Mógł być jeden z najlepszych i najmocniej zapisujących się w historii girlsbandów, a był rozłam. Siostry Chloë i Halle Bailey po dwóch płytach zdecydowały się pójść każda swoją drogą. Pierwsza z nich szybko zdecydowała się nagrywać pod własnym imieniem. Przeszło rok po premierze płyty “In Pieces” Chloë ma gotowy album numer dwa, “Trouble in Paradise”.
Druga solowa płyta Amerykanki to przede wszystkim rhythm’and’bluesowe płótno, na którym poszczególni producenci mieli okazję wykazać się swoimi sztuczkami. Powstał z tego zestaw piosenek o wspólnym rdzeniu, lecz różnorodnych barwach. I tak w “Boy Bye” r&b przecina się z gitarowym, popowym brzmieniem o pewnej szorstkości. Okrutnie wręcz krótkie “Redemption” to puszczenie oka w stronę klubowych rytmów. “Never Let You Go” eksploatuje nieprzesadnie żywiołowe dancehallowe dźwięki, podczas gdy “Strawberry Lemonade” jest bujającym romansem z nu disco. Swoje spokojne, seksowne oblicze Chloë prezentuje w “Nice Girls Finish Last” (ta wycieczka w wyższe rejestry bardzo kojarzy mi się z Mariah Carey) oraz zmysłowym, choć podszytym smutkiem “Same Lingerie”. Nie brakuje i sięgania po trap – “FYS” jest wprawdzie nieznośnie nijakie, lecz nastrojowe “Rose” może się podobać.
Perełką “Trouble in Paradise” jest “Want Me”. Utwór ten ponownie złączył siostry Bailey i rozbudził tęsknotę za ich wspólnymi nagraniami. Produkcja jest minimalistyczna, acz współczesna i mroczna. Do tego trzyma w napięciu czego brakuje takim kompozycjom jak “Shake”; męczącemu, zaaranżowanemu na pianino “Moments” czy nudnej power balladzie “Somebody”. Podoba mi się “Temporarily Single”, gdzie nowoczesne bity zestawione są z dźwiękami gitary akustycznej. Świetnie wybrzmiewa wzbogacany dęciakami duet z Andersonem .Paakiem, “Favorite”, który jest energiczny i zachęcający do potupania nóżką. Szkoda trochę kawałka “All I Got (Free Falling)”, którego soulowo-gospelowy, podniosły wstęp przeistacza się ni stąd ni zowąd w afrobeatowe granie.
Obecność takich sław jak Missy Elliott, Chris Brown czy Future nie uchroniła debiutu Bailey przed małą klapą. “In Pieces” przemaszerowało obok nas ledwo zauważone. I takie są też kompozycje, jakie weszły w skład krążka. Ciężko którąś odnaleźć w pamięci. Na “Trouble in Paradise” dzieje się nieco więcej, ale ponownie – od wokalistki aspirującej do miana nowej Beyoncé oczekuje się brzmieniowych szczytów. Tym bardziej, że Chloë ma kawał głosu, który umożliwia jej sprawdzanie się w niejednorodnych brzmieniach. Z następcy “In Pieces” wyniosłam dla siebie więcej, ale nadal jest to muzyka, o której szybko się zapomni.
Warto: Want Me & Favorite