RECENZJA: Wet Leg “Wet Leg” (2022) (#1371)

Obecność na listach najlepszych albumów 2022 roku. Nominacja do prestiżowej nagrody Mercury Prize. Dwie statuetki Grammy i miano najlepszej brytyjskiej kapeli ubiegłego roku. Tworzony przez Rhian Teasdale i Hester Chambers duet Wet Leg stał się jedną z największych sensacji ostatnich miesięcy robiąc furorę po obu stronach Oceanu. Pomogła w tym płyta, która udowodniła nam, że w skomplikowanych czasach lubimy proste rzeczy.

Wet Leg powołane do życia zostało w 2019 roku i niemal od razu w ręce dziewczyn wpadł płytowy kontrakt z wytwórnią Domino, która wydaje albumy takich gwiazd jak Arctic Monkeys, The Kills, Tricky czy My Bloody Valentine. W roli producenta krążka pojawił się Dan Carey mający na koncie prace przy takich wydawnictwach jak “Life Is Yours” Foals, “Skinty Fia” Fontaines D.C. i “Bright Gren Field” Squid. Wiedział więc, jak zapanować nad energią rozsadzającą dziewczyny i pozwolić jej znaleźć ujście w ich piosenkach.

Indie popowe “Being in Love” nieśmiało tylko puka do drzwi “Wet Leg” będąc piosenką o rytmicznych zwrotkach i niezbyt przyjemnym, hałaśliwym refrenie o dziecinnych wokalach. Znacznie bardziej dziewczyny przekonują mnie w młodzieżowym “Chaise Longue” o aranżacji zahaczającej o post punk i new wave czy “Angelica” utrzymanej w klimacie psychodelicznego popu wspartego zniekształconymi gitarami. Delikatna psychodelia przebija się również przez takie kompozycje jak stonowane, solidne “I Don’t Wanna Go Out”, folkowo-glam rockowe “Convincing” i post rockowe, eksperymentalne “Too Late Now”.

Moimi ulubionymi utworami są jednak “Wet Dream”, “Supermarket” i “Oh No”. Pierwsza z piosenek zachwyca ironicznym tekstem, indie rockową, żwawą melodią i refrenem, który szybko wpada w ucho. “Supermarket” jest nagraniem z kompletnie innej półki. Spokojniejsza piosenka o bardzo wyluzowanej atmosferze, koncertowych przyśpiewkach i opowieści o robieniu totalnie prozaicznych rzeczy poprawia humor. “Oh No” celuje zaś w rockowo-punkowe, ogniste brzmienia. Ładnie wypadają i subtelne “Loving You” będące ukłonem w stronę country, surf rockowe “Ur Mom” oraz indie folkowe “Piece of Shit”.

Muzycznie są z zupełnie innej bajki, ale osobowość, cięty język i brytyjski humor Wet Leg przypomina mi o błyskotliwej Lily Allen. Całość ma dzięki temu lekki charakter, nawet jeśli zespół prezentuje nam historie o miłościach, które przeminęły; presji, by wieść jak najciekawsze życie; dziwnych pandemicznych czasach czy zamieniania rozmowy twarzą w twarz na wirtualne relacje. Tematy bliskie każdej młodej osobie sprawiają, iż słuchanie Wet Leg to jak obcowanie z najbliższymi koleżankami. I to w fajnej, wakacyjnej atmosferze.

Warto: Wet Dream & Supermarket

One Reply to “RECENZJA: Wet Leg “Wet Leg” (2022) (#1371)”

  1. Dobrze wspominam ten album, chociaż nie było to żadne wow. Najbardziej spodobały mi się utwory “Wet Dream” i “Ur Mom”.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *