RECENZJA: Christina Aguilera “La Fuerza” (EP) (2022) (#1272)

Ile to już czasu amerykańska wokalistka Christina Aguilera zapowiadała swój drugi hiszpańskojęzyczny projekt? Od tego momentu trochę lat minęło, ale każde oczekiwanie kiedyś musi się skończyć. Posiadająca ze strony ojca ekwadorskie korzenie artystka postanowiła celebrować swoje latynoskie pochodzenie serią epek, które mają ukazywać się co jakiś czas w 2022 roku. Pierwszą z nich, “La Fuerza”, postanowiła rozgrzać nas w styczniowe dni.

Chyba tylko najwięksi fani wokalistki pamiętają, że chwilę po swoim bestsellerowym debiucie (krążek “Christina Aguilera” z 1999 roku) nagrała płytę “Mi Reflejo”, na której oprócz hiszpańskich wersji paru przebojów znalazło się miejsce dla kilku premierowych kompozycji. W kolejnych latach latynoskie inspiracje pojawiały się w twórczości Aguilery sporadycznie. Warto tu więc wymienić “Desnudate” z niesławnego “Bionic”, “Hoy Tengo Ganas de Ti” z Alejandro Fernándezem czy “El Mejor Guerrero” będące hiszpańskojęzycznym odpowiednikiem “Loyal Brave True”. Mini album “La Fuerza” jest więc jej pierwszym poważniejszym latino projektem od 2000 roku.

Sześć piosenek, dwadzieścia minut muzyki – całość brzmi tak, jakby w tym krótkim czasie Christina próbowała pokazać nam się z jak najszerszej perspektywy. Nie ma tu więc utworów, które są swoimi kalkami. “Ya Llegué” otwierające ten zestaw prezentuje nam miks reggaetonu z nowoczesnym popem i r&b. Kawałek jest świeży, a wplecione odniesienia do “Genio Atrapado” (hiszpańskiej odsłony “Genie in a Bottle”) są miłym ukłonem w stronę legendarnego przeboju i jednocześnie podkreśleniem drogi, jaką Aguilera przeszła przez te wszystkie lata. Bardziej jednak podoba mi się kubański manifest girl power “Pa Mis Muchachas” z kobiecą ekipą, oraz natychmiastowo wpadające w ucho seksowne “Santo” (feat. Ozuna). Z podrywających do tańca numerów jedynie “Como Yo” rozczarowuje. Zabarwiona dance popem kompozycja znudziła mi się już po pierwszym odsłuchu, choć melorecytowane wstawki są naprawdę niezłe.

Na “La Fuerza” nie zabrakło i momentów, przy których, jak za starych dobrych czasów, przechodzą ciarki – w końcu Aguilera to przede wszystkim wielki głos. Na epce chwali się nim w surowej, zaaranżowanej na pianino balladzie “Somos Nada” oraz zamykającej mini album piosence “La Reina”. I to właśnie drugi z utworów jest najbardziej zaskakującym punktem wydawnictwa. W towarzystwie mariachi artystka sięga po tradycyjne meksykańskie brzmienie prezentując skalę swego głosu i wachlarz emocji.

“La Fuerza”, jak sam tytuł epki wskazuje (Siła), jest pokazem mocy i potencjału Christiny Aguilery na latynoskim gruncie. Osobiście nie jestem wielką zwolenniczką hiszpańskojęzycznej muzyki (z kilkoma wyjątkami), lecz tegoroczny mini album Amerykanki dostarcza mi sporo frajdy. Nie każda piosenka to moja muzyczna bajka (swego czasu alergicznie reagowałam np. na reggaeton), ale podoba mi się to zaangażowanie i serce, jakie Xtina włożyła w tej projekt, oraz jej chęć poeksperymentowania. Już ciekawa jestem kolejnego rozdziału tej latynoskiej historii.

Warto: La Reina & Santo

___________

Christina Aguilera ♥ Mi ReflejoMy Kind of ChristmasStrippedBack to BasicsBionicLotusLiberation Burlesque

One Reply to “RECENZJA: Christina Aguilera “La Fuerza” (EP) (2022) (#1272)”

  1. Przesłuchałam z ciekawości, bo muzyka latynoska nie gra w mojej duszy. “Pa Mis Muchachas” wpadło mi w ucho., ale nie wiem czy będę pamiętać te utwory za pół roku. Zdecydowanie wolę Xtinę w innym wydaniu. 😉
    Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *