Pochodząca z Izraela Noga Erez nie od razu była pewna, w jakim kierunku chce podążyć. Od najmłodszych lat jej miłością była muzyka, lecz lubiła romansować z różnorodnymi brzmieniami – najpierw grała w indie folkowej kapeli, za moment zaczęła kompletować materiał na jazzową płytę, by ostatecznie zachłysnąć się elektroniką, hip hopem i alternatywnym popem. Zamiłowanie do rozlicznych dźwięków zauważalne jest na jej najnowszym, trzecim już albumie.
Frank Sinatra obok Franka Oceana. Kelis i M.I.A. przy Pixies i Davidzie Bowie. A to tylko wierzchołek góry lodowej W zamykającej płytę “The Vandalist” kompozycji “Oh, THANK YOU!” Erez jednym tchem wymienia artystów, którzy ją inspirują. Króluje różnorodność, a sama Noga znów ewoluuje i zostawia elektropopowe bity szukając szczęścia w pop rapie, r&b czy popie o vintage’owym wydźwięku. Sporo tu kompozycji po prostu zabawnych, puszczających oczko do słuchacza, rozrywkowych. Taki też jest początek krążka, gdy otrzymujemy wyraziste “Vandalist”, przypominające mi solowe kawałki Gwen Stefani “Dumb” czy delikatnie egzotyczne, trapowe “PC People”. Niezłą zabawę gwarantują także pełne hooków, gorzkie “Sad Generation, Happy Picture” o refrenie, który szybko wpada w ucho; funkujące “P.L.E.A.S.E.” oraz hip hopowe “A+”, które przenosi nas do lat 90. Jedynie inspirowane dłuższym pobytem w Hiszpanii, romansujące z reggaetonem “AYAYAY” przy pozostałych kawałkach wypada po prostu nudno.
Uwielbiam “Nogastein”, w którym rapowej nawijce Erez towarzyszy nie hip hopowy podkład, lecz pianino, a całość kojarzyć się może z twórczością Little Simz, która nie stroni od żywych instrumentów. Niesamowicie brzmi “Godmother” – piosenka filmowa, mroczna, porywająca. Uwielbiam również utrzymane w średnim tempie “Police”, które czaruje chórkami, atmosferą lat 60. i orkiestrową aranżacją. Ładnymi piosenkami są akustyczne “Mind Show”, które odkrywa przed nami swoje ciepłe, jazzujące oblicze; oraz miks r&b i soulu postaci niespiesznego, eleganckiego “Come Back Home”. Nieźle wypada i “Smiling Upside Down”, w którym mamy do czynienia z przeplatanką americany i filmowego popu na miarę wczesnej Melanie Martinez.
Jeszcze do tego roku patrzyłam na Nogę Erez jak na wokalistkę, która próbowała przekonać nas, że na Bliskim Wschodzie też można robić modny elektropop. Taka też była jej debiutancka płyta “Off the Radar”. A później było jak w tytule krążka – z tego radaru mi artystka zniknęła, by odnaleźć się wraz z premierą albumu “The Vandalist”. Zadziorny tytuł płyty zwiastować mógł chaos, rozgardiasz i zamieszanie. Jej zawartość – mimo stania w rozkroku między hip hopem a szlachetnym popem – jest jednak nad wyraz spójna i przemyślana. W tekstach nie ma większej głębi, ale Noga bawi się dźwiękami, słowem i swoim głosem. I tym przyciąga jak magnez.
Warto: Nogastein & Police & Godmother