RECENZJA: Gwen Stefani “Bouquet” (2024) (#1538)

Muzyka country nie przestaje za Oceanem dobrze się sprzedawać i co jakiś czas śmiało przenika przez twórczość artystów, którzy dotąd mieli na siebie zupełnie inny pomysł. Gwen Stefani, która zaczynała w ska punkowym zespole No Doubt, a w swojej solowej karierze prezentowała nam często zakręcony pop, tym razem postanowiła zainspirować się country i rockową muzyką lat 70.

Ostatnie lata nie przyniosły fanom Gwen Stefani zbyt wielu powodów do radości. Artystka na następcę bestsellerowego “The Sweet Escape” kazała czekać dekadę, a jej ostatnim wydawnictwem była płyta pełna świątecznych kompozycji. W ostatnich latach dość rzadko wpadały także i singlowe piosenki, które kazały przypuszczać, że Stefani nadal mocno chce trzymać się popowej muzyki. Zainspirowana swoim związkiem z Blakem Sheltonem – jednym z najpopularniejszych wokalistów country – nagrała jednak płytę, którą chce wkupić się w łaski jego fanów.

Kilka gorzkich słów w stronę poprzedniego partnera. Podkreślanie, że musiała długo czekać na miłość swojego życia. Śpiewanie o codzienności i o tym, co Blake wniósł do jej życia. Gwen Stefani jest zakochana na zabój i chce, by cały świat o tym wiedział. A nawet jeśli nie cały świat, to amerykańska prowincja, bo tak właśnie widzę muzykę zawartą na “Bouquet”. Sporo na nowym albumie wokalistki melodii miksujących country z popem. Do reprezentantów takich brzmień należą chociażby gitarowa balladka “Pretty”, pełne naprawdę mocnych wokali “Marigolds”, zahaczające o pop rock “Swallow My Tears” czy napisane przez samą Diane Warren “All Your Fault”. Gdy zobaczyłam wśród autorów piosenek właśnie tę songwriterkę, oczekiwałam istnej petardy. Tymczasem “All Your Fault” jest najmniej interesującą propozycją na krążku.

Podobają mi się za to ostrzejsze, energiczne “Somebody Else’s” oraz rasowe country postaci surowszego “Purple Irises” z gościnnym udziałem samego Sheltona. Całkiem przyjemnie słucha się podnioślejszej ballady “Bouquet”, zaś dla fanów delikatniejszych dźwięków Gwen przygotowała akustyczne, natchnione “Empty Vase” oraz kołyszące, nostalgiczne “Reminders”. Country rockowe klimaty przecinają “Late to Bloom”.

Dressed up like a country girl, I knew you’d approve śpiewa w jednej z premierowych kompozycji Gwen Stefani, a gdy dodamy do tego aranżacje jej utworów oraz ich miłosną tematykę, otrzymamy muzyczny bukiet, jaki Amerykanka wręcza Blake’owi Sheltonowi. Album “Bouquet” pod tym względem przypomina niesławne “This Is Me… Now” Jennifer Lopez. Gwen nie musi raczej obawiać się, że jej kariera po czymś takim podobnie runie. Ona już dawno przystopowała i radiowe “Bouquet” nie da rady jej reanimować. Słucha się tego wprawdzie nieźle, ale to krążek dosłownie na jeden raz.

Warto: Marigolds & Somebody Else’s

____________

Love. Angel. Music. Baby ♥ The Sweet EscapeThis Is What the Truth Feels LikeYou Make It Feel Like Christmas

One Reply to “RECENZJA: Gwen Stefani “Bouquet” (2024) (#1538)”

  1. Tak jak piszesz – płyta do przesłuchania na raz. Słuchałam tydzień temu i już nic nie pamiętam oprócz “Somebody Else’s” i “Pretty”.
    Pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *