RECENZJA: Troye Sivan “Something to Give Each Other” (2023) (#1488)

Australijski wokalista Troye Sivan zwrócił moją uwagę przeszło pięć lat temu, gdy ukazał się jego indie folkowy utwór “The Good Side”. Jak się później okazało, cała twórczość artysty w takich klimatach się nie obraca, lecz było w niej coś na tyle interesującego, że chętnie sięgnęłam po jego płytowe wydawnictwa. Premiera ostatniego, “Something to Give Each Other”, mi umknęła, lecz nadrabiam już zaległości.

Coś, co możemy sobie nawzajem dać. Taki koncept wymyślił sobie Troye przystępując do nagrywania trzeciego albumu. Od siebie w ramach podarunku niesie dziesięć premierowych kompozycji tworzących jego pierwszy od czasów “Bloom” (2018 rok) krążek. My – słuchacze – dać mu możemy nasze zainteresowanie, które albo zgaśnie po zaledwie kilku kawałkach, albo które będzie na tyle silne, że zaprzyjaźnimy się z przyciskiem replay.

Szara okładka poprzedniego albumu, na której Sivan zdecydował się nie pokazywać swoje twarzy, stoi w kontraście do fotografii zdobiącej “Something to Give Each Other”. Mnie daje ona wakacyjny, beztroski vibe i podpowiada, że po w dużej mierze melancholijnym, tekstowo ciężkim poprzedniku Australijczyk ma ochotę wyluzować. Daleko szukać nie trzeba. Otwierająca płytą euforyczna piosenka “Rush” o house’owym bicie szybko wpada w ucho, a jej refren to istne taneczne złoto, które nieco mnie zmyliło – czyż nie brzmi to jak sampel z jakiegoś zagubionego eurodance’owego przeboju z początków wieku? Czytelniejszym pod tym względem utworem jest flirtujące z UK garage “Got Me Started”, które trzyma się jedynie na samplach z memowego “Shooting Stars”. Bardziej zaskakuje spokojniejsze “Can’t Go Back, Baby”, w które wpleciono fragmenty “Back, Baby” freak folkowej Jessiki Pratt.

W rozrywkowym nastroju Sivan jest w takich numerach jak najntisowe, zwracające uwagę klawiszami “What’s the Time Where You Are?”; dusznym, latynoskim “In My Room”; popowo-rhythm’and’bluesowym “Silly” czy zwyczajnym, elektropopowym “Honey”. Ładnie wypadają utwory lekko przygaszone – kołyszące, synth-rhythm’and’bluesowe “One of Your Girls” wzbogacane dźwiękami gitary akustycznej, oraz sophi-popowe “How to Stay With You”, któremu saksofon nadaje oldskulowego sznytu. Reprezentantem ballad jest minimalistyczne, nostalgiczne “Still Got It” będące pod względem tekstu najbardziej poruszającym momentem wydawnictwa (I saw you at a party, said hello like an old colleague/Talked about the summer when we didn’t know each other).

“Something to Give Each Other” nie jest albumem, który dorównuje “Bloom”. Dzieje się tu więcej i chyba dopiero teraz dostrzec można potencjał Troye Sivana, który jest na dobrej drodze, by stać się jednym z większych reprezentantów popu w męskiej kategorii. Tym bardziej, że konkurencja jest niewielka. Mniej tu jednak szczerych emocji, a w wielu piosenkach wykorzystane obróbki ciepłego, naturalnie smutnego głosu wokalisty nie wydają się być konieczne. Niemniej jednak spędziłam z tym wydawnictwem kilka miłych chwil.

Warto: Rush & One of Your Girls

__________

Blue NeighbourhoodBloomIn a Dream

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *