Uczucie euforii tak intensywne, że czujesz się, jakbyś wykraczał poza ludzką formę – tak wymyślone przez siebie słowo eusexua definiuje nam Tahliah Debrett Barnett występująca od przeszło dekady jako FKA twigs. Nie wiadomo, czy stworzone przez nią pojęcie wejdzie na stałe do codziennego języka, ale znacznie szybciej przekonać się możemy, czy przygotowany przez nią zestaw piosenek nie spadnie rychło z naszych playlist.
Chociaż FKA twigs nie dzieli się nowymi projektami zbyt często, każdy jej muzyczny krok budzi ogromne emocje. Jej wizja muzyki wymyka się wszelkim ramom – czy mówimy o będącym jednym z najważniejszych wydawnictw nurtu alt r&b “LP1”, czy albumie “Magdalene”, który przybierał formę nowoczesnej opery. Zaskakująco przystępnie wypadał przy nich mixtape “Caprisongs”, gdzie w ramach video sesji (ach te pandemiczne miesiące) Tahliah zrobiła miejsce wielu innym muzykom, dając się im poprowadzić za rękę. Na “Eusexua” odzyskuje pełną kontrolę i jak burza idzie przed siebie.
Trzeszczące syntezatory, pulsujące techno, nieco mglista atmosfera. No i wokale – pełne chłodu, ale i pewnego lęku. FKA twigs w utworze tytułowym (otwierającym dodatkowo album) jest spokojna i opanowana, choć wokół niej świat zdaje się wirować. To znakomite nagranie, które ma jednak swoich konkurentów. Uwielbiam dwie zanurzone zanurzone w klimacie lat 90. nagrania – “Girl Feels Good”, w którym mieszanka syntezatorów, trip hopu i techno przypomina o “Ray of Light” Madonny, oraz prędkie, pulsujące “Room of Fools” kojarzące się z dziwacznymi dokonaniami Björk. Kompozycjami, obok których nie potrafię przejść obojętnie, są także mechaniczne, glitchowe “Drums of Death”; ballada “Wanderlust”, w której, nawet przy delikatnym wsparciu auto tune FKA twigs brzmi bardziej ludzko niż w pozostałych numerach; oraz elektroniczno-rhythm’and’bluesowe “Striptease”, które zdaje się być ukłonem w stronę “LP1”.
Swoje delikatne, nieco nawet kruche oblicze Tahliah odsłania przed nami w minimalistycznym, wspartym dźwiękami pianina utworze “Sticky” oraz ambientowym “24hr Dog”. Pod względem wokali ciekawe rzeczy dzieją się w zmiennym “Keep It, Hold It” – artystka prezentuje nam tu cały wachlarz swoich umiejętności. Jedynie “Perfect Stranger” i “Childlike Things” nie przypadły mi do gustu. Pierwsza z piosenek to kawałek trochę zbyt banalnego jak na postać FKA twigs klubowego popu. Druga zaś (z gościnnym udziałem śpiewającej… po japońsku North West) wpada w ucho i jest zabawna, ale ten dance pop niezbyt pasuje mi do pozostałych kompozycji zawartych na krążku.
Kariera trwająca dobrą dekadę i ani jedno potknięcie – FKA twigs swoje kroki stawia niezwykle uważnie, choć lubi przy tym robić dziwne piruety. Każdy z jej dotychczasowych projektów to porcja muzyki, do której chce mi się wracać i na nowo ją odkrywać. Nie inaczej sprawa ma się z krążkiem “Eusexua”. To płyta, na której Tahliah przypomina sobie, że jej kariera w show biznesie zaczęła się od tańca. Żaden z jej pozostałych albumów nie miał bowiem takiego klubowego potencjału, jakim odznacza się tegoroczne działo. Nie został on osiągnięty kosztem emocji, których tu jednak mniej niż na melodramatycznej “Magdalene”.
Warto: Eusexua & Girl Feels Good & Room of Fools
_______________
LP1 ♦ M3LL155X ♦ Magdalene ♦ Caprisongs
To pierwszy album FKA Twigs, który nie mam ochoty wyłączyć po trzech utworach, ale też minęły lata odkąd słuchałam “LP1” i “Magdalene”, więc może dziś spodobałyby mi się bardziej. Najbardziej lubię “Girl Feels Good” (chociaż ja nie słyszę tu inspiracji “Ray of Light”, a “Breathe” Kylie Minogue), “Drums of Death” i “Childlike Things”.
Pozdrawiam. 🙂