#149, 150 Paris Hilton “Paris” (2006) & Eliza Doolittle “Eliza Doolittle” (2010)

Kim jest Paris Hilton? Każdy z was na pewno ją kojarzy, ale kto umie powiedzieć, czym się dokładnie zajmuje? Ma za sobą przygody z modelingiem, filmem (Złota Malina dla najgorszej aktorki za “Dom woskowych ciał”). Jednak nic nie wychodzi jej tak dobrze jak lansowanie własnej osoby. Pewnego dnia jednak się nudziła i pomyślała: Już wiem! Nagram płytę! Nagranie własnego krążka nie jest jednak przedsięwzięciem tanim, jednak Paris o brak kasy martwić się zupełnie nie musi. Jest ustawiona do końca życia. Bardzo sceptycznie podchodziłam do tej płyty. Pierwsze zetknięcie z nią przypominało mi basen przy hotelu w Tunezji. Pierwsze podejście – brrr, lodowata woda. Lecz potem człowiek szybko się przyzwyczaja. Najbardziej nie podoba mi się głos Paris. Nie ma co ukrywać – Amy Lee czy Christiną Aguilerą to ona nie jest. I gdybym miała tylko to oceniać, byłoby nisko. Jednak jak wspomniałam wcześniej, Hilton ma kasę, stać było ją na producentów, którzy nadali temu krążkowi całkiem niezłe brzmienie. Przede wszystkim Scott Storch. Produkował dla Christiny Aguilery (“Fighter”, “Walk Away”) i dla Beyonce (“Naughty Girl”, “Baby Boy”). Jaką muzykę mogłaby grać Paris? Nie spodziewajmy się po niej ballad. Krążek składa się 11 tanecznych utworów. Zapewne do takich chciałaby bawić się sama Paris. Najbardziej podoba mi się to, że nie są to tylko popowe, zlewające się w jedno kompozycje. W “Fightin’ Over Me” słychać inspiracje hip hopem. A na dokładkę w utworze rapuje Fat Joe i Judakiss. W “Stars Are Blind” mamy mieszankę popu i reggae. Pamiętam ten numer z wakacji 2006. “Jealously” w refrenie słychać ostrzejsze brzmienie. Spokojniej robi się na chwilę – przy “Heartbeat”. Teksty piosenek nie są zbyt wyszukane. Są raczej proste, aby nie trzeba było za dużo myśleć tylko dać się porwać muzyce. W utworach Paris śpiewa o tym, jaka jest piękna i seksowna np. w “Fightin’ Over Me” Maybe cuz im hot to death and I’m so so so sexy (PL: Może dlatego że jestem zabójczo gorąca i tak bardzo bardzo sexy) czy w “Turn You On” The clubs not hot until I walk through (PL: Ten klub nie jest gorący dopóki tam nie wejdę). Sporo tu również o chłopakach. Jak mogło być inaczej, skoro liczba ‘narzeczonych’ Paris jest większa niż jej IQ. Swoją płytą Paris świata nie zbawi. Chciała to nagrała. Współczuję tym, którzy biorą ten album na serio i doszukują się w nim wielkiej sztuki.

Pamiętacie jeszcze najbardziej wygwizdaną piosenkę roku? Oczywiście nie w sensie, że była kiepska. Nic z tych rzeczy. Wygwizdać to my sobie możemy “Friday” Rebeki Black. Utwór Elizy Doolittle “Skinny Genes” był jedną z najczęściej granych piosenek przez radia w zeszłe wakacje. Piosenka jest naprawdę dobra. Kolejny singiel – “Mr Medicine” nie podobał mi się. To na trochę odsunęło mnie od twórczości tej młodej Angielki. Cieszę się jednak, że sięgnęłam po jej debiutancki album. Głos Elizy kojarzy mi się z tym Lily Allen. Tak samo delikatny, podobna barwa. Jednak muzycznie się różnią. Lily jest bardziej popowa. Eliza oprócz popu skierowała się w stronę soulu i folku. Oprócz tego czerpała inspiracje z muzyki lat 50. i 60. I to właśnie w Anglikach uwielbiam. Nie boją się sięgać po muzykę z odległych lat. Oczywiście dodają do tego nowoczesne melodie, ale całość brzmi świetnie, oryginalnie i świeżo. Tą drogą poszła i Eliza. Przy jej muzyce dobrze możemy bawić się i my i nasi rodzice. Album składa się z 13 utworów. Wiele z nich to radosne, nieco taneczne numery. Inne są spokojne, lecz nie nudzą i nie wzruszają. Nie są typowymi balladami. Mocną stroną piosenek są ich teksty. W uroczym “Money Box” śpiewa o pieniądzach, wymienia sporo walut. W “Missing” śpiewa o tym, że brakuje jej miłości. W “Skinny Genes” wymienia wady swojego chłopaka I really don’t like your point of view (PL: Naprawdę nie cierpię Twojego sposobu bycia). Lecz tak naprawdę chce z nim być. Ze wszystkich utworów zawartych na tym krążku najbardziej lubię “A Smokey Room”. Jest to nieco jazz’owa piosenka. Kojarzy mi się z “Sinkin’ Soon” Nory Jones. Uwielbiam też “Pack Up”. Świetnym pomysłem było umieszczenie w refrenie tego męskiego głosu. Dzięki temu piosenka się wyróżnia. Trzecim kawałkiem, który należy do moich ulubionych jest “Empty Hand” – najspokojniejsza piosenka na płycie. Bardzo nastrojowa. Mniej podoba mi się natomiast wspomniane wcześniej ‘Mr. Medicine” i nudne “Police Car”. Są to na szczęście nieliczne momenty, w których wątpimy w Angielkę. Ma ona dar do tworzenia lekkiej, przyjemnej muzyki, która jest na dodatek czymś więcej. Polecam.