Początek 2019 roku w mediach społecznościowych zdominował trend #10yearschallenge. Wszyscy oszaleli na punkcje udostępniania w sieci swoich zdjęć z 2009 roku i zestawiania ich ze współczesnymi fotografiami. Ja postanowiłam do tej mody podejść w inny sposób. Przejrzałam listę płyt, które ukazały się dziesięć lat temu i wybrałam dziesiątkę tych, które faktycznie pamięta się po latach.
DIANA KRALL QUIET NIGHTS (premiera: 31.3.2009) Kanadyjska wokalistka i pianistka Diana Krall od lat cieszy się niesłabnącą popularnością wśród miłośników jazzowych brzmień. Autorskich piosenek ma mało, ale z powodzeniem adaptuje klasyki. W 2009 roku ukazała się płyta, która przedstawiła Krall szerszej publiczności – także i mi, choć musiało minąć jeszcze kilka lat, bym chętniej zagłębiła się w dyskografię Kanadyjki. Podoba mi się, że artystka chętnie wybiera motywy przewodnie swych wydawnictw. Na “Quiet Nights” sięgnęła po bossa novę. Umieściła na albumie covery takich kompozycji jak “The Boy From Ipanema”, “Every Time We Say Goodbye” i “Too Marvelous for Words”. Płyta szczególną popularnością cieszyła się w Polsce, ale bez problemów zadebiutowała i w pierwszej trójce amerykańskiego Billboardu. Za swoją pracę Diana Krall w 2010 roku uhonorowana została statuetką Grammy w kategorii Best Instrumental Arrangement Accompanying Vocalist.
PHOENIX WOLFGANG AMADEUS PHOENIX (premiera: 25.5.2009) To zabawny zabieg. Coś jak dziecko, które biega po muzeum i dorysowało wąsy Mona Lisie – tak o intrygującym tytule czwartego studyjnego albumu francuskiej kapeli Phoenix mówił jeden z jej członków. Chociaż poprzednie krążki Francuzów zauważane były przez media, dopiero “Wolfgang Amadeus Phoenix” śmiało rozpychał się na listach najlepszych wydawnictw 2009 roku. Płyta zgarnęła także nominację do Grammy w kategorii Best Alternative Music Album, ostatecznie zdobywając statuetkę i zostawiając w tyle m.in. Depeche Mode i Yeah Yeah Yeahs. Krążek promowany był przez takie utwory jak “1901” i “Lisztomania”, które stały się sporymi przebojami i najbardziej rozpoznawalnymi piosenkami w dyskografii Phoenix.
BLACK EYED PEAS THE E.N.D. (premiera: 3.6.2009) Obecność amerykańskiej formacji może dziwić. Chociaż sama znacznie chętniej sięgam po “Elephunk” czy “Monkey Business” (mam słabość do ich hip hopowych produkcji z udziałem Fergie), “The E.N.D.” namieszało jeszcze bardziej. Zespół całkowicie przedefiniował swoje brzmienie. Hip hop i r&b zastąpione zostało przez pop i EDM. Obrany kierunek mógł zasmucić dotychczasowych fanów Black Eyed Peas, lecz ciężko nie zgodzić się z tym, że taka stylistyczna wolta była strzałem w komercyjną dziesiątkę. Album w krótkim czasie rozszedł się w przeszło dziesięciu milionach kopii, a takie nagrania jak “Meet Me Halfway”, “Rock That Body” czy w końcu “I Gotta Feeling” na stałe weszły do imprezowego kanionu. “The E.N.D.” doczekało się sześciu nominacji do Grammy, a w ramach jego promocji will.i.am i spółka odwiedzili Polskę.
KASABIAN WEST RYDER PAUPER LUNATIC ASYLUM (premiera: 5.6.2009) Bywają płyty, których tytułu nie jestem w stanie zapamiętać. Jedną z nich jest “West Ryder Pauper Lunatic Asylum”, które, co ciekawe, jest najbardziej znanym wydawnictwem w karierze brytyjskiej grupy Kasabian. Tytuł krążka zaczerpnięty został od nazwy… szpitala psychiatrycznego, którego historia sięgała początków XIX wieku. Propozycję tę wysunął Sergio Pizzorno, który podczas prac nad płytą wysunął się na pierwszy plan, zastępując Christophera Karloffa, pisząc teksty, produkując i udzielając się wokalnie. “West Ryder Pauper Lunatic Asylum” było komercyjnym sukcesem. Album wskoczył na pierwsze miejsce brytyjskiej listy przebojów. Otrzymał także nominację do Mercury Prize. Przyniósł niezapomniane single postaci “Underdog” i “Fire”.
FLORENCE + THE MACHINE LUNGS (premiera: 3.7.2009) Od rudowłosego, leśnego elfa do rock & rollowej wokalistki, która ze swoim zespołem pełni rolę headlinerów na najważniejszych festiwalach muzycznych. Florence + The Machine szybko podbili serca publiczności – zarówno tej wybierającej mainstreamowe brzmienie, jak i tej szukającej w muzyce czegoś ambitniejszego. Ich debiutancka płyta “Lungs” wypełniona jest melodiami z pogranicza indie rocka, barokowego popu i soulu. Z albumu wylansowano takie przeboje jak “Dog Days Are Over”, “Rabbit Heart (Raise It Up)” oraz “You’ve Got the Love”, które do dzisiaj są silnym fundamentem koncertów kapeli. “Lungs” docenione zostało przez krytyków, którzy okrzyknęli Florence i spółkę najlepszymi debiutantami 2009 roku. Krążek miał szansę na Mercury Prize, lecz przegrał ze “Speech Therapy” Speech Debelle. Uwielbiam okładkę tego albumu, na której widnieje Florence Welch stylizowana na miks lat 20. i czasów wiktoriańskich.
THE XX XX (premiera: 14.8.2009) Fragmenty ich piosenki wykorzystała Rihanna, a cover innej zarejestrowała Shakira. The xx to kolejny, po Florence + The Machine, debiutujący dziesięć lat temu zespół, który radzi sobie dobrze zarówno w mainstreamie, jak i (niezbyt głębokim) undergroundzie. Indie popowo-dream popowa płyta “xx” była sporym wydarzeniem i wykreowała The xx na gwiazdy nie tylko jednego sezonu. Wydawnictwo w całości wyprodukował Jamie Smith (znany też jako Jamie xx), a za teksty odpowiadają Oliver Sim i Romy Madley Croft, którzy w wielu kompozycjach śpiewają w duecie. Krążek promowany był takimi utworami jak “VCR”, “Crystalised” i “Islands”, lecz to instrumentalne “Intro” jest dziś najbardziej zapamiętaną piosenką z “xx”. Sama płyta była wychwalana przez krytyków i otrzymała Mercury Prize dla najlepszego brytyjskiego albumu, pokonując m.in. Mumford & Sons i Foals.
ARCTIC MONKEYS HUMBUG (premiera: 19.8.2009) Część fanów Arktycznych Małp z rozrzewnieniem wspomina do dziś debiutancki krążek “Whatever People Say I Am, That’s What I’m Not”, inni wzdychają do “AM”. W moim sercu najgłośniej gra dziś “Tranquility Base Hotel & Casino”, ale po latach doceniam i “Humbug”. Była to pierwsza płyta Arctic Monkeys, która powstawała z dala od Wielkiej Brytanii. Alex Turner i spółka ruszyli bowiem do USA na spotkanie z Joshem Homme. Znacząco odświeżył brzmienie formacji. Mówi się nawet, że gdyby nie spotkanie z liderem Queens of the Stone Age, “AM” jakie znamy nigdy by nie powstało. Wracając jednak do “Humbug”… Płyta przyniosła takie przeboje jak “My Propeller” i “Crying Lightning”. Cieszyła się jednak mniejszym uznaniem krytyków, stając się drugą (obok “Suck It and See”) płytą kapeli, która nie otrzymała nominacji do Mercury Prize.
PALOMA FAITH DO YOU WANT THE TRUTH OR SOMETHING BEAUTIFUL? (premiera: 28.9.2009) Brytyjska wokalistka Paloma Faith przyciąga uwagę. Dziś nieco mniejszą, ale kiedy się pojawiła, oczarowała tłumy swym wizerunkiem i unikalną barwą głosu. A także charakterem, o czym przekonał się szef jednej z wytwórni, który podczas przesłuchania nie okazał jej należytego szacunku. Oburzona wokalistka wyszła z siedziby labelu, który sam upomniał się o nią po kilku miesiącach. Debiutancki album “Do You Want the Truth or Something Beautiful?”, będący mieszanką popu, soulu i vintage’owych klimatów, szybko podbił serca fanów Amy Winehouse i Duffy. Płyta powoli zdobywała popularność, a dziś szacuje się, że w samej Wielkiej Brytanii krążek zakupiło około 800 tysięcy słuchaczy. Album promowało wiele singli. Spośród nich największym zainteresowaniem cieszyły się takie numery jak “New York” i “Stone Cold Sober”.
MUMFORD & SONS SIGH NO MORE (premiera: 2.10.2009) Wystarczyło jedno spotkanie z debiutanckim albumem brytyjskiej folk rockowej kapeli Mumford & Sons, bym nie chciała wyjmować tego krążka z odtwarzacza przez następne dni. I chociaż mój gust przez lata ewoluował, miłość do tego wydawnictwa pozostała taka sama. Nad płytą zespół pracował z Markusem Dravsem, który tworzył wcześniej m.in. z Björk, Coldplay i Arcade Fire. Fraza “Sigh No More” zaczerpnięta została w komedii Shakespeare’a “Much Ado About Nothing”. Album promowany był przez takie single jak “Little Lion Man” i “The Cave”. Popularność zdobywał powoli, lecz jego dzisiejszą sprzedaż szacuje się na sześć milionów kopii na całym świecie. “Sigh No More” przyniosło zespołowi liczne nominacje do Grammy, nawet przeszło dwa lata po premierze. Statuetki z tego jednak nie było, ale i tak przez krótką chwilę Mumfordzi byli jedną z najpopularniejszych grup.
NORAH JONES THE FALL (premiera: 11.11.2009) Norah Jones już na początku swojej muzycznej kariery dała się poznać jako spokojna, zrównoważona wokalistka, która ceni sobie jazzową klasykę, ale i chętnie sięga po country i bluesa. Wydana pod koniec 2009 roku płyta “The Fall” pokazuje, że można się takim brzmieniem znudzić. Artystka zaprosiła tym razem do współpracy Jacquire’a Kinga, który najbardziej znany jest z produkowania dla Kings of Leon. Zaledwie rok wcześniej stworzył z nimi bestsellerowy album “Only by the Night”. Norah nagle w rockowe klimaty nie poszła, ale jej muzyka stała się wyrazistsza, mocniejsza. Mniej na “The Fall” pianina, więcej zaś gitar, za które chwytała sama Jones. Co ciekawe krążek zadebiutował na 1. miejscu US Billboard Top Rock Albums. W Polsce pokrył się platyną. Za singiel “Chasing Pirates” Amerykanka otrzymała nominację do Grammy w kategorii Best Female Pop Vocal Performance.
Czuję się staro, czytając takie podsumowania 😀 Z Twojego zestawienia najbardziej lubię “Lungs”, a do “The E.N.D.” mam spory sentyment. Z playlisty natomiast najbardziej lubię “All The Right Moves”, ta piosenka chyba nigdy mi się nie znudzi.
Zapraszam na nowy wpis i pozdrawiam 🙂
Miałam okazję przesłuchać jedynie “The E.N.D.” i “Lungs”, ale kojarzę “The XX”, “Humbug”, “The Fall” i “Quiet Nights”. Aż ciężko uwierzyć, że to już 10 lat…
Wkradł Ci się mały błąd – Black Eyed Peas nie odwiedziło Polski od 2007 roku. Wciąż liczę, że kiedyś spełnię stare marzenie i ich zobaczę…
Pozdrawiam. 🙂