#252 Jazmine Sullivan “Fearless” (2008)

 

Co roku tysiące młodych artystów debiutuje. A to w różnych programach typu talent show, a to przy pomocy bogatych rodziców itp. Inni mają po prostu szczęście i dobrych ludzi wokół siebie. Ale co z tego, skoro mało komu udaje się wybić ponad przeciętność i zainteresować sobą słuchaczy. Zaliczyć do tych szczęśliwców możemy młodą amerykańską wokalistkę – Jazmine Sullivan. Zaczynała od pisania piosenek dla takich sław jak Christina Milian czy Monica. Później przy pomocy samej Missy Elliott i innych producentów m.in. Staregate (współpracującego z Beyonce, Rihanną i Ne-Yo) oraz Saalama Remi’ego (wieloletni współpracownik samej Amy Winehouse), wydała debiutancki krążek „Fearless”. Zachwyciła krytyków, słuchaczy. Została nominowana do nagrody Grammy w 5 kategoriach. Nagrała duety z Mary J. Blige i Snoop Doggiem.

Czytaj dalej #252 Jazmine Sullivan “Fearless” (2008)

#186 Selah Sue “Selah Sue” (2011)

Na początek jedna ciekawostka o mnie, autorce bloga. Nie, nie jestem fanką Justina Biebera czy Lady GaGi, o to się nie martwcie 😉 Zdradzę wam, co lubię robić w wolnym czasie. Często odwiedzam strony o muzyce jak np. muzyka.onet.pl i podbieram namiętnie gazetki “Empiku”. Szukam po prostu nowych, ciekawych artystów, których mogę wam później na blogu przedstawić. W takich też sposób natknęłam się na Selah Sue. Jest to belgijska wokalistka, która karierę zaczęła już w 2008 roku. Niestety, ze słabym skutkiem. Postanowiła spróbować jeszcze raz i wydała w tym roku płytę pt. “Selah Sue”. Mnie do siebie przekonała okładką oraz tym, że jej muzyka porównywana jest do tej Lauryn Hill, M.I.I. czy Eryki Badu, a samej wokalistki nie mógł nachwalić się Prince i Cee Lo Green. Selah Sue gra muzykę łączącą w sobie r&b, pop, soul oraz reggae. Jej głos przypomina mi ten Duffy. Tak samo oryginalny i przyciągający. No i tak samo dla niektórych osób denerwujący. Ale warto otworzyć się na coś nowego. Pierwszą jej piosenką, którą poznałam było “This World”. Jakieś kilka miesięcy temu. Prawie więc z krzesła spadłam, gdy zobaczyłam reklamę Kinder Bueno. Wykorzystali tam ten numer. Idealnie pasuje. Nic więc dziwnego, że “This World” szybko podbiło moje serce. Jest po prostu takie jak ja: mega tajemnicze, klimatyczne. Najbardziej podoba mi się początek, gdzie Selah śpiewa I fear real danger This world ain’t simple But I’m strong, I know how to get out And I’ll find my way ’cause ‘Cause it’s love, real simple And that’s how it works (PL: Czuję prawdziwe niebezpieczeństwo. Ten świat nie jest prosty, Ale jestem silna, wiem jak się wydostać I znajdę moją drogę, bo Bo to jest miłość, prawdziwie prosta I właśnie tak to działa). Nie jestem fanką reklam, ale gdy leci ta z tą piosenką, rzucam wszystko i biegnę oglądać. Oprócz “This World” jest tu kilka kawałków, które wręcz mną zawładnęły. Idąc po kolei: “Peace of Mind”, “Please” i “Just Because I Do”. “Peace of Mind” wyróżnia się rapowanymi wstawkami. Nie jest tego dużo, ale wystarczy, by zapamiętać i polubić ten numer. “Please” jest utworem – duetem. Selah wykonuje go z Cee Lo Green. O ile dobrze myślę, ten kawałek możemy znaleźć też na ostatniej płycie Cee Lo Green pt. “Lady Killer”. Piosenka kojarzy mi się z muzyką musicalową. Jest jakby dialogiem między dziewczyną a chłopakiem. Nie wydaje mi się wprawdzie, aby między Selah i Cee Lo Green zaiskrzyło, ale w piosence czuć niezłą chemię. Ich głosy idealnie się dopełniają – głęboki, męski należący do Cee Lo Green’a i dziewczęcy, oryginalny Selah Sue. Momentami mam jednak wrażenie, że wokalista przyćmił Selah. Mimo to uwielbiam ten numer <3 Ujęło mnie też “Just Because I Do”. Jest nieco tajemnicze. Podobają mi się szczególnie momenty, gdy Sue nie śpiewa, a mówi. Szczególnie w momencie pod koniec numeru: You wrapped your arms around my soul I could never live without you And now we’re waiting for the sun to come to melt this cold black snow All our dreams put on the shelves But I’m sure we’ll let them know Who we are (PL: Owijasz ramiona wokół mojej duszy nie mogłabym żyć bez Ciebie i teraz czekamy na słońce, co przyjdzie stopić ten lód czarny śnieg wszystkie nasze marzenia leżą na półkach ale jestem pewna, że damy im do zrozumienia kim jesteśmy). Właściwie nie ma tu piosenki, która by mi się nie podobała. Każda ma coś, co ją od pozostałych wyróżnia. “Mommy” jest zdecydowanie najspokojniejszym numerem. Wprawdzie głos Selah w balladach brzmi nieco zabawnie, ale tekst utworu z kolei jest piękny. Nie trzeba być po studiach polonistycznych, by go zinterpretować. Selah napisała tę piosenkę dla swojej mamy. Śpiewa m.in. And when I feel scared It seems that life is harder than I ever knew Yeah when I feel scared You are the only one Who knows just what to say So here am I to thank you (PL: I kiedy jestem przerażona, Życie wydaje się trudniejsze niż myślałam, Tak, kiedy jestem przerażona, Jesteś jedyną osobą, Która wie po prostu co powiedzieć, Więc jestem tu by Ci podziękować). Powiem wam, że ja na punkcie Selah całkowicie oszalałam. Uważam, że to nie tyle najlepszy i najciekawszy debiut 2011 roku, co ostatnich kilku. Klikam, że lubię.

#63, 64, 65 Cheryl Cole “Messy Little Raindrops” (2010) & Bruno Mars “Doo Wops & Hooligans” (2010) & Britney Spears “Oops!… I Did it Again” (2000)

Tytuł płyty jest uroczy. Okładka zachęcająca, oryginalna. Wnętrze? Jak już uparliście się, by zapoznać się z Cheryl Cole, włączcie sobie “3 Words”. Poprzedni album na tle tego wypada imponująco. Słuchając “Messy Little Raindrops” miałam wrażenie, że został nagrany dla zysku. Idealnie dopasowuje się do tego, co obecnie w muzyce jest modne. Taneczna muzyka, tanie bity, elektryczne ‘dodatki’. Ale czemu słuchacze mają cierpieć, bo ktoś postanowił sobie zarobić? Cheryl nie wyszła poza schemat. Nie dodała nic od siebie. Przy jej muzyce zamiast tańczyć zechciało mi się spać. Brakuje mi odrobiny szaleństwa. Tego czegoś, co wyróżniłoby Cheryl spośród innych wokalistek. Nie potrzebny był pośpiech przy nagrywaniu. Fani na pewno by się nie obrazili, gdyby płyta wyszła z rok później. Do tego czasu z pewnością Cheryl nagrałaby o niebo lepszy materiał. Tutaj piosenki są bardzo płytkie,nudne, zlewają się w jedno. Nie pomogli sławni goście – Travis McCoy (“Yeah Yeah”), Dizzee Rascal (“Everyone”), Will.I.Am (“Let’s Get Down”). Znalazły się tu dwa spokojniejsze utwory.Singlowe “The Flood”, które za dużej popularności nie zdobyło, oraz “Raindrops”, które całkiem mi się podoba. Głównie dlatego, że podczas słuchania tej piosenki nie miałam wyrzutów sumienia, że nie tańczę a może powinnam ;P Drugi singiel z tej płyty – “Promise This” – na tle pozostałych numerów wypada dobrze. Nawet przeboleję te “Alouette uetteuette Alouette uette uette“.

Bruno Mars jest obecnie jednym z najpopularniejszych wokalistów. A zadebiutował dopiero w zeszłym roku.Od razu zjednał sobie rzesze fanów. Głównie fanek. Ale ja nadal pozostaje oporna. Ani on przystojny, ani szczególnie utalentowany. Tyle się dobrego o nim powiedziało, że postanowiłam przesłuchać “Doo Wops & Hooligans”. Zły nie jest, słuchałam gorszych. Ale znów do wybitnych nie należy. Mocno średni. Jeśli chodzi o gatunki. Bruno Mars serwuje nam pop połączony z r&b,soulem i reggae. Podoba mi się to, że można przy tej płycie odpocząć, odprężyć się, wyluzować. Ja odpłynęłam chyba za bardzo, bo nijak nie pamiętam ośmiu (z dziesięciu) utworów. W pamięci pozostało mi okropne “Just The Way You Are” i nieco mniej popowe “Grenade”. Czyli single. Sięgnę jednak do notatek robionych podczas słuchania tej płyty. “Runaway Baby”pełne jest gitar, funkowego brzmienia. W piosence “The Lazy Song”Bruno Mars bezbłędnie odnalazł się w roli lenia 😉 Wokalista już dziś nazywany jest następca Michael’a Jacksona. Który to już z kolei? Fanką jego nie byłam. Marsowi jeszcze sporo brakuje. Jeśli chodzi o teksty piosenek. Niektóre wypadają przyzwoicie (“Marry You”), inne śmieszą. Jak choćby singlowe “Grenade”: I’d catcha grenade for ya. Throw my hand on the blade for ya. I’d jump in front of atrain for ya (PL: Złapałbym dla ciebie granat Dałbym sobie dla ciebie uciąć rękę Skoczyłbym pod pociąg dla ciebie). Kurczę, zdesperowany. Płyta już dzisiaj jest hitem. Dobrze się tego słucha, ale całość wypada nużąco.

 

Ups, Britney. Zrobiłaś to ponownie. Znów nagrałaś album, po który ustawią się nastolatki. Ale czy trzeba tak na nich żerować? Oni też mają uszy i prawo do otrzymywania dobrej muzyki. A tym czasem piosenkarka ma talent do nagrywania płyt, po których przesłuchaniu bolą mnie uszy. Britney przez rok nie zrobiła żadnych postępów. To, co wybaczyłam jej w przypadku debiutu, tu potraktuję surowiej. Mamy tutaj przykład słodkiego (ałć, zęby bolą) popu, teen popu oraz kiepskiego dance’u (“What U See (Is What U Get)”, “Can’t Make You Love Me”, “Don’t Go Knockin’ on My Door”). Sporo tu przesłodzonych ballad (“When Your Eyes Say It”, “Dear Diary”, “Where Are You Now”). Zawsze interesowały mnie czyjeś sekrety, pamiętniki. Ten od Alicii Keys łyknęłam z przyjemnością.”Dear Diary” Britney rozpoczyna się, tak, wy już wiecie. Tak jak zaczyna się pamiętnik potencjalnej 10-11 latki: Dear diary Today I saw a boyAnd I wondered if he noticed me He took my breath away (PL: Drogi Pamiętniku Dzisiaj spotkałam chłopaka i zastanawiałam się , czy mnie zauważył.On zabrał mi oddech.). Podoba mi się jeden, jak to nazwać, efekt zastosowany w “Heart”, “What U See (Is What U Get)”, “Oops!… I Did It Again”. Chodzi mi tu o…rozmowy. Czasem telefoniczne, czasem pomiędzy nią a koleżankami na imprezie. Najbardziej jednak zastanawia mnie, co robi tu cover piosenki The Rolling Stones “(I Can’t Get No) Satisfaction”. Czemu właściwie Britney zainteresowała się tym utworem? Prędzej widziałabym ją w czymś od Madonny. Zabierać się za rock and rollowy utwór? Ryzykownie. Jakoś się jednak wybroniła. Da się tego słuchać. Za najlepszą piosenkę uznaję tytułowy utwór “Oops!… I Did It Again”. Głównie z sentymentu. Był to bowiem pierwsza kompozycja Britney, którą poznałam.

 

#54, 55, 56 Rihanna “Music of the Sun” (2005) & Christina Aguilera “Christina Aguilera” (1999) & Britney Spears “…Baby One More Time” (1999)

“Music of the Sun” czyli jak bez podnoszenia się z fotela przenieść się na słoneczne Karaiby. Do tej pory znałam Rihannę z singli oraz trzech ostatnich płyt (Good Girl Gone Bad, Rated R, Loud). Postanowiłam jednak sięgnąć po jej debiutancki krążek. I to był strzał w dziesiątkę. Płyta jest mieszanką popu, reggae, r&b oraz dancehallu i hip hopu. Plus za oryginalność. Dziś, by zaistnieć trzeba nagrać popową płytkę a jeszcze lepiej rozkręcić jakiś skandal. Rihanna tego nie potrzebowała. Świetnie sprawdziła się w takich klimatach. Mimo, iż po latach w wywiadach opowiadała, jak to nie miała nic do powiedzenia przy wyborze muzyki, ja uważam, że wytwórnia postawiła na dobry styl. Patrząc na okładkę nie mogę uwierzyć, że to ta sama dziewczyna, która teraz farbuje włosy co 2-3 miesiące, ubiera się jak strach na wróble oraz obraca się w dennym popie. Jest tu taka naturalna. Piosenki również są miłe dla ucha. “Pon De Replay” bardzo łatwo wpada w ucho. “That la, la, la” oraz “Let Me” to udane kompozycje zawierające w sobie mix hip hopu z r&b. Znalazło się i miejsce dla kilku wolniejszych numerów. “The Last Time” najmniej jednak przypadło mi do gustu ze względy na wokal Rihanny w niektórych momentach. Bardzo podoba mi się natomias “Now I Know”. Tutaj Rihanna brzmi bardzo dobrze. No i nie można nie wspomnieć o “Music of the Sun”, która świetnie podsumowuje płytę o tym samym tytule. “Listen, closely hear the music playing Let it take you to places far away and Relax your senses just do what you want to do No need for questions It’s only for you” (“Słuchaj dokładnie grającej muzyki Pozwól zabrać się w dalekie miejsce Uwolnij swoje zmysły, po prostu rób to, na co masz ochotę Żadnych pytań, to tylko dla Ciebie“). Mogłabym przytoczyć cały tekst tego utworu. Świetny jest. Ja zdecydowanie dałam się porwać muzyce zawartej na tym krążku.

Dziś Christina Aguilera jest znaną na całym świecie artystką. Może popularność już nie ta, co ponad dziesięć lat temu, ale nie można powiedzieć, że słuchacze zupełnie o niej zapomnieli. Aguilera ma na koncie kilka metamorfoz. Każda jej płyta to nowy rozdział w jej karierze. Chociaż takie utwory jak “Candyman” czy “Beautiful” były hitami, nie przebiły piosenek z debiutanckiego krążka. Swój pierwszy album Christina wydała w 1999 roku. Kilka miesięcy po Britney Spears, swojej koleżance z programu “Klub Myszki Miki”. Chociaż to “…Baby One More Time” odniosło większy komercyjny sukces, Aguilera wygrała ze Spears głosem i samymi piosenkami. Nie chcę oczywiście przesadzać. Utwory, które znalazły się na “Christina Aguilera” to zupełnie inna półka niż to, co dostajemy od Xtiny dzisiaj. Piosenki z późniejszych krążków są bardziej dopracowane, ciekawsze. Na debiucie Christina dostała po prostu kilka kawałków do nagrania i tyle. Nie mogła być w pełni sobą, o czym później śpiewała na “Stripped”. Z “Christina Aguilera” wydane zostały cztery single. Pierwszym została piosenka “Genie in a Bottle”. Powiem szczerze, że uwielbiam ten kawałek. Jest bardzo pozytywny. To ciekawa, popowa produkcja, będąca wizytówką Aguilery. Podobnie jak drugi singiel – “What a Girl Wants”. Kiedyś bardzo mi się ta piosenka nie podobała. Dziś sądzę, że to przyjemny, chwytliwy numer. Chociaż oba te numery bardzo mi się podobają, ustępują balladzie “I Turn to You”. Christina zawsze miała talent do spokojnych piosenek, czego dowodem jest chociażby to nagranie. Cudowne. Jednak najbardziej wyrazistym singlem jest taneczne i dynamiczne “Come On Over Baby (All I Want Is You)”. Z pozostałych kawałków trzeba posłuchać “Reflection”. Ta spokojna piosenka nagrana została na potrzeby filmu Disney’a “Mulan”. Christina pokazuje w niej, jak pięknym głosem jest obdarzona. To bez wątpienia jedna z najbardziej lśniących pozycji na Christina Aguilera. Inną balladą jest “Obvious”. Łączy w sobie pop i elementy soulu. Niesamowicie mi się podoba. Stanowi piękne zakończenie całego albumu. Średnio natomiast lubię “Blessed”. To trochę zbyt nijaki, usypiający numer. Sporo miejsca na “Christina Aguilera” zajmują przebojowe, popowe utwory. Mamy chociażby bujające “So Emotional”, taneczne “When You Put Your Hands On Me” i urocze “Somebody’s Somebody”. Debiut Christiny poznałam już po zakochaniu się w “Stripped” i “Back to Basics”. Przeszkadzało mi to w pełni docenić jej wczesną twórczość. Na szczęście udało mi się spojrzeć na utwory z “Christina Aguilera” nieco inaczej. Udało mi się je docenić i polubić. To kawał porządnej, popowej muzyki. Spodobać się może każdemu. Melodie są przyjemne, teksty wcale nie głupie. A dodatkiem do tego jest świetny wokal Christiny.

W tym samym roku zadebiutowała i Britney Spears. O ile się nie mylę miała wtedy 16-17 lat. I to słychać. Niewinna, delikatna i…nudna. Podali jej jak na tacy piosenki – masz, nagraj, nie zadawaj żadnych pytań a my z ciebie zrobimy gwiazdę i jeszcze ‘trochę’ na tym zarobimy. Ok. 30 milionów sprzedanych egzemplarzy “…Baby One More Time” mówi samo za siebie. O co tyle szumu? Melodie zawarte na płycie, mimo, że są do siebie nieraz podobne, wypadają nieźle. Teksty pasują do Britney. Nastolatki będą w siódmym niebie. Duuużo o miłości (“From The Bottom of My Broken Heart”). Jednak jak patrzę na polskie tłumaczenia widzę, jak bardzo są te teksty ‘płaskie’. I must confess that My loneliness is killig me now Don’t you know I still believe That you will be here And give me a sign Hit me baby one more time (PL: Moja samotność zabija mnie (i ja) Musze odejść, wciąż wierzę (wciąż wierzę) Gdy nie jestem z Tobą tracę zmysły Daj mi znak, uderz mnie kochanie jeszcze raz). Ciekawa jest jedynie piosenka “The Beat Goes On”. Nieco elektroniczna. Podobną melodię zrobiłam kiedyś na komórce, a nie skredytowali mnie. Na albumie znajdziemy też duet. Utwór “I Will Still Love You” piosenkarka wykonuje razem z Don’em Phillipem. Nie znam go, ale w tym numerze przygniótł wokalnie Britney. Mam wrażenie, że więcej tu spokojnych numerów niż u rywalki – Christiny Aguilery. “Sometimes”, “Born To Make You Happy”, “I’ll Never Stop Loving You” czy wspomniane wcześniej “From The Bottom of My Broken Heart” mają w sobie sporą dawkę cukru. Zresztą czegokolwiek bym nie napisała o tej płycie, fani Britney wiedzą swoje. A mi pozostaje mówić, że najsłabszym elementem płyty jest…sama Britney.