RECENZJA: Christina Aguilera “La Tormenta” (EP) (2022) (#1309)

Cóż to było za zamieszanie. Gdy już wydawało się, iż Christina Aguilera zapomniała o swojej obietnicy wydania serii hiszpańskojęzycznych epek, ona zapowiedziała rychłą premierę “La Tormenta”. Tę później przesunęła ze względu na tragiczne doniesienia za Stanów Zjednoczonych, by ostatecznie sprezentować nam mini album chwilę później. Co więcej następnego dnia dwie jej epki złożone zostały na pełen krążek zatytułowany “Aguilera”*. Ciężko połapać się już w decyzjach jej managementu. Mniej zawirowań niesie sama muzyka.

Jako że recenzja epki “La Fuerza” pojawiła się na stronie już kilka miesięcy temu, odpuszczam sobie pisanie o płycie “Aguilera”, zaś całą uwagę poświecę nowościom, jakie niesie krążek “La Tormenta”. Już ciekawa jestem kolejnego rozdziału tej latynoskiej historii, pisałam podczas podsumowania swojej przygody z “La Fuerza”. I chociaż nie jestem fanką latynoskich brzmień ani samego języka hiszpańskiego, pokładałam w ten projekt spore nadzieje. W końcu od przeszło dwóch dekad Aguilera udowadnia mi, że pod byle czym się zazwyczaj nie podpisuje. Stąd lekkie rozczarowanie.

Dwie naprawdę dobre kompozycje i trzy przeciętniaki – taki jest rezultat ślęczenia nad “La Tormenta”. Uwielbiam nagrania, w których Christina chwali się swoim głosem. Na poprzedniej epce królowała meksykańska, surowa “La Reina”, tu odpowiednikiem tego numeru jest “Cuando Me Dé la Gana”. Podobny klimat, podobne instrumentarium, podobne pragnienie, by trafić na ten kameralny koncert. Drugą perełką jest tajemnicza, uwodzicielska “Brujería”, która przygrywa sobie na hiszpańskiej gitarze wmiksowanej w podkład urban-latino. Na jednym wózku jadą trzy pozostałe piosenki. Reggaetonowo-rhythm’and’bluesowe “Suéltame” z gościnnym udziałem argentyńskiej artystki Tini szybko wpada w ucho, choć zostaje daleko w tyle za kobiecym, ognistym “Pa Mis Muchachas”, pierwszym singlem z poprzedniej epki. Nie przepadam za wakacyjnym “Traguito” i jego refrenem (ajajaj). Wielkiego wrażenie nie robi i “Te Deseo lo Mejor”, które wykonywane być mogło przez jakąkolwiek latynoską wokalistkę. I wciąż brzmiałoby tak samo.

Po manifestacji siły (fuerza) przyszła pora na burzę (tormenta). Niech nie zmyli was jednak ten tytuł. Nie ma tu grzmotów, błyskawic czy dramaturgii. Muzycznie mamy tu raczej do czynienia z upalnym, parnym wieczorem po wakacyjnej, popołudniowej burzy. Tytułowej burzy lepiej upatrywać w sercu Christiny, którą targają spore emocje, a także która w jednej z kompozycji (“Te Deseo lo Mejor”) zdaje się nawet przemawiać do byłego męża. Szkoda tylko, że przełożyło się to na zestaw utworów mało zajmujących i ulotnych. Przed nami jeszcze premiera epki “La Luz”, a ja już teraz odsyłam do lepszej “La Fuerza”.

Warto: Cuando Me Dé la Gana & Brujería

__________

*tego samego dnia przypadał termin zgłaszania muzyki do latynoskich Grammy. Dodajmy dwa do dwóch 😉

___________

Christina Aguilera ♥ Mi ReflejoMy Kind of ChristmasStrippedBack to BasicsBionicLotusLiberation BurlesqueLa Fuerza

One Reply to “RECENZJA: Christina Aguilera “La Tormenta” (EP) (2022) (#1309)”

  1. “La Fuerza” przesłuchałam i rzuciłam w odmęty pamięci. Nie spodziewałam się kontynuacji, jestem trochę ciekawa, ale Twoja recenzja trochę ostudza mój zapał. 😉
    Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *