RECENZJA: NAO “And Then Life Was Beautiful” (2021) (#1243)

Gdy w 2016 roku NAO (a właściwie Neo Jessica Joshua) wydawała debiutancką płytę “For All We Know” robiąc przy tym sporo szumu, istniało ryzyko, iż skończy jak wiele muzycznych sensacji – w zapomnieniu po paru miesiącach. Ona tymczasem miała szansę zostać brytyjską wokalistką roku podczas gali BRIT Awards, a za sprawą kolejnego albumu otarła się o Grammy i Mercury Prize. Nic dziwnego, że z nadzieją patrzy w przyszłość.

Trzy lata przetrzymała w niepewności swoich fanów wokalistka. Przesadziłabym twierdząc, iż “And Then Life Was Beautiful” było na liście najbardziej wyczekiwanych przeze mnie wydawnictw. O ile autentycznie podobają mi się elektroniczno-rhythm’and’bluesowe początki NAO pełne soczystych, kolorowych nagrań, tak ich bardziej popowi, wygładzeni następcy z “Saturn” bardziej nużyli aniżeli zachęcali do wspólnych zabaw. Tegorocznym krążkiem Brytyjka nie wraca do undergroundu, lecz kontynuuje przygodę z radiowymi dźwiękami. Za to w całkiem fajnym stylu.

Swoje najlepsze działo NAO wytoczyła już w ubiegłym roku. W zwiastującym swój nowy projekt singlu “Woman” stworzyła dziewczyński super-team z Lianną La Havas, który jest świetnym przykładem na to, że kobiety wolą współpracować niż ze sobą konkurować. Mamy tu bowiem wyważony miks gitarowego oblicza Lianne i rhythm’and’bluesowych zapędów NAO. Pozostałe kolaboracje wyglądają o klasę słabiej. Utrzymane w wolnym tempie “Postcards” (feat. serpentwithfeet) ma w sobie coś z elegantszych klimatów, które w niektórych kompozycjach upodobał sobie Frank Ocean, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to właśnie NAO jest zbędnym elementem numeru. “Good Luck” (feat. Lucky Daye) bardziej podoba mi się ze względu na wokale aniżeli aranżację, zaś afro beatowe “Antidote”(feat. Adekunle Gold) zwyczajnie usypia aniżeli daje zastrzyk tak potrzebnej tu energii.

Ładnie wypada solowy początek albumu. Tytułowa kompozycja wraz z “Messy Love” i “Glad That You’re Gone” tworzą sympatyczny tryptyk rhythm’and’bluesowych brzmień wymieszanych z dźwiękami gitar. Szczególnie podoba mi się ostatni z utworów, w którym wokale harmonie przywodzą na myśl oldskulowy girlsband. Bardziej zachwyca jednak dojrzałe “Wait” – zaaranżowana na pianino i filmowe smyczki ballada o sporym ładunku emocjonalnym. W balladowe klimaty uderzają także elektro-popowe “Little Giants” z motownowymi wokalami wspierającymi oraz zahaczające o gospel “Amazing Grace”. Ich słuchanie nie dostarcza jednak takich samych wrażeń. Podobnie obok mnie przelatują żywsze “Nothing’s for Sure” czy prezentujące nowoczesną wizję r&b “Burn Out” z “Better Friend”.

NAO po raz kolejny nagrała album, którym odcina się od swych bardziej elektronicznych początków, rozpychając się na scenie pełnej wokalistek definiujących współczesne r&b chętnie wchodzące we współpracę z popem czy nieprzesadzoną elektroniką. Podobnie jak na płycie “Saturn”, tak i na “And Then Life Was Beautiful” brakuje mi tej iskierki, która sprawiała, że krążek “For All We Know” wyróżniał się na tle kobiecych debiutów sprzed pół dekady. Podobać się jednak może wydźwięk trzeciej odsłony NAO, która pokazuje nam swoimi nowymi nagraniami, że życie może mieć różne barwy, lecz koniec końców warto wierzyć, że będzie dobrze i wyciągać lekcje z porażek.

_________

For All We KnowSaturn

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *