#495, 496, 497 FKA twigs “LP1” (2014) & BANKS “Goddess” (2014) & MØ “No Mythologies to Follow” (2014)

Jedna pochodzi z Wielkiej Brytanii, druga urodziła się w Los Angeles w USA, a trzecia w duńskim miasteczku Odense. Chociaż różnią się pod wieloma względami, łączy je jedno – miłość do dobrej muzyki. FKA twigs, BANKS oraz MØ przebyły długą drogę do wydania debiutanckich płyt. W 2014 roku każda z nich podarowała nam swój pierwszy longplay. Która z nich zasłużyła na miano debiutantki roku?

Jeśli ktoś zastanawia się, w jakim stanie jest brytyjska scena muzyczna, i czy alternatywni artyści z Wysp nie zostaną przegonieni przez wykonawców innych nacji (z BANKS, MØ, The Weeknd czy BROODS na czele), może spać spokojnie. Na horyzoncie pojawiła się wokalistka, która ma szansę stać się królową nie tylko gatunku PBR&B (zwanego też alternatywnym r&b), ale i elektronicznych brzmień. Brytyjka o jamajskich korzeniach, Tahliah Barnett, występująca pod pseudonimem FKA twigs, to jedna z najbarwniejszych debiutantek 2014 roku. Mimo to jej pierwsza płyta dostała niepomysłowy tytuł “LP1”, którym artystka chciała zasygnalizować, że mamy do czynienia z jej pierwszym długogrającym krążkiem. Nie mam jednak jej tego za złe, skoro za dość prostą fasadą skrywa się złożony, wielowarstwowy świat.

Z pewnością wielu z was zachodzi w głowę, skąd ta cała FKA twigs się wzięła. Zanim wydała dwie epki, które rozeszły się echem po Internecie, zajmowała się tańcem. Dostrzec ją możemy w teledyskach Jessie J do utworów “Do It Like a Dude” i “Price Tag”. Dziś z pewnością FKA twigs chciałaby wymazać ten epizod swojej kariery, bo przez lata określana była mianem “dziewczyny z teledysku”. Wspomina o tym w swoim utworze “Video Girl”, przytaczając co chwila pytanie, które sama słyszała z pewnością nie raz:

Is she the girl from the video? (PL: Czy ona jest tą dziewczyną z teledysku?).

W obecnym czasie FKA twigs nie musi podpierać się Jessie J, bo jej własna gwiazda świeci większym blaskiem.

“LP1” płytą jest dość krótką, bo artystka serwuje nam jedynie dziesięć piosenek. Podoba mi się to, że debiut FKA twigs jest spójnym albumem, którego słuchanie nie nudzi, lecz sprawia niekłamaną przyjemność. Nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że więcej uwagi poświęcono samym melodiom, aniżeli tekstom czy wykonaniu. FKA twigs ma ładny głos, śpiewa delikatnie i dziewczęco, ale sądzę, że stać ją na dużo więcej.

W świat muzyki brytyjskiej wokalistki wprowadza nas króciutkie, elektroniczne, nieco psychodeliczne nagranie “Preface”. Dalej artystka serwuje nam takie utwory jak będące przeplatanką gitar i klawiszy “Lights On” (charakteryzujące się dodatkowo świetnym, chwytliwym refrenem) czy “Video Game”; wyrecytowane “Two Weeks”; powolne, leniwe “Hours” oraz anielskie, błogie “Pendulum”, zahaczające o soul.

Do gustu szybko przypadła mi kompozycja “Numbers”. Swoje trzy grosze wtrącił do niej brytyjski producent Sampha, który ma na koncie współpracę z Jessie Ware czy SBTRKT. Razem z FKA twigs stworzyli wielowymiarowy, przestrzenny kawałek, oparty na brzmieniu syntezatora. Lubię również dream popowe “Closer”, które jest jedyną kompozycją na “LP1”, w której zwróciłam większą uwagę na wokal artystki. Z początku jej anielski niemalże głos dochodzi do nas jakby z oddali, by później znaleźć się niepokojąco blisko nas razem ze słowami

I’m here to be closer, closer to you (PL: Jestem tu, by być bliżej, bliżej ciebie).

Na zakończenie FKA twigs serwuje nam rhythm’and’bluesową piosenkę “Give Up” z mroczniejszym wstępem do refrenu, oraz zmysłowe “Kicks”.

Cenię to, że “LP1” nie jest oczywistym krążkiem. Niby FKA twigs odsłania przed nami fragment swojego życia, ale robi to bardzo subtelnie, zachowując cząstkę tajemnicy. Mimo sporej ilości dźwięków i barw jej debiutancki album wydaje się być dość zimny, surowy i hermetyczny. Jak na razie – najlepszy debiut 2014 roku.

Na Jillian Banks, znaną szerszej publiczności jako BANKS, trafiłam przypadkiem. Chciałam przesłuchać na YouTube jedną z piosenek raperki Azeali Banks, ale za nic wtedy nie mogłam przypomnieć sobie jej imienia, więc do wyszukiwarki wpisałam same nazwisko “Banks”. Nie pamiętam już, jaki utwór bohaterki dzisiejszej recenzji wówczas poznałam, ale zachowałam w pamięci to, że kawałek ten zrobił na mnie spore wrażenie. Fanką Jillian się nie stałam, ale z niecierpliwością zaczęłam wyczekiwać premiery jej debiutanckiej płyty.

Zanim krążek “Goddess” trafił do sklepów płytowych, BANKS podsycała zainteresowanie swoją twórczością wydając dwie epki: “Fall Over” oraz “London”. Obawiałam się, czy jej debiutancki longplay nie będzie po prostu wydawnictwem złożonym ze starszych piosenek i tylko kilku premierowych kompozycji. Tak się na szczęście nie stało. Wprawdzie na “Goddess” znajdziemy znane nam wcześniej piosenki (“Waiting Game”, “Warm Water”, “This Is What It Feels Like” oraz “Change”), ale są one w zdecydowanej mniejszości.

Muzykę BANKS określić możemy mianem eleganckiej, gustownej elektroniki połączonej z rhythm’and’bluesowymi rytmami. Piosenki Amerykanki nie nadają się do tańca. Bardziej pasują do słuchania w nocy, w ciszy i samotności. Ich ozdobą jest sama wokalistka, która obdarzona została oryginalnym, ale zarazem brzmiącym dość znajomo, głosem, i zręcznie lawiruje nim między balladowymi melodiami a mocniejszymi bitami.

Cieszy mnie nazwisko Chrisa Taylora, ukrywającego się pod pseudonimem SOHN wokalisty, wśród twórców płyty “Goddess”. Wyprodukował on bowiem dwie piosenki BANKS. Jedną z nich jest “Alibi”, w którym mięsiste elektroniczne dźwięki łączą się z delikatnym wokalem artystki, który w niektórych momentach poddany został małej, lecz znaczącej, obróbce. Ciekawiej przedstawia się drugi utwór, który wyszedł spod ręki SOHN’a – niepokojące, mroczne “Waiting Game”, które jednocześnie zachwyca subtelnością.

Do gustu przypadło mi tytułowe trip hopowe nagranie “Goddess”. Lubię też wracać do takich kompozycji jak “This Is What It Feels Like” (nowoczesne r&b z kosmicznymi wręcz odgłosami w tle) czy dziewczęcego “Stick”. Polecam również delikatne “Fuck Em Only We Know”, hipnotyzujące “Drowning” z męskimi wokalami na drugim planie, z pozoru spokojne “Change” i elektroniczną balladę “Warm Water”. Słabe punkty płyty? Wskazałbym jedynie na singlowy kawałek “Brain”, który na tle pozostałych piosenek wygląda bardzo przeciętnie.

Warto zwrócić uwagę na trzy klasyczne ballady, które przygotowała dla nas BANKS. W “You Should Know Where I’m Coming From”, akustycznym “Someone New” oraz niezwykle delikatnym i eterycznym “Under the Table” komputery i klawisze zastąpione zostały żywymi instrumentami (pianino, smyczki, gitary). Mamy więc możliwość posłuchania, jak wokalistka radzi sobie w najbardziej naturalnym, bezpretensjonalnym środowisku. Znów sukces.

Tytuł debiutanckiej płyty BANKS “Goddess” oznacza nic innego jak boginię. Ja na razie na kolana przed wokalistką nie padam, ale sądzę, że nagrała naprawdę mocny album. Elektroniczny, ale daleki od tandetnych dyskotekowych brzmień. Ze smakiem, z klasą. Z powodzeniem można słuchać piosenek pojedynczo, jednak większe wrażenie robią w grupie – razem tworzą intrygujący muzyczny światek, którego odkrywanie potrafi zająć kilka dobrych, niestraconych, godzin.

MØ, a naprawdę Karen Marie Ørsted, to duńska wokalistka, która, o czym sama chętnie opowiada w wywiadach, muzykę pokochała dzięki girlsbandowi Spice Girls. Jako nastolatka przechodziła okres fascynacji garażowym rockiem i punkiem, oraz zasłuchiwała się w Nirvanie, Yeah Yeah Yeahs i Sonic Youth. Dziś, mając już grubo ponad dwadzieścia wiosen na karku, momentami wciąż zdaje się być zapatrzona w idoli z młodzieńczych lat, choć jej własne piosenki, które szturmem podbijały Internet od początku 2013 roku, są zupełnie z innej bajki.

Kiedy muzyka r&b przechodzi kryzys, spowodowany nie tyle mniejszym niż jeszcze kilka lat temu zainteresowaniem tym gatunkiem, ale zwyczajnie brakiem artystów, którzy mogliby stawać w szranki ze znanymi nam doskonale Aaliyah, TLC czy Toni Braxton, dobrze ma się scena alternatywna. Definicję r&b XXI wieku piszą dziś tacy wykonawcy jak Frank Ocean, The Weeknd i How To Dress Well. Do ich grona dołącza również MØ. Zgrabnie łączy ona bujające rytmy z elektroniką i tanecznymi naleciałościami.

Na noszącej intrygujący tytuł płycie “No Mythologies to Follow” umieszczono dwanaście kompozycji. Przygodę z muzyką MØ zaczynamy od syntetycznego, dość spokojnego “Fire Rides”. Dalej artystka serwuje nam pyszne dania w postaci stonowanego “Maiden”, wyróżniającego się lekkimi uderzeniami perkusji “Red in the Grey” czy łączących nowoczesne brzmienia z trąbkami “Pilgrim” i “XXX 88”. Do gustu przypadły mi również takie utwory jak ciekawie zaśpiewane “Waste of Time”; balladowe, ciche “Dust Is Gone”, które trafić by mogło nawet do Lany Del Rey oraz chwytliwe “Walk This Way”, w którym na pierwszy plan wybija się pozująca na niepokorną, zawadiacką dziewczynę MØ. Warto sięgnąć również po przywołujące klimat lat 80. nagranie “Slow Love” i piosenkę “Never Wanna Know”, która brzmi najmniej elektronicznie z całego krążka oraz posiada świetny mówiony mostek. Co więcej, słuchając tego utworu, przed oczami co i raz staje mi Paloma Faith.

Z całego tego zbioru piosenek jedynie dwie nie przekonały mnie do siebie. Jedną z nich jest dość banalne, rytmiczne “Don’t Wanna Dance”, z której jednak uwielbiam momenty, kiedy MØ jakby z oddali powtarza

Cool thing, you make the streets a wonder! (PL: Super sprawa, sprawiasz, że ulice są cudne!),

drugą zaś zamykające album rozlazłe nagranie “Glass”.

MØ wydaje się być koleżanką ze szkolnej ławki Grimes, wraz z którą spędza przerwy na zaśmiewaniu się z Rihanny, która mogłaby nagrywać dziś takie futurystyczne r&b, gdyby tylko była odważniejsza. “No Mythologies to Follow” nie jest jednak perfekcyjną płytą. Po MØ spodziewałam się bowiem bardziej żywiołowych piosenek. A tymczasem jej debiutancki album nie zastąpi filiżanki kawy o poranku.

13 Replies to “#495, 496, 497 FKA twigs “LP1” (2014) & BANKS “Goddess” (2014) & MØ “No Mythologies to Follow” (2014)”

  1. Nie znałam żadnej z tych pań, ale dzięki utworom, które zamieściłaś w notce teraz już wiem, że nie mogę przejść obok nich obojętnie. Świetna recenzja 🙂
    Pozdrawiam!

  2. BANKS <3
    Uwielbiam jej debiutancki krążek 🙂

    mlwdragon.blogspot.com
    darykhyrezis.blogspot.com

  3. O Banks słyszałam już wcześniej, o pozostałych wokalistkach nie.
    I to ona zrobiła na mnie największe wrażenie. 😉
    songnevergrewold.blogspot.com

  4. Ech, kiedyś Banks była moja i tylko moja, a teraz nagle wszyscy ją znają i wszyscy się zachwycają. Niby dobrze, że ma rozgłos, ale ja lubię, jak moich idoli nikt nie zna 😀 Boginię oczywiście uwielbiam, co chyba widać po moim laście, muszę posłuchać FKA twigs, bo po takiej recenzji bardzo mnie ciekawi.

    Nowa recenzja (no, nazwijmy to tak): “Love Is a Camera” Sophie Ellis-Bextor @ http://Fizzz-Reviews.blogspot.com

  5. Pokaźna recenzje. 😉
    Przesłuchałem każdą z piosenek, którą podałaś. I jaki rezultat? Według mnie najlepiej wypadła FKA twigs. Świetny podkład i muzycznie jest dla mnie przyjemnie. Nie dziwię ci się, że napisałaś, że największy nacisk kładziony jest na podkład. Jest to prawda, ale dzięki temu jak dla mnie właśnie ta pani wygrała. 🙂 Pozostałe są odrobinę gorsze, ale co nie znaczy, że są słabe. 🙂
    Wcześniej żadnej z pań nie znałem. 🙂
    http://zyciejestmuzykaaa.blogspot.com

  6. Wszystkie 3 zrecenzowane przez Ciebie albumu należą do tych, które po prostu muszę zrecenzować w tym roku! O FKA twigs słyszałem same zachwytu, Banks też zapowiada się świetnie, tylko z tego towarzystwa MO średnio mi leży. Ale może jak przesłucham całość debiutanckiej płyty, to się przekonam 🙂

    Recenzja – moim zdaniem – najlepszej (póki co) płyty 2014 roku:
    http://kakofoniczny.blogspot.com/

  7. Z tych wokalistek kojarzę tylko Banks. Najbardziej podoba mi się Two weekns – FKA twigs. Świetnie zrobiony teledysk do utworu.

  8. Nie znam żadnej z nich i raczej nie zamierzam poznać, obawiam się, że to nie gatunek muzyczny dla mnie 😉

Możliwość komentowania jest wyłączona.