Początek nowego tysiąclecia jest czasem, o którym Mariah Carey najchętniej by zapomniała. Bijąca rekordy popularności w latach 90. wokalistka zaczęła budzić coraz mniejsze zainteresowanie słuchaczy (ci mieli już swoje nowe idolki postaci debiutujących Britney Spears, Christiny Aguilery i J.Lo), jej projekt “Glitter” został zrównany z ziemią, a na domiar wszystkiego artystka zmagała się ze złamanym sercem. Ta seria niefortunnych zdarzeń doprowadziła ją na skraj psychicznej wytrzymałości. Lekarstwem okazała się praca nad “Charmbracelet”.
W celu reperowania się od wewnątrz Mariah udała się na włoską wyspę Capri, gdzie czas spędzała na pisaniu materiału na swój dziewiąty studyjny album. Po jego premierze wyznała, że tak osobistego dzieła jeszcze w ręce fanów nie oddała. I faktycznie – “Charmbracelet” bardziej przypomina pamiętnik aniżeli krążek, z którego ktoś chciał wylansować hit za hitem, jak to miało miejsce w czasach “Butterfly” czy “Rainbow”. Wydana pod koniec 2002 roku płyta jest spokojniejsza i bardziej stonowana w porównaniu do poprzednich wydawnictw Mariah. Jest także porzuceniem ejtisowej, muśniętej tanecznymi rytmami stylistyki niesławnego “Glitter”. Amerykanka ponownie zakopała się w rhythm’and’bluesowo-soulowych klimatach.
I can make it through the rain/I can stand up once again on my own śpiewa wokalistka w otwierającej album balladzie “Through the Rain”, podkreślając, że czuje się już dużo lepiej. Nie jest to moja ulubiona wolna piosenka od niej, ale nie sposób nie docenić emocji, jakie w wykonanie tego nagrania Carey włożyła. Ze spokojniejszych, mniej bujających numerów bardziej do gustu przypadły mi takie kawałki jak wzbogacone grą gitary akustycznej “I Only Wanted”; natchnione “My Saving Grace” czy zaaranżowane na żywe instrumenty (m.in. smyczki, perkusję, pianino), brzmiące bardziej oldskulowo przez swoje rockowe* inspiracje “Bringin’ On the Heartbreak”. Moim ulubieńcem jest jednak zaaranżowane na pianino “Sunflowers for Alfred Roy” – pełna taktu i wrażliwości kompozycja, którą Mariah napisała po śmierci ojca. Bez żalu pomijam za to przesłodzone, infantylne “Yours”.
Największą bolączką kilku żywszych utworów jest… obecność raperów. Zapraszanie do współpracy rymujących kolegów po fachu Carey zaczęła już na “Butterfly”, ale po cichu liczyłam, że porzuci ten pomysł wraz z nastaniem XXI wieku. Tym bardziej, że takie kawałki jak “You Got Me” czy “Irresistible (West Side Connection)” obroniłyby się bez gości. Jedynie Cam’ron we wpadającym w ucho “Boy (I Need You)” stanowi ciekawi kontrast do kokietującej Mariah. Z solowych punktów “Charmbracelet” lubię sięgać po niespieszne, gitarowe “Clown” (jedne z najlepszych wokali artystki na tej płycie) oraz “You Had Your Chance”, które przyjemnie przenosi mnie w lat 90.
Nie da się ukryć – “Charmbracelet” ląduje daleko w tyle, gdy przypomnimy sobie o “Mariah Carey” czy “Music Box”. Nie ma tu kompozycji, które chciałoby się wspominać po latach. Nie ma utworów, które mogłyby zmienić bieg rhythm’and’bluesa. Ani nawet piosenek, które pokazałyby nam nieznane dotąd oblicze Mariah. Gdy jednak podejdziemy do tego albumu bez większych oczekiwań, okazuje się, że czas spędzony z nim może zlecieć w sympatycznej atmosferze. Podoba mi się samo podejście wokalistki – była na samym dnie, ale zamiast wprowadzać nas w podobnie depresyjny nastrój, ona postanowiła pokazać nam jaśniejszą stronę życia.
Warto: Sunflowers for Alfred Roy & Clown
* nie powinno być zaskoczeniem – piosenka jest coverem nagrania Def Leppard
__________
Mariah Carey ♠ Emotions ♠ Music Box ♠ Daydream ♠ Butterfly ♠ Rainbow ♠ Glitter ♠ The Emancipation of Mimi ♠ E=MC² ♠ Memoirs of an Imperfect Angel ♠ Me. I Am Mariah… The Elusive Chanteuse ♠ Caution
__________
#001 Rihanna Rated R
#111 Sugababes Sweet 7
#222 Nelly Furtado The Best of Nelly Furtado
#333 Erykah Badu Baduizm
#444 Katy B Little Red
#555 Cheryl Only Human
#666 Brodka Clashes
#777 Bebe Rexha All Your Fault: Pt. 1
#888 Carla Dal Forno The Garden EP
#999 Chelsea Wolfe Birth of Violence
Nie mogę się przekonać do jej płyt z tamtego okresu i pewnie się już nie przekonam, bo nigdy do nich nie wracam. W drodze wyjątku odświeżyłem sobie dwie piosenki, które poleciłaś, no i nie, dalej nie mogę 😉
Pozdrowienia i gratulacje z okazji 1111 🙂
Załączone przez Ciebie piosenki są fajne, szczególnie ta druga. Po album może kiedyś sięgnę.
U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂
Nie jest zła ta płyta, ale w porównaniu do starszych to jakiś zieeeew