiłam sprawdzić, czy podążę za tłumem.

Dwudziestosześcioletnia Pheobe nie wzięła się znikąd. Przed paroma laty odkrył ją Ryan Adams, z którym połączył ją krótki romans. Niedługo potem ubiegła się o nią niezależna wytwórnia, z ramienia której w 2017 roku wydała debiutancki longplay “Stranger in the Alps”. Krążek furory jednak nie zrobił, choć przyznać muszę, iż jego okładka bardzo mi się podoba. Jest odpowiednio dziwna. Tak jak muzyka Bridgers, którą ciężko jednoznacznie sklasyfikować – na indie rock za spokojna, na folk za mało tu brzdąkania na gitarze akustycznej. Podobnych patentów Amerykanka łapie się na “Punisher”. Znów w jej aranżacjach wiele jest niuansików, lecz tym razem największą wartością jej twórczości są teksty.

Jeśli 2020 rok miałby być płytą, byłby drugim studyjnym albumem Bridgers. Dużo tu bólu, apatii, marazmu. Wokalistka zdaje się być w nie najlepszej kondycji psychicznej, przelewając na słuchacza swój smutek, lęki i obawy. Sporo tu także o relacjach z innymi, które albo zawodzą, albo łatwo się rozpadają. Prawdziwa kumulacja emocji nadchodzi jednak na samym końcu, gdzie Phoebe skryła jedną ze swoich najlepszych kompozycji, “I Know the End”. Ciche, indie folkowe nagranie o wyrazistszym, jak na standardy Amerykanki głośnym, chóralnym zakończeniu pięknie przemyca nawiązania do ostatnich wydarzeń (w punkt: there’s no place like my room), malując wizję zbliżającej się apokalipsy, którą zwiastują nawet billboardy. Schyłek czegoś innego stara się powstrzymać Phoebe w moim drugim ulubionym momencie płyty – “Halloween”. W tym skromnym, cichym numerze chciałaby posklejać swój związek.

Do innych równie pięknych kompozycji należą takie tytuły jak “Garden Song”, “Moon Song” oraz “Savior Complex”. Pierwszy z utworów, o syntetyczno-gitarowej aranżacji i kruchych wokalach Bridgers, jest piosenką zaskakująco optymistyczną. Przeprowadzka do house up on the hill otoczonego pięknym ogrodem uspokaja artystkę i sprawia, że ta usatysfakcjonowana jest z tego, jak potoczyło się jej życie. Rozmarzone “Moon Song” bazuje na interesujących dźwiękach wygrywanych na perkusji, gdy instrumentarium w “Savior Complex” jest współczesną, przestrzenną wariancją na temat folk-country. W podobnie amerykańskie klimaty uderza wzbogacone banjo “Graceland Too”. Najbardziej zaskakuje jednak singlowe “Kyoto”, które jest utrzymanym w szybszym tempie, indie rockowym kawałkiem. Z tymi upbeat’owymi melodiami kontrastuje jednak warstwa liryczna, w której Bridgers przywołuje skomplikowaną relację ze swoim ojcem.

Gdyby Taylor Swift nie wyskoczyła nagle z “Folklore”, moglibyśmy o “Punisher” mówić jako o najcichszej płycie 2020 roku, która wywołała największy szum. W przypadku Phoebe Bridgers nie możemy mówić o wielkiej rewolucji – Amerykanka pozostała wierna swoim muzycznym klimatom zaczepionym gdzieś pomiędzy folkiem a spokojnym indie rockiem. Ale przyznać trzeba, iż w takich nutach jej do twarzy. Utwory są przemyślane i poruszające. Niebanalne, choć zarazem przystępne. “Punisher” na pewno nie zostanie moją ulubioną płytą 2020 roku, ale podziwiam dojrzałość i songwriterski kunszt młodej wokalistki.

Warto: Halloween & I Know the End

3 Replies to “#1160 Phoebe Bridgers “Punisher” (2020)”

  1. Spróbowałam podążyć za tłumem, jednak album mnie nie urzekł. Najlepiej wspominam “I Know the End” do którego okazjonalnie wracam.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

  2. Sporo osób pisze o tej płycie. Sam nie wiem, mnie jakoś nie chwyciła. Może to kwestia nieodpowiedniego momentu, a może po prostu płyta nie jest tak genialna jak wiele osób by chciało. Tak, czy inaczej, chyba mi bliżej do Twoich spostrzeżeń, bo siedzę trochę po środku, ale chyba z większą obojętnością.

    Udanego Sylwestra i jeszcze raz wszystkiego dobrego w Nowym Roku! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *