Luźne taśmy: lipiec ’21

Łamiące serca kompozycje od Becka i Phosphorescent. A także piosenka rozwijająca podobne tematy od hiszpańskojęzycznej Shakiry. Świetne odkrycie sprzed dwóch dekad, do którego przyczyniła się Santigold. Oraz nowy singiel Coldplay, którym wychodzą poza ziemskie ramy. Te i inne nagrania często towarzyszyły mi w lipcu.

PHOSPHORESCENT SONG FOR ZULA (2013)

Pochodzącemu z Nashville wokaliście w zdobyciu międzynarodowej sławy nie pomaga pseudonim (sama mam zawsze problem z jego prawidłowym zapisem), ale jeden przebój uczynił z niego one hit wonder. Chamber popowo-folkowa pieśń “Song for Zula” traktująca o miłości, która przychodzi by koniec końców rozczarować, naprawdę wzrusza, a efekt ten tylko pogłębiają rozdzierające serce, nieperfekcyjne wokale Matthew Houcka. Mnie kupił on jeszcze wpleceniem cytatów z kapitalnego “Ring of Fire” Casha.

JULIA JACKLIN COMFORT (2019)

Pochodząca z Australii Julia Jacklin upodobała sobie indie folkowe, skromne melodie. Na wyżyny skromności artystka wspina się w zamykającym jej album “Crushing” nagraniu “Comfort”. Ledwo co zauważalna gitara akustyczna plumka w tle towarzysząc smutnej, choć nieprzesadnie przygnębionej artystce. Ta śpiewa o tym, że wszystko będzie dobrze. Może nie za chwilę, ale za jakiś czas.

CLEO SOL SHINE (2020)

Cleo Sol może i wydała na początku 2020 roku płytowy debiut “Rose in the Dark”, ale nie zwalnia tempa i już poważnie myśli o nowym krążku. A przynajmniej myślała, bo utwór, w którym ostatnio się zakochałam, ma już dobry roczek. “Shine” cudownie odurza i jest subtelną, delikatnie egzotyczną produkcją, która jeszcze bardziej podnosi temperaturę lipcowych wieczorów.

LALA LALA SEE YOU AT HOME (2018)

Projekt Lala Lala rozwijany przez Lillie West zainteresował mnie jakiś czas temu dzięki albumowi “The Lamb”. Domowa produkcja i brzmienie z pogranicza indie rocka i noise popu nie przyniosły wokalistce większej rozpoznawalności, lecz warto zarezerwować sobie choć chwilę na poznanie jej twórczości. Do mnie w ostatnim czasie jak bumerang powraca kompozycja “See You at Home”, która jest perełką tego wydawnictwa przenoszącą nas w czasie o kilka dekad. A to wszystko za sprawą background vocals kojarzących mi się z żeńskimi grupami z lat 50. i 60. oraz saksofonowej wstawki.

SHAKIRA NO (2005)

Kolumbijska wokalistka Shakira ma masę piosenek, które kojarzyć się mogą z letnimi dniami. Tymczasem ja w samym środku upalnego lipca przypomniałam sobie o kompozycji “No” pochodzącej z albumu “Fijación Oral, Vol. 1”. Popowa ballada o skromnej aranżacji i surowym wydźwięku jest jednym z najbardziej emocjonalnych nagrań, jakie artystka popełniła. Nie mogło być inaczej, bo i tematyka utworu nie jest błaha – mamy tu bowiem historię kobiety, która kocha, lecz zdaje sobie sprawę, że ten związek ją niszczy.

COLDPLAY COLORATURA (2021)

Kiedy już wydawało mi się po premierze singla “Higher Power”, że Coldplay powrócą na ścieżkę kolorowego pop-elektro-rocka z czasów “Mylo Xyloto”, oni wyskoczyli z “Coloratura”. To nawet nie jest piosenka – to odyseja kosmiczna zabierająca nas na dziesięciominutową wycieczkę do gwiazd. Mamy tu delikatne echa eterycznej ery “Ghost Stories”, progresywno rockowe naleciałości kojarzące się z dokonaniami Pink Floyd oraz orkiestrowe wstawki przypominające o zawiłym “Everyday Life”. “Coloratura” jest romantycznym utworem, który rozwala najprostszym w świecie refrenem: in this crazy world, I do, I just want you. Najlepszy singiel Coldplay od dawna.

BECK LOST CAUSE (2002)

Nie ma zestawienia najsmutniejszych wydawnictw bez “Sea Change” Becka. Każda z zawartych na albumie piosenek to gotowy heart breaker. Nie wszystkie jednak tak zostają w głowie i sercu co “Lost Cause”. Folk rockowa kompozycja została wybrana na singiel. Nie jest jednak utworem bardzo przygnębiającym. Miękkie wokale Becka towarzyszą bowiem gitarowej melodii wzbogacanej perkusją, w której bądź co bądź sporo jest słońca.

MOLLY LEWIS OCEANIC FEELING (2021)

Kilkanaście lat  siedzę w muzyce, ale pierwszy raz zetknęłam się z artystką pokroju Molly Lewis. W tym, że jest multiinstrumentalistką nie ma żadnego zaskoczenia. Ale już fakt, że zamiast śpiewać woli gwizdać, brzmi co najmniej nietypowo. I taka też jest jej tegoroczna epka “The Forgotten Edge” – wygwizdana. Swój wokal łączy z egzotycznymi, filmowymi wręcz aranżacjami. Idealnym przykładem na zestawienie klimatu polinezyjskich wakacji z paryskim glamourem jest “Oceanic Feeling”.

RES 700 MILE SITUATION (2001)

Kariera amerykańskiej wokalistki Res skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Jej singiel “They-Say Vision” w 2002 roku niespodziewanie wskoczył na szczyt listy US Dance Club Songs mimo pop rockowych melodii. Piosenka promowała album “How I Do”, za który odpowiedzialna była Santigold. Obie panie odwaliły kawał dobrej roboty, bo krążek naprawdę trzyma wysoki poziom i przełamuje stereotypy. W takich utworach jak “700 Mile Situation” wokale Res podchodzą pod rhythm’and’bluesowo-neo soulowe klimaty, ale sama melodia to ukłon w stronę new wave i trip hopu.

LANA DEL REY HIGH BY THE BEACH (2015)

Kręciłam nosem, gdy po pięknym, vintage’owym “Honeymoon” Lana Del Rey wyskoczyła z singlem, który przypominać miał o erze “Born to Die”. Tymczasem “High by the Beach” jest tą piosenką z jej trzeciego krążka, do której najczęściej wracam. Szczególnie w wakacyjnym okresie, gdyż ta utrzymana w średnim tempie popowo-trapowa kompozycja o delikatnych hip hopowych wpływach ma w sobie spokój, którego podczas urlopu chętnie szukam. Lana po prostu zostawia wszystko za sobą i ucieka na plażę. Czy to nie brzmi jak perfect summer? Summertime sadness zostawiamy sobie na później.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *