RECENZJA: Fousheé “Pointy Heights” (2024) (#1524)

Mimo przeboju “Deep End” oraz wkładu w nagrodzoną Grammy płytę Stevego Lacy’ego “Gemini Rights” amerykańska wokalistka Britanny Fousheé należy raczej do grona gwiazd, którym sława ciągle umyka, a premiery kolejnych utworów zauważane są jedynie przez małe grono słuchaczy. I chyba tę grupę chce powiększyć, bo z albumu na album stara się wymyśleć siebie na nowo. Co otrzymujemy tym razem?

Fousheé opuszcza Stany Zjednoczone i wybiera się na sentymentalną wycieczkę do miejsca, z którego pochodzi jej rodzina. Tegoroczny krążek “Pointy Heights” jest więc biletem w jedną stronę na ciepłą Jamajkę przy jednoczesnym machaniu na pożegnanie pop punkowym towarzyszom, którzy wraz z nią tworzyli płytę “softCORE”.

Nie znaczy to jednak, że Fousheé rzuciła w kąt takie instrumenty jak gitary czy perkusja. Rockowe zacięcie posiada “100 Bux” – utwór o raczej minimalistycznej produkcji i wielokrotnie powtarzanych wersów sprawiających wrażenie zapętlenia. Perkusja nadaje szybki rytm nagraniu “Loversland”. Piosenka dodatkowo zwraca uwagę bitami rodem z gry video. Jedynym jej minusem jest nagłe zakończenie. Końcówka “Closer” za to nie zawodzi. Jest bowiem pełna pogłosów i wyraźniejszych, jazgotliwych dźwięków gitary. “Still Around” jest zderzeniem spokojnego śpiewu Britanny z lekko nerwową indie melodią. Porywa “Flowers”, gdzie Fousheé zdaje się sprzedawać nam swoją wizję stadionowego rocka. Ciekawiej wyglądają jednak utwory, gdzie rytmy reggae przecinają się z disco (“Birds, Bees”, “Rice & Peas”). Czasem to reggae przybiera nonszalancką formę (“War”). Na deser dostajemy kołyszące “Feel Like Home” wzbogacane smyczkami, które nadają delikatnie filmowego, sentymentalnego sznytu.

Folk i r&b na epce “Time Machine”, agresywne, pop punkowe granie na “softCORE” i w końcu karaibskie oblicze na “Pointy Heights” – Fousheé sama nie może zdecydować się, jak chciałaby być przez nas odbierana, do kogo by adresowała chętnie swoje piosenki. W każdym z tych wydań prezentuje się po prostu dobrze, choć ponownie mamy do czynienia z płytą, która sprawia wrażenie niedokończonej. A także mało zajmującej, bo “Pointy Heights” brzmi jak playlista do sklepów typu H&M, gdzie lecące w tle melodie rzadko kiedy odciągają nas od przeglądania wieszaków.

Warto: Rice & Peas

____________

Time MachinesoftCORE

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *