RECENZJA: Clairo “Sling” (2021) (#1228)

Już na starcie muzycznej kariery Claire Elizabeth Cottrill przekonała się, że prasa bywa okrutna. Szybko dopatrzono się związku między jej ojcem a jednym z założycieli wytwórni Fader Label, która podpisała kontrakt z młodziutką, niemającą na koncie większych sukcesów Clairo (jak zapragnęła przedstawiać się słuchaczom Amerykanka). Wokalistka udowodnić więc musiała, że nie dostała swojej szansy na muzyczną karierę po znajomości. I nieźle jej to wyszło, bo nowy krążek to koronkowa robota.

Zanim jednak pojawił się album “Sling”, w 2019 roku do sprzedaży trafiło wydawnictwo “Immunity”, nad którym Clairo pracowała z Rostamem Batmanglijem – irańskim producentem, który ukształtował brzmienie zespołu Vampire Weekend. Dla amerykańskiej artystki przygotował porcję rozmarzonych, dziewczęcych kompozycji utrzymanych w stylistyce łączącej wpływy bedroom popu, łagodnej elektroniki i indie popu. Nad jej tegoroczną płytą czuwał człowiek, z którym chce pracować co druga wokalistka. Jack Antonoff po inspirowanych folkiem “Folklore” Taylor Swift i “Chemtrails Over the Country Club” Lany Del Rey podobne patenty postanowił przedstawić Clairo.


W efekcie “Sling” to album skromniejszy w porównaniu do “Immunity”. Nadal sporo tu urokliwego popu domowej roboty, ale tym razem wchodzi on we współpracę z indie folkiem, chamber popem i soft rockiem. Całość jest tak równa, iż wybranie kilku najlepszych momentów wydawnictwa urasta do rangi sporego problemu. Gdybym jednak takie kompozycje miała wskazać, mój wybór padłby na “Bambi”, “Zinnas”, “Wade” oraz “Management”. Pierwszy z utworów jest piękną, harmonijną piosenką przenoszącą w czasie do lat 60./70. Echa Joni Mitchell wybrzmiewają w folkowym “Zinnas”, które skrywa niespodziankę w postaci przyspieszenia tempa, które zaczyna wyznaczać perkusja. W traktującym o pójściu dalej po zamknięciu pewnego rozdziału “Wade” ujmują mnie ciepłe wokale Clairo oraz instrumentarium wzbogacone dęciakami nadającymi kompozycji eleganckiego sznytu. Baroque popowe “Management” jest zaś baśniowym manifestem o chęci przejęcia kontroli nad swoim życiem i byciem samowystarczalną.

Pozostałe kawałki wcale im nie ustępują. Kto chce posłuchać Clairo w bardziej żywiołowej wersji, ten swoją uwagę skierować powinien na indie popowe “Amoeba” czy instrumentalne, posiadające głośniejsze momenty “Joanie”. Na “Sling” przeważają jednak przepełnione spokojem, łagodne kompozycje takie jak bujające, smutne “Partridge” (I’m sorry I have to hold you longer than you expected – usprawiedliwia swoje uczucia do kogoś artystka wiedząc, że nie są odwzajemniane); akustyczno-smyczkowe “Blouse”, w którym usłyszeć możemy Lorde; zahaczające o country “Reaper” czy w końcu złożone z wielu elementów, choć brzmiące minimalistycznie “Little Changes”, w którym Amerykanka mierzy się z problemem depresji.

Nowa płyta Clairo “Sling” zdaje się być odpowiedzią na pytanie, jaka będzie bohaterka albumu “SOUR” Olivii Rodrigo, gdy jeszcze trochę dorośnie i opuści licealne mury. Claire Elizabeth Cottrill,  podobnie jak jej młodsza koleżanka po fachu, skupia się na tematyce dorastania i związanych z tym czasem doświadczeń i problemów. Sporo jest w niej jednak spokoju i pogodzenia z własnym losem, choć zdaje sobie sprawę, iż czasy są niepewne. Ona po prostu chce zaszyć się w domu i czuć się bezpiecznie. I takie też są jej premierowe utwory. Kameralne, pełne intymności i najróżniejszych refleksji. Nie przejeżdżające po nas jak walec (jak to robiły piosenki zawarte “Punisher” Pheobe Bridgers), ale cudownie otulające i pozwalające się zrelaksować.

Warto: Zinnas & Wade

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *