Luźne taśmy: maj ’22

Pierwsze próby wczucia się w klimat letnich festiwali. Zupełnie nowe oblicze pewnej kanadyjskiej wokalistki. Przyjęcie zaproszenia na imprezę jednego z najpopularniejszych polskich artystów. I na nieco bardziej undergroundowe przyjęcie u boku mało znanej niemieckiej formacji. Te i inne kawałki królowały u mnie w maju.

OBONGJAYAR MESSAGE IN A HAMMER (2021)

Nigeryjski artysta Steven Umoh nagrywający pod pseudonimem Obongjayar długo czekał na swoją wielką chwilę – premierę płyty, która narobiłaby lekkiego szumu. Ta ukazała się przed paroma tygodniami, a jej przedsmakiem był singiel “Message in a Hammer”, obok którego naprawdę ciężko przejść obojętnie. You can beat me, shoot me, kill me, throw me in jail melorecytuje Steven na tle pędzącej elektroniczno-afrobeatowej melodii wylewając swoje frustracje i pokazując środkowy palec władzy.

SKY FERREIRA KRISTINE (2013)

Amerykańska wokalistka Sky Ferreira to fenomen. Od niemalże dekady czekamy na następcę jej debiutanckiej płyty “Night Time, My Time”, a grono osób zainteresowanych następcą tego krążka wcale nie maleje. Ostatnio Sky przypomniała o sobie singlem “Don’t Forget”, a ja powróciłam do jej starszych nagrań. Moją uwagę przykuła “Kristine” – piosenka hałaśliwa i pełna dźwiękowych, nieraz kosmicznych akrobacji, którą lekko stonować potrafią krążące obok dziwacznego podkładu słodkie wokale artystki.

Gaidaa I like trouble (2020)

Pochodząca z Sudanu, a dorastająca w Holandii wokalistka Gaidaa od pewnego czasu milczy, ale mam nadzieję, że to cisza przed burzą. Tym bardziej, że jej debiutancki album sprzed dwóch lat, “Overture”, narobił u mnie niezłego zamieszania. To granie szlachetne, ale posiadające młodzieńczy pierwiastek. Warto chociażby zerknąć na akustyczne r&b postaci “I Like Trouble”. Może i Gaidaa śpiewa o tym, że chętnie pakuje się w kłopoty, ale z jej uroczego, subtelnego wykonania łatwo wyczytać, że raczej grzeczna z niej dziewczyna.

Dora Jar Lagoon (2022)

Ma polskie korzenie (jej nazwisko to Jarkowski), a do grona jej największych fanów należy sama Billie Eilish. Dora Jar, która ni stąd ni zowąd pojawiła się w 2021 roku, na koncie ma już trzy nieduże muzyczne projekty. Najnowszy, “Comfortably in Pain”, to epka, która ukazała się przed paroma tygodniami. To właśnie na niej znajdziemy urokliwy, nieco baśniowy bedroom popowy kawałek “Lagoon”, który jest lekki jak piórko i zostawia słuchacza w błogim nastroju.

Solomun x Isolation Berlin Kreatur der Nacht (2021)

Pochodzący z terenów dzisiejszej Bośni producent i DJ Solomun od dziecka mieszka w Niemczech, stąd nie dziwi jego zorientowanie na lokalną muzyczną scenę. W 2021 roku przecięły się ścieżki jego i indie kapeli Isolation Berlin, której jedną z piosenek ostatnio polecałam. Tym razem grupa wbiła się w granie elektroniczne i wprowadzające w istny trans. “Kreatur der Nacht” jest kompozycją mroczną, lekko złowrogą i stworzoną pod undergroundowe kluby.


Tame Impala Eventually (2015)

Nie jestem zachwycona ostatnimi dokonaniami Tame Impala, ale do krążka “Currents” z 2015 roku zawsze miło powrócić. Ta płyta to nie tylko “The Less I Know the Better”, “Let It Happen” czy rozsławione przez Rihannę “New Person, Same Old Mistakes”, ale i wiele innych dobrych nagrań. Takich jak chociażby “Eventually” bazujące na psychodeliczno-synth popowych dźwiękach, które stawiają ten kawałek ni to w XXI wieku, ni w latach 80. czy nawet 70.


Ralph Kamiński Bal u Rafała (2022)

Z Ralphem Kamińskim na dobrą sprawę zaprzyjaźniłam się dopiero w ubiegłym roku, gdy wyczułam, że klimat albumu “Młodość” pokrywa się z moim nastrojem. Potem przyszedł album-hołd dla grupy Maanam (“Kora”), którego lekturę szybko sobie odpuściłam. Potrzebowałam Rafała w jego autorskim repertuarze. I nadszedł singiel “Bal u Rafała”, który łączy intensywne, disco-popowe bity z teatralnym wykonaniem i zagadkowym tekstem. Kamiński powraca w takim stylu, że chętnie wbiję na jego bal. Nawet i bez zaproszenia.


Foals Daffodils (2016)

Tame Impala, a właściwie lider formacji, raz jeszcze. Przed paroma laty Kevin Parker połączył siły z Markiem Ronsonem, czego efektem był utwór “Daffodils”. Jakiś czas później swój cover zaprezentowała kapela Foals, która wydała go z okazji Record Store Day. Minimalnie z tego pojedynku lepiej wyszli oryginalni twórcy nagrania (ten rozmyty wokal Parkera odpowiada za wychillowany, letni klimat piosenki), lecz to właśnie odsłona w wykonaniu Foals jest tą, która lepiej nastraja mnie przed zbliżającymi się festiwalami.

Neneh Cherry Kootchi (1996)

Gdzieś tam przewinęła mi się wiadomość, że szwedzka wokalistka Neneh Cherry chce przy pomocy kolegów i koleżanek po fachu wznowić jedno ze starszych wydawnictw, i postanowiłam przybliżyć sobie nieco jej dyskografię. Wybór padł na krążek “Man” z 1996 roku, na którym uwagę szczególnie przykuwa trip hopowo-rockowe “Kootchi”. Potrafię sobie wyobrazić, że dziś ten kawałek mógłby pochwalić się bardziej dopieszczoną produkcją, ale to wykonanie, w które Neneh weszła całą sobą, nie jest nie skopiowania.

CARLY RAE JEPSEN WESTERN WIND (2022)

Przyzwyczaiła nas ostatnio Carly Rae Jepsen do lekkich, przebojowych piosenek z pogranicza synth popu i disco, a tu taka niespodzianka. Kanadyjska wokalistka nie ucieka nagle z popowej sceny, ale wprowadza drobne modyfikacje do swojej twórczości. Jest mniej kołysząco, a syntezatory zastąpione zostały gitarami. “Western Wind” jest ukłonem w stronę pozbawionego jakiejkolwiek presji bedroom popu, folku i indie popu. Powrót budzący ciekawość.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *