RECENZJA: Hania Rani “Ghosts” (2023) (#1456)

Lista artystów, którzy próbowali zrobić karierę poza granicami Polski, jest długa i skupiająca wykonawców z różnych muzycznych światów. Najwięcej osiągają ci, którzy mniej skupiają się na kalkulacjach, a więcej na tworzeniu. Jedną z najpopularniejszych Polek jest Hania Rani, która od lat pokazuje słuchaczom, że klasyka nie jest taka zła.

Hania Rani, a właściwie Hanna Maria Raniszewska, jest kompozytorką, pianistką i wokalistką, która zaistniała w 2017 roku za sprawą formacji Tęskno, którą tworzyła z Joanną Longić. Obie artystki w swoich nagraniach mieszały nowoczesne elementy z eleganckimi, klasycznymi wręcz dźwiękami fortepianu i smyczków. W stronę instrumentalnych, zaaranżowanych na pianino melodii z nurtu modern classical podążyła Rani w swojej solowej karierze, zachwycając publiczność na całym świecie. Ja jednak czekałam na płytę, na której usłyszymy nieco więcej jej głosu. Ubiegłoroczny krążek “Ghosts” jest najbardziej niezwykłą cegiełką budującą jej dyskografię.

Niemalże po równo podzielila miejsce na swojej nowej płycie Rani między piosenki instrumentalne i te wzbogacane wokalami. Pierwszą grupę charakteryzuje dźwiękowy i nastrojowy misz-masz. Obok elektronicznych, filmowych wręcz kompozycji (“Oltre Terra” z lekką nutką zagrożenia; darkwave’owe “24.03”) znalazło się miejsce dla akcentujących pianino, wyciszających nagrań (“Whispering House” z pięknym nuceniem Hani i towarzyszącego jej Ólafura Arnaldsa; “Nostalgia”; zahaczający o jazz kolos “Komeda”). 

Moją uwagę bardziej przykuły jednak śpiewane utwory, które także nie wędrują tylko w jednym kierunku. Pulsujące, elektro-popowe “Hello” jest piosenką szybko wpadającą w ucho. Tanecznym blaskiem odznacza się również “Thin Line”, w którym przemycono nieco chłodu typowego dla twórczości Björk. Klasyczniej brzmi “Utrata”, podczas gdy piano popowe “Don’t Break My Heart” to nie tylko dźwięki żywego instrumentu, ale i elektroniczne loopy. Szybko zauroczyło mnie ambientowe, dziwnie spokojne “Dancing with Ghosts”, w którym głosy Hani i Patricka Watsona wspaniale się przecinają. Uwielbiam też nerwowe, pozbawione ładu, ale efektowne “A Day in Never” o elektroniczno-smyczkowej aranżacji, oraz lirycznie cięższe “Moans”.

Nowa płyta Hani Rani, “Ghosts”, to świetna propozycja dla osób, które dotychczas trzymały na dystans jej twórczość. Należałam do nich i ja, gdyż nie jestem wielką miłośniczką muzyki instrumentalnej – bez względu na to, jakie brzmienia by to nie były. Ubiegłoroczne wydawnictwo polskiej wokalistki i pianistki w świetny sposób równoważy jej klasyczne inspiracje z elektroniką i ambitniejszym popem. Efektem jest zbiór kompozycji zwyczajnie pięknych i potrafiących przenieść słuchacza od pierwszych sekund w zupełnie inny wymiar. 

Warto: Moans & Dancing with Ghosts & A Day in Never 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *