RECENZJA: Brodka “Sadza” (EP) (2022) (#1348)

Narzekamy, że Monika Brodka pojawia się niczym tornado i znika na kilka następnych lat. Tym razem polska wokalistka zrobiła nam nie lada niespodziankę podrzucając kilka nowych piosenek rok po premierze swojej ostatniej płyty. Zebrała je pod szyldem “Sadza” i wydała w formie siedmiotrackowej epki. Zawartością mini krążka udowodniła, że spodziewać się po niej można niespodziewanego.

Nie da się ukryć, że Brodka miała chrapkę na światową karierę. Jej dwa ostatnie studyjne albumy (“Clashes” i “BRUT”) wypełnione były anglojęzycznymi nagraniami o eksperymentalnych barwach. Raz wędrujących w stronę uduchowionego art popu, innym razem twardo stąpającego po ziemi indie. Polscy słuchacze chętniej jednak sięgają po jej polskie kompozycje, czego dowodem jest sukces takich singli jak “Wszystko czego dziś chcę” czy “Ostatni” – oba stworzone na potrzeby netflixowego serialu “Rojst”. Z polskich słówek utkana jest epka “Sadza”, w której palce maczał producent 1988.

Pierwsze polskie wydawnictwo Moniki od czasów pamiętnej “Grandy” z 2010 roku rozpoczyna się kompozycją “Wpław”, w której wokal artystki płynie po trip hopowo-akustycznych dźwiękach malujących romantyczny, choć podszyty niepokojem klimat. Bez szaleństwa obyły się także chłodna, elektroniczna “Taka to zima” oraz zaskakująco melodyjna “Monika”, z której bije beztroska i młodzieńcza naiwność. Hipnotyzuje brudna i gęsta “Sadza” o wpadającym w ucho refrenie i pozbawionej emocji melorecytacji. Świetnie wybrzmiewa industrialna, poszatkowana “Utrata” o gorzkim wydźwięku. Moim ulubionym momentem epki jest jednak “Hydroterapia”, w której elektronika przecina się z hip hopem i punkowymi naleciałościami, za które odpowiada Zdechły Osa, którego nawijka kontrastuje ze spokojniejszym, melancholijnym występem Moniki. Nie sądziłam, że takie połączenie może zadziałać, stąd większa niespodzianka. Zaskoczeniem jest również “Outro”, w którym Brodka sięgnęła po fragmenty singla “Miał być ślub” sprzed przeszło piętnastu lat. Historia zatoczyła koło, choć ówczesna Monika z pewnością zdziwiłaby się na widok (i dźwięk) swojej przyszłej wersji.

Nigdy nie nazwałabym siebie wielką fanką Moniki Brodki, choć polskiej wokalistce nie udało się jeszcze nagrać albumu, który by mnie od siebie odpychał. Coraz bardziej przekonuję się do “Grandy”, a nawet jej poprzednicy (przede wszystkim “Moje piosenki”) zostawili po sobie dobre wrażenia. Bardziej intrygują jednak jej nowsze poczynania. Powrót do ojczystego języka zaowocował epki odważną, nowoczesną i świetnie rozpisaną. Brodka znowu bawi się słowami wchodząc tym razem na tereny dość mroczne i ciemne. Nie trzeba śledzić jej życia prywatnego by wyczuć, że jej serce wpadło w turbulencje, choć nie ma tu taniego sentymentalizmu czy przesadnego smutku.

Warto: Sadza & Hydroterapia

__________

Granda Clashes BRUT

3 Replies to “RECENZJA: Brodka “Sadza” (EP) (2022) (#1348)”

  1. Przyjemna płyta, lubię takie klimaty i kilka utworów ze mną zostanie. Najbardziej chyba jednak te dwa, które sama wyróżniłaś.

    Pozdrawiam i zapraszam na nowy wpis.

  2. Z jednej strony podoba mi się klimat tego wydawnictwa, z drugiej już niewiele z niego pamiętam. Najbardziej spodobały mi się “Sadza”, “Monika” i “Outro”.
    Pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *