POZNAJ: Janelle Monáe | #417 Janelle Monáe “The ArchAndroid” (2010)

Nazywa się Janelle Monáe Robinson, drugiego nazwiska jednak zwykle nie używa. Urodziła się 1. grudnia 1985 roku w Kansas. Pisze teksty, śpiewa, komponuje, produkuje, jest nawet rzeczniczką prasową. Poza tym sześciokrotnie nominowana do nagrody Grammy. Poznajcie niedługą historię tej niesamowitej artystki.

Karierę muzyczną Janelle rozpoczęła już w 2003 roku. Wydała wówczas pierwszy nieoficjalny krążek zatytułowany „The Audition” (czasem nazywany – „Metropolis: Point Zero”). Wokalistka wypuściła go we własnej wytwórni Wondaland Arts Society. Istnieje jedynie 500 egzemplarzy płyty, co czyni ją sporym rarytasem. Znalazło się na niej 14 utworów (w tym cover „Time Will Reveal” oryginalnie wykonywany przez DeBarge, a także „Lettin’ Go” – oba te utwory znalazły się później na przygotowanym przez Big Boi mixtape „Got Purp? Vol. 2”). Cały materiał w całości został wyprodukowany przez Monáe. Kierunek obrany na albumie artystka kontynuowała na EP „Metropolis: Suite I (The Chase)”. Zapoczątkował on siedmioczęściową serię Metropolis. Opowiadają one o androidzie Cindi Mayweather poszukiwanym w roku 2719. Płyta trafiła na miejsce 115. listy Billboard 200 oraz 20. US Billboard R&B/Hip Hop Albums. Wydana była dwukrotnie – w sierpniu 2007 oraz rok później (w specjalnej wersji). Promowały ją trzy single: „Violet Stars Happy Hunting!”, „Sincerely, Jane.” oraz „Many Moons”. Żaden nie odniósł większego sukcesu, mimo tego ostatni został nominowany do Grammy w kategorii Best Urban/Alternative Performance.

Nieco większy rozgłos przyniósł wokalistce pierwszy, oficjalny, długogrający materiał. „The ArchAnoid” (Suites II & III) wydane zostało 18. maja 2010 roku. W pierwszym tygodniu rozeszło się 21 tys. egzemplarzy płyty, co pozwoliło jej na debiut na miejscu 17. Billboard Hot 100. Wyżej doszło w innym notowaniu tego magazynu – pozycja 4. na Billboard Top R&B/Hip-Hop Albums. Do TOP20 dotarł także w Niemczech, Danii oraz Wielkiej Brytanii. Krytycy byli albumem zachwyceni, wielu z nich uznało go nawet za najlepsze dzieło 2010 roku. Warto wspomnieć, że Janelle wyprodukowała wszystkie (poza jednym) utwory z „The ArchAnoid”.

Album promowały trzy single – dwa oficjalne oraz jeden promocyjny („Come Alive [War of the Roses]”). W lutym 2010 wydano „Tightrope”, kolaborację z Big Boi. Utwór nie osiągnął wielkiego sukcesu, jednakże został chwalony przez krytyków. Docenili oni także nagrany do niego teledysk. Piosenka doczekała się coveru (Marcus Collins) oraz oficjalnego remiksu (feat. B.o.B & Lupe Fiasco). Podobnie sprawa miała się z „Cold War”. Kawałek został doceniony przez koneserów, przepadł w notowaniach radiowych. Płyta została nominowana do nagrody Grammy w kategorii Best Contemporary R&B Album. Notowany był także na wielu listach pokroju „Najlepsze płyty 2010 roku”. Po dzień dzisiejszy sprzedano około 150 tys. kopii longplaya.

Drugi album Janelle ukazał się po trzech latach. Nosi on tytuł „The Elecric Lady” (Suites IV & V) i został wydany dokładnie 6. września bieżącego roku. Już od pierwszego tygodnia odnotowywał lepsze sprzedażowe wyniki od poprzednich dzieł artystki. Album zadebiutował na 5. miejscu Billboard 200 ze sprzedażą 47 tys. egzemplarzy. Bardzo dobrze poradził sobie także w: Australii (2. pozycja), Wielkiej Brytanii (2. na liście R&B, 14. ogólnie), Irlandii (7.) czy Danii (11.). Podobnie jak poprzednik „The Electric Lady” zebrało bardzo pozytywne recenzje.

Podobnie jak na poprzednim krążku zaproszono tu dużo gości (w kolejności, w jakiej pojawiają się na płycie): Prince, Erykah Badu, Solange, Miguel oraz Esperanza Spalding. Za produkcję oraz teksty piosenek odpowiadali głównie: sama wokalistka, Wonder & Lightning oraz Roman GianArthur. Do tej pory wydano trzy single. „Q.U.E.E.N.”, którego teledysk wygrał nagrodę MTV VMA w kategorii Best Art Direction; „Dance Apocalyptic” zaprezentowane po raz pierwszy w programie Late Show with David Letterman; oraz „PrimeTime” z gościnnym udziałem Miguela.

Co dla Janelle przyniesie przyszłość? Z pewnością kolejny album – Suites VI & VII, które zakończą historię Cindi Mayweather. A bliżej – na pewno zgarnie nominację do Grammy. Kto wie, może nawet wygra w jakiejś kategorii. Zostaje nam życzyć szczęścia tej niezwykłej, wspaniałej i niesamowicie pomysłowej artystce.

THE ARCHANDROID

Longplay  “The ArchAndroid” jest następcą wydanej w 2007 roku epki Janelle Monáe zatytułowanej “Metropolis: Suite I (The Chase)“. Minialbum rozpoczął futurystyczną erę w karierze młodej wokalistki. Wystarczy przyjrzeć się jego okładce, na której to Janelle jest pół-robotem i pół-człowiekiem. Na debiutanckim krążku “The ArchAndroid” artystka poszła jeszcze dalej i rozwinęła postać androida – o imieniu Cindi – pochodzącego z 2719 roku. Całymi garściami czerpała inspiracje nie tylko z najsłynniejszych filmów science fiction, ale i dokonań innych artystów. Mimo to, tak wszystko ze sobą zmiksowała i połączyła, że udało jej się uniknąć nie tylko plagiatu, ale i banału. Stworzyła po prostu swój własny, unikatowy styl.

Czego będzie słuchać się za siedemset lat? Zanim sięgnęłam po debiutancki album Janelle, zapoznałam się z jej pomysłem dotyczącym przedstawienia niezwykłych losów androida Cindi. Myślałam, że Monáe zaprezentuje nam jakieś kosmiczne bity, ultradźwięki czy przyprawiającą o ból głowy elektronikę w stylu najlepszych kompozycji MIA. Słowem – futuryzm i wybieganie muzyką w odległą przyszłość. Tymczasem okazało się, że komputerowych melodii na “The ArchAndroid” jest jak na lekarstwo. Zamiast tego Janelle zabiera nas w rewelacyjną podróż po takich stylach jak nowoczesne r&b, soul, rock, dance, funk czy jazz. Jak w nawale tylu muzycznych gatunków nie przesadzić? Odpowiedź na to pytanie zna tylko Monáe. Zaskakuje mnie długość albumu “The ArchAndroid”. W czasach, kiedy na płyty trafia po jedenaście, dwanaście utworów, artystka przygotowała ich aż osiemnaście. Gdyby jej debiut był krążkiem nudnym, taka liczba wpłynęłaby na niego niezbyt korzystnie. Jednak z Monáe nie ma mowy o nudzie. Każda kolejna piosenka jest wielką niewiadomą.

Album podzielony został na dwie części: Suite II i Suite III. Obie rozpoczynają się pięknymi, orkiestrowymi, filmowymi overturami. W części pierwszej, po wstępie, następuje trzyodcinkowy taneczny set: kołyszące “Faster”, które niezauważalnie przechodzi z nieco funkowego “Dance Or Die”, oraz rhythm’and’bluesowe “Locked Inside”. Odpoczynkiem wydaje się być spokojne, eleganckie “Sir Greendown”, które przywodzi mi na myśl album “Seventh Tree” Goldfrapp – tak samo nastrojowe i delikatnie folkowe. Ponownie wkraczamy w taneczne rejony za sprawą takich utworów “Cold War” czy “Tightrope”, które to brzmi trochę niedzisiejszo. Następnie przychodzi czas na “Neon Gumbo”, które zwraca uwagę małą ingerencją elektroniki i odgłosami burzy oraz spokojniejsze, soulowe “Oh, Maker”, które w swoim repertuarze mogłaby mieć i Alicia Keys. Dwie piosenki, które kończą część pierwszą płyty, są, moim zdaniem, najmocniejszymi kompozycjami na “Suite II”. W “Come Alive (The War of the Roses)” zaprezentowano nam rockowe brzmienie, którego dopełnieniem jest sama Janelle, która krzyczy, wrzeszczy i pokazuje, że ma mocny głos. Świetnie wypada również “Mushrooms & Roses”, w którym ciężko Monae poznać. Jej wokal został poddany obróbce i, choć zwykle nie pochwalam takiego działania, sprawia to, że ten i tak dobry kawałek (wspaniałe gitary!) zyskuje niezwykły klimat. Kojarzy mi się on z elektroniczno-bluesową twórczością Davida Lyncha z płyty “The Big Dream”, ale to raczej reżyser mógł inspirować się bohaterką dzisiejszej recenzji.

Druga część “The ArchAndroid”, “Suite III”, rozpoczyna się, tak jak już wspomniałam, orkiestrowym intrem. Po podobnych rejonach Janelle oprowadza nas i w “Neon Valley Street”. Jest to, pod względem aranżacji, najbogatsza piosenka na albumie. Smyczki, gitary, pianino, instrumenty dęte. Długo przekonywałam się do “Make the Bus”, w którym Monáe towarzyszy zespół of Montreal. Nie przepadałam za samym wykonaniem, sposobem, w jaki artyści niektóre frazy tekstu wyśpiewują. Jednak sama melodia, będąca połączeniem indie rocka i muzyki tanecznej, zostaje w głowie i może się podobać. Elektroniczno-popowym, słodkim utworem “Wondaland” artystka zamyka temat szybkich, tanecznych kompozycji. Ostatnie trzy piosenki są bowiem spokojnymi propozycjami. I ponownie, co jest typowe dla Monáe, zahaczają o kompletnie różne muzyczne gatunki. “57821” ma w sobie coś z muzyki epoki średniowiecza – chorały. “Say You’ll Go” delikatnie zaciera granicę między soulem a muzyką klasyczną (zawiera sample z “Claire de lune” Debussy’ego). Prawdziwą ucztę dla uszu artystka serwuje nam w postaci ukrywającej się pod ciekawym i intrygującym tytułem piosenki “BaBopByeYa”. To jazzowa kompozycja, którą Janelle oddaje hołd takim ikonom tego gatunku jak Ella Fitzgerald czy Billie Holiday. Coś pięknego i zaskakującego zarazem.

18 utworów, prawie 70 minut muzyki, wyprawa po wielu muzycznych stylach. Czy to w ogóle mogło się udać? Tak, ale tylko wtedy, kiedy nazywasz się Janelle Monáe. Debiutancki longplay wokalistki na pewno nie jest płytą spójną (co było proste do przewidzenia), ale słuchając go po prostu wiemy, że te wszystkie piosenki wykonuje jedna artystka. Janelle bez problemu wciela się w siostrę Alicii Keys, córkę Prince’a czy kumpelkę Beyonce. Podoba mi się też to, jak udało jej się połączyć komercyjne bądź co bądź melodie z artyzmem. To duża sztuka. Nagrać taki album, który spodoba się osobom śledzącym listy przebojów i słuchającym głównie najnowszych hitów, jak i bardziej wymagającym słuchaczom. Wydaje mi się, że Janelle jeszcze nie raz nas zaskoczy i zachwyci.

One Reply to “POZNAJ: Janelle Monáe | #417 Janelle Monáe “The ArchAndroid” (2010)”

Odpowiedz na „~droid#31531Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *