#1112 Kiesza “Crave” (2020)

Rudowłosa dziewczyna tańczy na ulicach Nowego Jorku – taki pomysł na teledysk do singla “Hideaway” miała kanadyjska wokalistka Kiesza. Chwyciło, a po chwili do jej popowo-house’owego kawałka bawiła się cała Europa. I gdy wydawało się, że artystka będzie nową księżniczką danceflooru, samochodowy wypadek na długo wykluczył ją z życia. Prawie sześć lat po płytowym debiucie Kiesza próbuje raz jeszcze zawalczyć o naszą uwagę.

“Sound of a Woman” przedstawiło nam Kanadyjkę jako wokalistkę, która nie chce, by jej muzyka była jednowymiarowa. Stąd ten miks nowoczesności z tanecznymi najtisowymi rytmami;  stąd zestawienie parkietowych utworów z sensualnymi, ładnymi balladami. Płyta czarowała przebojowymi kompozycjami, które jednocześnie trzymały się z dala od radiowej banalności. Wydawane później pojedyncze tracki już tak nie czarowały (muszę jednak oddać honor “Mother”, będącej jedną z najciekawszych piosenek Kieszy), ale sprawdzianem zawsze jest album. Ten eksploatuje modne od paru sezonów ejtisowe brzmienia.

Z ilością utworów artystka nie przesadzała, ograniczając się do bezpiecznej dziewiątki. Przyznam, że od lat takie wydawnictwa cieszą mnie najbardziej, bo łatwiej mi wygospodarować kilkadziesiąt minut na zapoznanie się z nimi. Ten niedługi czas Kiesza postanowiła wykorzystać na pokazanie nam się z różnej strony. Czasem sięga po synth pop i proponuje przepełnione euforią piosenki, którymi zainteresowana mogłaby być Carly Rae Jepsen (“Run Renegade”, “All of the Feelings”, “Crave”). Innym razem prezentuje mieszankę disco i popu (“Love Me With Your Lie” – taneczny klejnocik tej płyty). Chwilami idzie w indie (świetne, zaaranżowane m.in. na tamburyno i wzbogacane pstrykaniem palców “When Boys Cry”) czy nawet rockowe brzmienia, które są domeną bondowskiego “Love Never Dies”. Po drodze mijamy po prostu poprawne “Can’t Be Saved” i na swój sposób hałaśliwe “Sky Ain’t the Limit”. Nie do końca zaś rozumiem, co dzieje się w wieńczącej krążek kompozycji “Dance With Your Best Friend”. Efekt kolaboracji z LICK DROP, Cocanina i Shan Vincent De Paulem sprawia wrażenie nagrania, które zmontowano z kilku innych. To tłumaczyłoby, czemu brzmi ono, jakby ktoś próbował na dance popowo-hip hopowy grunt przenieść punkowy utwór. Za dużo tu wszystkiego.

Chociaż muzyka Kieszy w ostatnich latach sporadycznie gościła w moich głośnikach, trzymałam kciuki za Kanadyjkę i ciekawiłam się, kiedy (lub czy w ogóle) otrzymamy od niej następcę “Sound of a Woman”. “Crave” tamtego wydawnictwa w moich oczach jednak nie przebija, choć wydaje się być płytą żywszą, intensywniejszą i bardziej kolorową. Kiesza zaliczyła niezły come back, wbijając się w trendy sięgania po disco i synth popowe melodie rodem z lat 80.

Warto: Love Me With Your Lie & When Boys Cry

 

2 Replies to “#1112 Kiesza “Crave” (2020)”

  1. Nawet czekałem na tę płytę i jestem już po szybkim przesłuchaniu, ale muszę się jeszcze skupić. Na pewno podoba mi się brzmienie i ogólnie całość mija przyjemnie, choć może rzeczywiście ten ostatni kawałek średnio do płyty pasuje. Podoba mi się też, że jest to trochę inna Kiesza niż na debiutanckiej płycie, no i chyba dobrze, że niektóre z międzyalbumowych singli do ostatecznej tracklisty nie weszły.

    Pozdrowienia i zapraszam na nowy wpis 🙂

  2. Przesłuchałam “Dance With Your Best Friend” i… nawet mi się spodobało. Co prawda moje zainteresowanie Kieszą zaczęło się i umarło w 2014, ale może przesłucham ten album.
    Pozdrawiam. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *