Zabrała nas do Krainy Czarów. Była piratką i cheerleaderką. Wykorzystała lata 80. do stworzenia swojego nowoczesnego popu dekadę przed tym, jak zrobiła to Taylor Swift (“1989”). Wzięła urlop od występowania w zespole dwa lata wcześniej, niż Fergie (“The Dutchess”). Jej eklektyczny debiut zainspirował Nelly Furtado do stworzenia “Loose”. Kiedy dziś jest boom na japońską i koreańską kulturę, ona zabierała nas do Azji już na początku nowego tysiąclecia. Chwilę temu Gwen Stefani świętowała 15. rocznicę premiery “Love. Angel. Music. Baby”, a ja przedstawiam wam pięć piosenek z tego wydawnictwa, które dziś robią na mnie największe wrażenie.
5. CRASH
Gwen Stefani mogła chcieć wyjść z No Doubt, ale No Doubt nie wychodziło przez długi czas z niej samej. Przykładem tego jest nie tylko “Danger Zone” (które także polecam), ale i “Crash”. Piosenkę artystka stworzyła w duecie ze swoim grupowym kolegą, Tonym Kanalem. Obfitująca w wiele samochodowych motywów (don’t forget to make a U-turn, I see you’ve left your blinker on) kompozycja jest wyrazistym, flirtującym z electroclashem nagraniem, które nadaje albumowi “Love. Angel. Music. Baby” odrobinę więcej pieprzu.
4. RICH GIRL
Gdybym miała wskazać utwór, za sprawą którego poznałam Gwen Stefani, byłoby nim właśnie “Rich Girl”. I chociaż w erze “Love. Angel. Music. Baby” artystka uchodzić mogła za postać o nieograniczonej wyobraźni, “Rich Girl” jest jej najmniej oryginalną piosenką. Bazuje ona bowiem na dwóch innych nagraniach – “Rich Girl” Louchie Lou & Michie One z 1993 roku oraz “If I Were a Rich Man” z musicalu “Skrzypek an dachu” z lat 60. Przeróbka Gwen i towarzyszącej jej raperki Eve jest nowoczesna, a jej hip hopowo-rhythm’and’bluesowo-reggae’owy podkład ma w sobie sporo imprezowego pierwiastka. Całość niezwykle szybko wpada w ucho, a po głowie nucenie Stefani (na na na na na na na na…) błąka się przez długi czas. “Rich Girl” nie jest jednak drugim, po “Material Girl” Madonny, hymnem materialistek. Amerykanka przyznaje bowiem w swoim utworze, że miłość więcej dla niej znaczy niż gruby portfel.
3. LUXURIOUS
Pieniądze i miłość nie są jedynie domeną kompozycji “Rich Girl”. Obie te rzeczy Gwen Stefani zestawia ze sobą w utworze “Luxurious”, porównując miłość, jaką może dać swemu partnerowi, do luksusu i bogactw (we’re so rich in love, we’re rollin’ in cashmere). Całość, w porównaniu do wielu innych nagrań zawartych na “Love. Angel. Music. Baby”, utrzymana jest w lżejszym tonie. Stefani serwuje nam tu nawet coś na kształt rhythm’and’bluesowej ballady – “Luxurious” jest kawałkiem spokojnym, ale bardzo seksownym, zmysłowym i kołyszącym. W tym kierunku podążają także wokale Stefani. Jeszcze bardziej romantycznego charakteru nadają piosence wstawki po francusku, za które odpowiada Gavin Rossdale, ówczesny narzeczony artystki.
2. HOLLABACK GIRL
Moją relację z “Hollaback Girl”, jedną z najbardziej znanych solowych piosenek w karierze Gwen Stefani, podsumować można słowami to skomplikowane. Raz mogę słuchać jej kilka razy pod rząd, innym razem blisko mi do określenia jej mianej najbardziej irytującego utworu ostatnich dekad. Obecnie jednak przeżywam ponowną fascynację tym nagraniem. “Hollaback Girl” jest pełną mocy, feministyczną (2004 rok!) kompozycją, w której przecinają się inspiracje hip hopem, brzmieniem lat 80. i cheerleadingiem. Wisienką na torcie jest tekst traktujący o plotkowaniu i próbach rujnowania czyjejś (w tym przypadku kobiety) reputacji. Co ciekawe w rolę zadziornej cheerleaderki Stefani weszła po przeczytaniu gorzkiego wywiadu z Courtney Love, która porównała show biznes do szkoły, a sławę Gwen do popularności cheerleaderek w amerykańskich high schools.
1. HARAJUKU GIRLS
Lata lecą, a mój faworyt z płyty “Love. Angel. Music. Baby” pozostaje taki sam. Będąc nastolatką zachwycałam się modowym eposem “Harajuku Girls”. Ponad dziesięć lat później dostrzegam w tym numerze więcej smaczków. Przede wszystkim podoba mi się sama Stefani, która zdaje się przez te niecałe pięć minut pokazywać nam kilka swoich twarzy. Czasem jest słodka, innym razem jej głos nabiera lekceważącego tonu. Czasem pozwala sobie na melorecytację, by za chwilę zaskoczyć ładną wokalną partią. A to wszystko na tle zmieniającej się melodii, której trzon stanowią synth popowo-hip hopowe bity. Ogromnym atutem nagrania jest także jego warstwa liryczna. Gwen zabiera nas bowiem w fascynujący spacer tokijskimi uliczkami, gdzie rozgrywa się intrygujący modowy ping-pong match between eastern and western, a przechadzające się lokalne dziewczyny bring style and color all around the world. Może i oberwało się artystce za czerpanie z japońskiej kultury, ale jeśli ktoś robi to w takim stylu, nie ma się po co go czepiać.
____________________
Inne perełki: “What You Waiting For?”, “Bubble Pop Electric”, “Danger Zone”.