#278, 279 Nelly Furtado “The Spirit Indestructible” & Rita Ora “Ora”

Pamiętacie jeszcze Nelly Furtado? Jeszcze przed kilkoma laty była bardzo popularną wokalistką. Wydała dwa dobrze przyjęte przez krytyków krążki “Whoa, Nelly” oraz “Folklore” i rozczarowującą starych fanów (lecz jednocześnie przysparzających nowych) płytę “Loose”. Właśnie tą trzecią uważa się za najważniejszą w jej karierze. Można powiedzieć, że w latach 2006-2007byliśmy świadkami prawdziwej, zakrojonej na szeroką skalę furtadomani. Piosenki z “Loose” nie schodziły z list przebojów. Jednak kolejny krążek artystki, hiszpańskojęzyczny “Mi Plan”, przeszedł zupełnie bez echa. Słuchacze, którzy jeszcze do niedawna deklarowali, że są fanami Nelly, odwrócili się od niej. Nowych zwolenników takie piosenki jak “Manos al Aire” czy “Mas” nie zyskały. Gwiazda Furtado, jeszcze niedawno świecąca pełnym blaskiem, znacznie przygasła.Czy dzięki “The Spirit Indestructible” wokalistka odzyska choć kawałek dawnej popularności?

Na długo przed wydaniem nowej płyty pojawiały się plotki, że wyprodukować ma ją Timbaland. Tak, to on jest odpowiedzialny za “Loose”. “The Spirit Indestructible” miało być jego nową wersją. Timbaland jednak ani jednego palca do płyty nie przyłożył (całe szczęście) a do “Loose” znalazłam jedno podobieństwo – różnorodność. Nelly miesza gatunki, bawi się stylami. Jeszcze do tego tematu powrócę.

Głównym producentem “The Spirit Indestructible” jest Darkchild (współpracował z wieloma gwiazdami r&b). Oprócz niego pojawia się nazwisko Saalam Remiego (chyba już na zawsze kojarzony z Amy Winehouse). Jeden kawałek wyszedł nawet spod rąk Nelly Furtado oraz producenta współpracującego z takimi zespołami jak Metallica czy The Offspring.

Przed wydaniem albumu zdecydowano się wypuścić trzy single, by zobaczyć, jak ludzie reagują na muzykę Nelly Furtado. Pierwszym z nich było przebojowe, dynamiczne “Big Hoops (Bigger the Better)”. Łącząca w sobie elementy hip hopu i muzyki tanecznej piosenka poradziła sobie średnio na listach przebojów. W USA się do żadnej nie zakwalifikowała, ale w Europie było już lepiej. 14 miejsce w Wielkiej Brytanii, 5 w Belgii. Do dawnych wyników artystki niestety daleko. Chociaż na początku Furtado miała ode mnie minusa za ten kawałek, dziś jej wybaczam. Udało mi się przekonać do tej piosenki. Lubię szczególnie fragment, gdy wokalistka (jakby zza ściany) powtarza słowa The bigger the better (PL: Im większe tym lepiej). Kolejne dwa single (“Spirit Indestructible” i “Parking Lot”) dopiero co zadebiutowały na listach. Szczerze mówiąc nie wróżę temu drugiemu zawrotnej kariery. Za dużo jest takich naładowanych elektroniką piosenek. Poza tym ja nie słyszę w nim Nelly. To nie ona. Wypadła mało autentycznie, nie pasuje taki styl do niej. Bardziej brzmi mi to na odrzut z płyty M.I.I. “Maya”. Znacznie lepiej przedstawia się “Spirit Indestructible”. Piosenka zawiera w sobie elementy popu, elektroniki (śladowe ilości) oraz r&b.

Jednak żaden z singli nie zostanie przeze mnie wyróżniony mianem najlepszej piosenki na płycie. Z zadowoleniem donoszę, że znajdziemy tu lepsze kawałki. Po kilkukrotnym przesłuchaniu “The Spirit Indestructible” potrafię wskazać swoje ulubione kawałki. Jednym z nich jest nagrany razem z mało znanym raperem Ace Primo utwór “High Life”. Utrzymany jest w pozytywnej, rhythm-and-bluesowej stylistyce. Ace Primo wnosi do niej powiew hip hopu. Najbardziej do gustu przypadł mi początek piosenki, gdzie Nelly Furtado rozlicza się ze sławą i śpiewa They say I was always destined for fortune and fame, now that I’ve gotten what I wanted everything’s changed (…) I left behind everybody I know (PL: Mówią, że od zawsze była mi przeznaczona fortuna i sława, teraz, kiedy dostałam czego chciałam, wszystko się zmieniło (…) Zostawiłam wszystkich, za sobą). Ciekawym urozmaiceniem piosenki jest chórek, nucący la la la.

Jestem też fanką utworu “Something”. Choć gościnnie pojawia się w nim raper Nas, pamięta się tylko Nelly. Mocny, nieco tajemniczy bit, oraz wokalne ‘akrobacje’ artystki sprawiają, że słuchanie tej piosenki to niezwykłe przeżycie. Bardzo dobre wrażenie zrobiła na mnie końcówka płyty. Niektórzy narzekają, że jest nudno, ale ja się z tym zupełnie nie zgadzam. Słuchanie spokojnych kawałków w wykonaniu Nelly Furtado to przyjemność. “Miracles” jest podszyte odrobiną elektroniki. “Circles” nieco się wyłamuje i przy odrobinie chęci da się do tego potańczyć. Podoba mi się w nim użycie arabskich melodii, ale poza tym piosenka należy do słabszych. “Enemy” nie wyróżnia się niczym specjalnym, ale da się posłuchać. Natomiast “Believers (Arab Spring)” to rewelacja. Ma wyrazisty, mocny refren oraz zwrotki, w których Nelly brzmi pięknie.

Oceniając “The Spirit Indestructible” nie można nie wspomnieć o jeszcze dwóch piosenkach. Jedną z nich jest elektroniczne, spokojne “The Most Beautiful Thing” (ft. Sara Tavares). Kawałek jest bardzo spójny, od początku do końca taki sam. Jedyne, co mi się w nim nie podoba, to fragmenty, kiedy Nelly śpiewa wyższym głosem. Nie dla niej takie ‘zabawy’. Do połowy lubię “Waiting for the Night”. Początek jest świetny. Potem wchodzi taneczna muzyka i otrzymujemy typowy kawałek, który ma podobać się każdemu.

Przyznam, że bałam się nowej płyty Nelly Furtado. Sądziłam, że wokalistka, której kariera mocno podupadła, popełni wiele błędów i na siłę będzie próbowała wrócić na szczyty list przebojów. Tak się na szczęście nie stało. Nelly nadal nie ma duetu z Davidem Guettą czy Pitbullem. Może “The Spirit Indestructible” nie jest pełen naturalnej, niewymuszonej folkowej muzyki jak „Whoa, Nelly” czy „Folklore”, ale nie jest też tak nie spójny jak „Loose”. Inaczej mówiąc – jest dobrze. A nawet bardzo. Nelly Furtado bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie nową płytą.

 

Rita Ora to urodzona w Prisztinie (Kosowo), ale dorastająca w Wielkiej Brytanii wokalistka. Jeszcze niedawno śpiewała w londyńskich klubach. Zauważył ją tam pracujący dla Jay’a Z mężczyzna i zaprosił Ritę na przesłuchanie do Nowego Jorku. Młoda piosenkarka podpisała kontrakt z wytwórnią rapera – Roc Nation, która współpracuje z takimi artystami jak Rihanna, M.I.A. czy J. Cole. Zaczęło się od małego ‘badania’. Rita pojawiła się gościnnie w kawałku DJ’a Fresh’a “Hot Right Now”. Piosenka szybko wspięła się na pierwsze miejsce listy przebojów w Wielkiej Brytanii a Rita została entuzjastycznie przywitana przez słuchaczy. Potem przyszła kolej na sygnowane własnym nazwiskiem utwory. A za chwilę otrzymaliśmy cały album zatytułowany “Ora”.

Nad Ritą pracował cały sztab ludzi. Nad jej wyglądem, występami, w końcu samą muzyką. Do tego stopnia, że zaczęła być porównywana do Rihanny. Obie wokalistki łączy jedna wytwórnia, podobnie się ubierają. I nagrywają podobną muzykę. Album Rity składa się z kawałków, które równie dobrze mogą być odrzutami z płyt “Loud” i “Talk That Talk”. Sam hit “R.I.P.” był napisany specjalnie dla Rihanny. Jednak Rita ma coś, czego Rihanna nie ma – dobry głos. Słychać to szczególnie w występach Ory na żywo. Warto poszukać takowych na YouTube.

Za produkcję numerów zawartych na “Ora” odpowiedzialna jest cała masa producentów. Pojawia się znany ze współpracy z M.I.A. Diplo, współtwórca popularnej piosenki “Umbrella” Rihanny The-Dream, will.i.am oraz Stargate, który współpracował z Beyonce, Katy Perry i Rihanną. Zaplecze więc Rita miała bardzo dobre. Z ich pomocą na spokojnie mogła nagrać krążek, z którego single będą hulać po litach przebojów. “How We Do (Party)” i “R.I.P.” faktycznie nieźle namieszały i stały się hitami. A czy reszta ma jakieś szanse?

Po przesłuchaniu albumu „Ora” nie otrzymałam odpowiedzi, jaka Rita jest naprawdę. Z jednej strony otrzymujemy takie utwory jak „Roc the Life”, z drugiej „Fall In Love”. Muzyka zawarta na krążku to mieszanka popu, r&b i dance z elektronicznymi wstawkami. Wśród gości, którzy zaśpiewali obok Rity znajdziemy Tinie Tempaha, J. Cole, will.i.am’a, DJ Fresha.

Zaczyna się bardzo obiecująco. Utwór „Facemelt” trwa jedynie nieco ponad półtorej minuty, ale podobno na amerykańskiej wersji płyty ma zostać umieszczony w całości (czy i wam przypomina to sprawę z „Birthday Cake” Rihanny?). „Facemelt” jest szybki, głośne, łatwo wpadające w ucho. Ora fajnie rapuje. Kolejna piosenka – „Roc the Life” – utrzymuje poziom i nie daje nam ani chwili wytchnienia. Podoba mi się użycie gitar w niektórych fragmentach. Nadaje to temu utworowi odpowiedni, rockowy wyraz i sprawia, że po przesłuchaniu płyta „Ora” to właśnie ta piosenka jako jedna z nielicznych zostaje w pamięci. Gdybym już miała się do czegoś przyczepić, swoje skargi wniosłabym w stosunku do refrenu. Nie podoba mi się fragment, gdzie Rita śpiewa while I roc the life li li la la li li life (PL: podczas gdy rządzę życiem). Trzecim numerem, który wyróżnia się na tle pozostałych, jest „Uneasy”. Piosenka łączy w sobie electro pop i hip hop. Uwielbiam zwrotki, Rita ciekawie rapuje. Refren natomiast może spodobać się każdemu. Łatwo go zanucić. Tak na marginesie, „Uneasy” to mój faworyt do roli kolejnego singla. Podoba mi się też charakter tej piosenki. Jest zabawna, w pozytywnym, imprezowym stylu. Ma radiowy potencjał.

Często wykonując swoje kawałki na żywo Rita odrobinę je zmienia. Nie są już takie szybkie, taneczne. Słychać, że dobrze czuje się w spokojniejszym repertuarze. Na debiutanckim albumie umieściła dwie ballady – „Been Lying” oraz „Hello, Hi, Goodbye”. Obie zostały podrasowane odrobiną elektroniki, ale nie razi to. Wokal Rity pozostał bez obróbek. Pierwsza z nich jest bardziej przebojowa, druga natomiast lepiej dopracowana, ładniejsza. Obie łączy dobry tekst.

Single, które promowały krążek „Ora”, zdobyły ogromną popularność. Ze mnie fanki Rity jednak nie uczyniły. Nie cierpię nagrania „R.I.P.”.Nie podoba mi się w nim muzyka oraz wykonanie Ory. Podobne odczucia mam w stosunku do „Hot Right Now”. Sytuacje nieco ratuje „How We Do (Party)”. W porównaniu do pozostałych singlowych kawałków nie jest tak tandetne i kiczowate.

Nie rozumiem umieszczenia na “Ora” takich numerów jak dyskotekowe “Radioactive” czy “Shine Ya Light”. Są nijakie, mało interesujące. Nie wnoszą niczego nowego do muzyki Rity. A do tego najbardziej z całej płyty brzmią jak piosenki podebrane Rihannie. A czy Rita nie zarzekała się, że nie chce naśladować starszej koleżanki? Próbowałam przekonać się do tych piosenek. Jednak bezskutecznie. Moje zdanie natomiast zmieniło się w stosunku do “Love & war” i “Fall in Love”. Pierwszy z tych numerów został nagrany razem z raperem J. Cole’m. Podoba mi się w tej piosence to, że nie jest to kolejny taneczny kawałek, ale naprawdę udana kolaboracja pod szyldem “r&b i  hip hop”. W przypadku drugiego nagrania zaskoczyłam samą siebie. Nazwisko will.i.am’a jako producenta nigdy nie wróży nic dobrego. A jednak. Piosenka jest chwytliwa, Rita brzmi w niej super. Chociaż komputerowy podkład oddziałuje negatywnie na moje uszy, udaje mi się go ignorować.

Obecnie mamy przesyt jeśli chodzi o wokalistki. Jest ich tyle, że trudno zapamiętać choć kilka na dłużej niż 5 minut. Rita jednak wydaje mi się warta tego, by zatrzymać się przy niej dłużej. Ma dobry głos i ludzi, którzy mądrze pokierują jej karierą. Oby tylko nie starała się na siłę udawać kogoś, kim nie jest. Debiut “Ora” jest średni, ale młoda artystka dopiero poszukuje własnego stylu. Może znajdzie go przy pracy nad drugim krążkiem, może podczas nagrywania piątego.

3 Replies to “#278, 279 Nelly Furtado “The Spirit Indestructible” & Rita Ora “Ora””

  1. jeśli chodzi o XTinę to zdecydowanie się z tobą zgadzam. teledysk bardzo robi wrazenie. a koloryzacja…. swietna. czyms sie wyroznia. ciagle slucham tej piosenki w MP3!// ADELEZONE

  2. R.I.P. to nie jest odrzut od Rihanny 🙂 pojawiły się wersje, że piosenka miała się znaleźć na TTT i RR. Żadna nie jest prawdziwa, bo piosenka została napisana przez Drake’a dla Rity. Błąd na innych stronach niestety się powiela :c

Odpowiedz na „~papparazzimusic.blogspot.comAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *