RECENZJA: Fousheé “softCORE” (2022) (#1354)

Przeszło dwieście milionów streamów w serwisie Spotify robi wrażenie – takim wynikiem pochwalić się może jamajska wokalistka Fousheé, której singiel “Deep End” był jednym z najważniejszych sleeper hitów 2020 roku. Popularność piosenki otworzyła przed artystką wiele drzwi. Dziś Britanny Fousheé robi coś, co może je za chwilę przed nią zamknąć na klucz.


Nie do końca wiedziałam, jak traktować mam jej ubiegłoroczne wydawnictwo “Time Machine”. Czy to epka podtrzymująca nasze zainteresowanie? Czy może raczej już oficjalny debiutancki longplay? Po ukazaniu się “softCORE” właśnie ten krążek uznany został za jej pierwszą płytę, a obraz Fousheé, jaki mieliśmy po lekturze “Time Machine” śmiało wyrzucić możemy do kosza. Stylistyczna zmiana, jaka w niej zaszła, jest wręcz szokująca. Z wokalistki, którą polecić bym mogła fanom folku i r&b, stała się artystką, którą zainteresować się powinni miłośnicy Paramore czy Avril Lavigne. “softCORE” jest bardziej core niż soft.

Gitarowa energia roznosi już pierwszy kawałek, jakim jest rozpędzone, punkowe “Simmer Down” pełne wokalnych obróbek wokalu głównej bohaterki. Folkowe wpływy poprzedniego projektu Britanny przenikają w “I’m Fine”, gdzie przerywane są nagłymi ostrymi zrywami. Nieźle prezentuje się hyper popowo-rockowe “Bored”, po którym czeka nas spokojniejsze, rhythm’and’bluesowe “Supernova” z podskakującym do lekko nieznośnych, górnych rejestrów głosem Jamajki. Alt rock z r&b i hip hopem spotyka się w “Spend the Money” (feat. Lil Uzi Vert), a elektroniczne r&b znajdziemy w miniaturowym “Simulation”.

Na łopatki rozłożyło mnie noise popowe “Die”, w którym gromadzona od początku frustracja Fousheé wchodzi na zupełnie nowy, kosmiczny poziom. Intryguje także “Stupid Bitch”, która niespodziewanie industrialny pop zastępuje smyczkowym kwartetem. Podoba mi się również delikatniejsze “Let U Back In”, w którym przysłuchać możemy się prawdziwemu głosowi Britanny. To taki numer, który widziałabym i u SZA.

Swoją debiutancką płytą Fousheé udowodniła, że nie boi się eksperymentować i dokonywać wyborów, które przynieść jej mogą więcej szkody niż pożytku. Tym bardziej, gdy została już zaszufladkowana jako obiecująca twarz na scenie r&b. “softCORE” sieje chaos będąc krążkiem niedługim i skondensowanym. Prędkość, z jaką artystka skacze od piosenki do piosenki nieco razi, lecz dobrym pomysłem było podrzucenie kilku łagodniejszych utworów. “softCORE” brzmi jak album, który był Fousheé potrzebny w celu wyrażenia swojego gniewu i złości na współczesny świat, politykę, mężczyzn i uprzedzenia. Nawet za cenę kilku kompozycji, które sprawiają wrażenie niedokończonych.

Warto: Die & Stupid Bitch

One Reply to “RECENZJA: Fousheé “softCORE” (2022) (#1354)”

  1. Okładka <3 Cudowna. Zachęciłaś mnie tą recenzją i zamieszczony utworami, zapisuję do przesłuchania.
    U mnie nowy wpis, zapraszam i dobrego dnia 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *