RECENZJA: Suki Waterhouse “I Can’t Let Go” (2022) (#1512)

Niezbyt często zdarza mi się używać związków frazeologicznych, ale patrząc na osoby takie jak Suki Waterhouse od razu przypomina mi się powiedzenie, że ktoś łapie wiele srok za ogon. I can’t help it. Brytyjka w show biznesie usiłowała zaistnieć na wiele sposobów. Zajmowała się modelingiem, występowała w filmach, jej twarz pojawiała się w telewizji i teledyskach. Niedawno stwierdziła, że może też śpiewać. Szykuje się do premiery swojej drugiej płyty, a chwilę temu otwierała koncert Taylor Swift na Wembley. Tak za to brzmi jej debiut.

I’m tired of keeping all my feelings to myself śpiewa nam w jednej piosenek wchodzących w skład albumu “I Can’t Let Go” Suki. Chęć podzielenia się z nami tym, co jej na duszy siedziało, zrealizowała przy pomocy Brada Cooka – nominowanego do Grammy amerykańskiego producenta, który pracował wcześniej nad m.in. “22 A Million” Bon Iver, “A Deeper Understanding” The War On Drugs czy “Sundowner” Kevina Morby’ego. Jeśli więc Waterhouse chciała zostawić swoje brytyjskie pochodzenie za sobą, trafiła w dobre ręce.

Amerykańsko brzmi zahaczające o country “Devil I Know”, w którym głos Waterhouse wędruje nieco niżej niż w pozostałych nagraniach, co sprawia, że całość ma ciekawszy, cieplejszy wydźwięk. Elementy folk rocka przewijają się w “Wild Side” oraz powoli kroczącym “On Your Thumb”. Perełką jest rozkwitająca kompozycja “My Mind” o nawiązaniach do americany i fragmentach, gdzie Waterhouse chwali się skalą swego głosu. Nostalgia za tym, co minęło (w tym przypadku miłość) w kalifornijskim, retro stylu Lany Del Rey stanowi o sile depresyjnego “Melrose Meltdown”. W balladowe tony uderzają także takie numery jak “Slip” czy rozmarzone “Blessed” o początkowo minimalistycznej produkcji zostawiającej artystce sporo wokalnej swobody i wibrującym, hałaśliwym zakończeniu – to jeden z ciekawszych utworów na “I Can’t Let Go”. Album dopełniają nagrania ni mnie grzejące ni ziębiące. W “Moves” podobać się może porywczy refren. “Put Me Through It” nieco razi sentymentalizmem, zaś soft rockowe “Bullshit on the Internet” irytuje swoim brakiem zdecydowania – w takiej piosence wyśmiewającej współczesne czasy online aż chciałoby się zdjąć nogę z hamulca i poszaleć.

Suki Waterhouse znalazła się na całkiem niezłej pozycji przed premierą debiutanckiego albumu. Z jednej strony otrzymała wsparcie od legendarnej wytwórni Sub Pop wydającej utwory takich sław alternatywy jak Beach House, Father John Misty czy Weyes Blood. Z drugiej zaś słuchacze po modelce i aktorce nie oczekiwali nie wiadomo czego, przyjmując jej zaangażowanie się w muzykę jako chwilowy kaprys. “I Can’t Let Go” jest tymczasem soft rockowym, dość nierównym krążkiem. Niby słucha się go nieźle, lecz wiele kompozycji już  w połowie sprawia, że sprawdzam, kiedy dobiegną końca.

Warto: Melrose Meltdown & Blessed

Jedna uwaga do wpisu “RECENZJA: Suki Waterhouse “I Can’t Let Go” (2022) (#1512)

  1. Bardzo często spotykam się z tym nazwiskiem, ale właśnie nie mogłam się połapać, czy to piosenkarka czy aktorka – teraz już wiem. 😄 Przesłuchałam kilka piosenek, wydają się być spoko (“Melrose Meltdown” rzeczywiście brzmi jak podebrane Lanie), chociaż nie wydają mi się być spektakularne. Mimo to zapisuję sobie ten album do przesłuchania na później.
    Pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *