RANKING: [2013] Piosenki

Najlepsze niesinglowe utwory 2013

 1. WOODKID THE OTHER SIDE Bijący zegar i dźwięki pianina. Tak właśnie zaczyna się najpiękniejsza piosenka 2013 roku. Później dochodzą do tego m.in. smyczki, Woodkid zaczyna śpiewać smutnym głosem i gdzieniegdzie odzywa się chórek. I już jestem w innym świecie. Bynajmniej nie bajkowym, ale tajemniczym i mrocznym. Cudownym dopełnieniem tego nastroju jest tekst, który, w mojej opinii, opowiada o stracie drugiej osoby, którą zobaczymy dopiero po drugiej stronie. Ulubiony cytat: It’s like a cold hand on my shoulder I’ll see you on the other side.

 2. QUEENS OF THE STONE AGE THE VAMPYRE OF TIME AND MEMORY Ach, zachwycają w tym roku faceci z zespołu Queens of the Stone Age. Moje serce od razu zdobyła kompozycja “The Vampyre of Time and Memory”. Jest to spokojna, zagrana głównie na pianinie, ale co chwilę przecinana elektroniką (w dalszej części dochodzą cudownie lekkie i eleganckie dźwięki gitar i perkusji) piosenka, której osią jest niesamowicie trafny tekst, pod którym mogłabym się podpisać. Ulubiony cytat: I want God to come and take me home cause I’m all alone in this crowd.

 3. EDITORS THE WEIGHT Piosenka, przez którą nie mogłam za pierwszym razem przesłuchać albumu “The Weight of Your Love” do końca. Ciągle tylko klikałam replay. Ta niepokojąca, mroczna kompozycja porwała mnie od pierwszych dźwięków i sprawia, że ilekroć jej słucham, mam ciarki. Na osobne słowa zasługuje wkalista zespołu, Tom Smith, którego głos zawsze przeszywa mnie na wylot, ale w tym utworze brzmi jeszcze lepiej. Czy to w ogóle możliwe? Ulubiony cytat: I’m a lump of meat, with a heart beat, electricity restarts me.

 4. GOLDFRAPP LAUREL Dylemat roku – która piosenka z najnowszego albumu Goldfrapp jest tą najlepszą? Po wielu dniach rozmyślania wybór padł na “Laurel”. Czy to dlatego, że mamy zimę a kompozycja ta należy do najchłodniejszych z nowej płyty? Tak czy inaczej “Laurel” jest świetną, tajemniczą piosenką, która sprawia, że mam dreszcze. Tym bardziej, że Alison śpiewa w niej niższym głosem, tworząc niepokojący nastrój.  Ulubiony cytat: Strange how he’s cold behind the smile, an angry mind don’t wait for tonight.

 5. SIA KILL AND RUN Dotychczas australijska wokalistka Sia swoje kompozycje oddawała innym gwiazdom (“Diamonds”!). Jednak dla siebie zatrzymała prawdopodobnie swoją najlepszą piosenkę. Jest nią emocjonalne, pełne dramatyzmu “Kil and Run” z filmu “The Great Gatsby”, w której to Sia pokazuje, jak pięknym i mocnym głosem dysponuje. Udawania też, że piękne ma również wnętrze. Osoba pusta nigdy by tej piosenki tak nie zaśpiewała. Ulubiony cytat: Try to make out your mood but my brain doesn’t want to.

 6. ARCTIC MONKEYS NO. 1 PARTY ANTHEM Imprezowa muzyka potrafi przyprawić mnie o ból głowy. Nie wiem, ile musiałabym wypić, by bawić się przy dźwiękach przebojów Davida Guetty. Jednak kiedy za nagrywanie imprezowych hymnów bierze się indie rockowy zespół Arctic Monkeys, jestem w niebie. Ich “No. 1 Party Anthem” to stonowana kompozycja, zawierająca w sobie wpływy bluesa. Ulubiony cytat: Call off the search for your soul, or put it on hold again.

 7. KINGS OF LEON BEAUTIFUL WAR Pierwszy raz usłyszałam to nagranie w jednym sklepie. Szybko zakończyłam zakupy i wróciłam do domu by “Beautiful War” przesłuchać jeszcze raz (i jeszcze raz…). Jest to emocjonalna ballada, charakteryzująca się oszczędną muzyką i cudownym śpiewem Caleba, który  świetnie wczuł się w tekst i dzieli się z nami swoim bólem. Ulubiony cytat: Unless theres something worth fighting for its a beautiful war.

 8. PARAMORE FUTURE Kiedy słuchając płyty “Paramore” stwierdziłam, że zespół osiągnął już szczyt swoich możliwości i niczym mnie już nie zaskoczy ani nie zachwyci, usłyszałam zamykający krążek utwór “Future”. Chociaż nie lubię, gdy jakaś piosenka trwa ponad siedem minut, w przypadku tego kawałka skrócenie go byłoby grzechem. “Future” to ciemna i chłodna kompozycja. Bardzo surowa i posiadająca niezwykły klimat. Oby więcej takich od Paramore! Ulubiony cytat: Just think of the future, think of a new life, and don’t get lost in the memories.

 9. MILEY CYRUS FT. FRENCH MONTANA FU Piosenka Miley Cyrus na liście najlepszych kompozycji? Proszę się nie dziwić. Zasłużyła. “FU” to utwór niezwykły. Łączy w sobie elektronikę, hip hop oraz orkiestrowe elementy. Ozdobą tych wielkich brzmień jest głos Miley. O ile w innych numerach nieco mnie irytuje, tu powala na kolana. Tak dobrze Cyrus jeszcze nie śpiewała.  Ulubiony cytat: I got two letters for you, one of them is F and the other one is U.

 10. GOLDFRAPP ALVAR Druga piosenka Goldfrapp w tym zestawieniu. Jedna z najbardziej rozbudowanych kompozycji z “Tales of Us”. Trzyma w napięciu, choć przez cały utwór przewija się ten sam muzyczny motyw. Kiedy po jakiś trzech minutach muzyka powoli milknie, nie trudno myśleć, że to już koniec. Jednak nie. Dalej czekają na nas jeszcze z dwie minuty cudownie hipnotyzującej muzyki.  Ulubiony cytat: I felt it come, a blade of autumn alive, the amber shapes of sunset dance on the wall.

11. Editors Sugar
12. Goldfrapp Stranger
13. Woodkid Stabat Mater
14. Queens of the Stone Age I Appear Missing
15. Editors The Phone Book
16. Billie Joe + Norah I’m Here to Get My Baby Out of Jail
17. Beyonce Haunted
18. Woodkid Falling
19. Queens of the Stone Age Keep Your Eyes Peeled
20. David Lynch The Ballad of Hollis Brown

 

Najlepsze single 2013

 1. THE NATIONAL DEMONS Singiel promujący ostatni album The National “Trouble Will Find Me” zaczarował mnie od razu. Piosenka jest prosta, ale bardzo efektowna. Potwierdzająca słyszane przeze mnie wcześniej opinie, że amerykańska grupa jest zespołem, który tworzy najsmutniejsze piosenki. W “Demons” uwielbiam wokal Matta Berningera – pełen goryczy i pewnego zrezygnowania. I klimat – melancholijny, smutny, nieco przygnębiający. Ulubiony cytat: I don’t even wonder why, hide among the under views.

 2. IMAGINE DRAGONS RADIOACTIVE Z początku podchodziłam do “Radioactive” nieufnie. Byłam pewna wątpliwości, czy spodobać mi się może piosenka, która deklasuje rywali na listach przebojów. Okazało się jednak, że Imagine Dragons nie tylko zniszczyli konkurencję pod względem popularności, ale przede wszystkim jakości. “Radioactive” jest genialną, mocną kompozycją, będącą mieszanką rocka i pasującej do niego elektroniki. Czarującą walecznym tekstem i niebanalnym wykonaniem. Ulubiony cytat: I raise my flag, dye my clothes, it’s a revolution I suppose.

 3. DAWID PODSIADŁO NIEZNAJOMY Dawno już żaden polski wokalista nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Dawid jest skromny i autentyczny. Wie, jak jego muzyka ma brzmień i nie wciska nam byle czego. Jego utwór “Nieznajomy” wbija w fotel. Zachwyca tekstem. Sama piosenka jest idealna. Na początku stonowana, spokojna. Z czasem Dawid wczuwa się w tekst, daje się ponieść emocjom i jego wokal staje się mocny i zdecydowany. Ulubiony cytat: Kłamałem więcej niż kiedykolwiek chciałbym przyznać, a w moich żyłach płynęła krew zimniejsza niż stal.

 4. KELLY ROWLAND DIRTY LAUNDRY Kelly Rowland wyszła z mroków beznadziejnej, pustej tanecznej muzyki i wpadła w… mrok wspomnień. Tak szczerego nagrania w swojej karierze artystka jeszcze nie miała. Jest swego rodzaju spowiedzią. Wokalistka rozlicza się z przeszłością i pokazuje, że jej szczęśliwe życie było tylko pozorem. A to wszystko na tle delikatnie pulsującej, zmysłowej muzyki. Ulubiony cytat: Fooled everybody, except myself, soaking in this hurt, bathing in the dirt.

 5. WOODKID I LOVE YOU (QUINTET VERSION) W wersji “I Love You” znanej z albumu “The Golden Age” Woodkid śpiewa z werwą, a muzyka jest szybka i przebojowa. Moje serce podbiło jednak orkiestrowe wykonanie tego utworu, które artysta wrzucił do sieci. Jest piękne i wzruszające. Pełne emocji. Od bólu, przez smutek, po tęsknotę. Woodkid śpiewa tak łamiącym się głosem, że za każdym razem przeżywam wszystko razem z nim i nie wstydzę się uronić łzę. Ulubiony cytat: Is there any chance you could see me too? ‘Cos I love you.

 6. SKY FERREIRA NIGHT TIME, MY TIME  Gdyby cała płyta Sky Ferreiry tak brzmiała… . Rozmarzyłam się. “Night Time, My Time” to mocna, elektroniczno-rockowa kompozycja, która zdobyła moje serce psychodelicznym, tajemniczym klimatem. Miarowe uderzenia perkusji oraz elektronika użyta w taki sposób, w jaki lubię najbardziej (współgra z całością, nie przeszkadza) dają świetny, ciekawy efekt. Piosenka nie posiada wyraźnie zarysowanego refrenu, więc na radiowy przebój z pewnością się nie nadaje. I chwała Sky za to. Ulubiony cytat: Night time is my time I’m dreaming of moving, falling in space.

 7. DEPECHE MODE HEAVEN Każdy zna takie przeboje zespołu Depeche Mode jak “Enjoy the Silence” czy “Walking in My Shoes”. Wiele osób twierdzi, że dobra forma grupy skończyła się kilka lat temu. Co takiej osobie polecam? Utwór “Heaven” z “Delta Machine”. Ten elektroniczno-rockowy, delikatnie żywiołowy kawałek sprawia, że się uśmiecham. Tak jak Dave śpiewa o tym, że jest w niebie, ja znajduję się nie daleko dalej słuchając tej kompozycji. Ulubiony cytat: I will sing with joy, I will end up dust, I’m in heaven.

 8. COLDPLAY ATLAS Na hasło nowe nagranie Coldplay najpierw wstrzymałam oddech, potem zaczęłam skakać z radości, a później martwić się, jak będzie brzmiało. Na szczęście brytyjski zespół stanął na wysokości zadania i zaprezentował spokojny utwór, który rozkręca się powoli, by uderzyć w słuchacza całym pokładem wrażliwości, jakie tylko Chris Martin zdołał w sobie odszukać. Jest emocjonalnie, jest pięknie.  Ulubiony cytat: Some bent the bow, sometimes the wire must tense for the note.

 9. FRANZ FERDINAND EVIL EYE Clip zespołu Franz Ferdinand do “Evil Eye” już ma zagwarantowane miejsce w historii najbardziej obrzydliwych teledysków, ale sama piosenka absolutnie zachwyca. Jest niesamowicie dynamiczna i… taneczna. Zaczyna się przerażającym krzykiem, ale na pewno nie jest to recenzja jakiegoś słuchacza 😉 Ja uwielbiam w niej nieco funkowy klimat połączony z niezbyt ostrymi gitarami i perkusją. Jeden z najbardziej chwytliwych kawałków roku. Ulubiony cytat: What’s the colour of the next car? Yeah, RED, ya bastardm I don’t believe in god, but I believe in this shit.

10. DIDO NO FREEDOM Jedna z najskromniejszych, ale najładniejszych piosenek mijającego roku. To subtelny, delikatny utwór, w którym nietrudno się zakochać. Chwyta za serce. Mimo prostego tekstu, poruszającego temat, maglowany wielokrotnie przez innych artystów, wypada świetnie i autentycznie. Jak tu Dido nie wierzyć, kiedy śpiewa, że nie ma miłości bez wolności? Ulubiony cytat: No love without freedom, no freedom without love.

11. Goldfrapp Annabel
12. Caro Emerald I Belong to You
13. Passenger Let Her Go
14. Toni Braxton ft. Babyface Hurt You
15. The Pretty Reckless Going to Hell
16. Woodkid The Golden Age
17. Goldfrapp Drew

18. Mariah Carey The Art of Letting Go
19. Alejandro Fernandez ft. Christina Aguilera Hoy Tengo Ganas De Ti
20. Lorde Tennis Court

LAST.FM Najczęściej odtwarzane przeze mnie piosenki od 20/12/12 do 20/12/13.

  1. Coldplay ft. Kylie Minogue Lhuna
  2. Woodkid Iron
  3. Coldplay In My Place
  4. Coldplay God Put a Smile Upon Your Face
  5. Coldplay Green Eyes
  6. Coldplay A Rush of Blood to the Head
  7. Coldplay Viva la Vida
  8. Coldplay The Scientist
  9. Fink Perfect Darkness
  10. Fink Warm Shadow
  11. Fink Fear Is Like Fire
  12. Woodkid Run Boy Run
  13. Coldplay Trouble
  14. Coldplay Yellow
  15. Editors The Weight
  16. Fink Yesterday Was Hard On All Of Us
  17. Woodkid The Golden Age
  18. Woodkid The Other Side
  19. Coldplay Clocks
  20. Fink Honesty

Wow, nie spodziewałam się, że ta lista będzie aż tak monotematyczna. Niby pozycji aż dwadzieścia, ale zestawienie zdominowane została przez dwóch wokalistów i taką samą liczbę zespołów. Króluje grupa Coldplay, z uzależnienia do której nie potrafię (ba! nie chcę) się wyleczyć. Brytyjski band umieścił aż dziesięć piosenek na liście najczęściej słuchanych przeze mnie kompozycji wg. serwisu last.fm. W tym sześć pochodzi z mojej ulubionej płyty Coldplay “A Rush of Blood to the Head”. Na drugie miejscu znalazł się Fink (pięć piosenek), który oczarował mnie swoim ostatnim albumem “Perfect Darkness”. Brąz przypadł Woodkidowi (cztery utwory). Zaś jedna piosenka pochodzi z repertuaru zespołu Editors.

RANKING: [2013] Albumy cz. 1

NAJLEPSZE PŁYTY WYDANE (I PRZEZE MNIE JUŻ OCENIONE) W 2013

 1. WOODKID THE GOLDEN AGE Chociaż wiele osób mówiło, że ze wskazywaniem najlepszej płyty warto poczekać do końca roku, ja swoje wiem. Zdecydowanie najlepszy, najpiękniejszy, najcudowniejszy album 2013 wydany został już w marcu. Woodkid “The Golden Age” to krążek, na podstawie którego możnaby napisać scenariusz do filmu fantasy. Jest to album idealny. Smutny, poruszający, zostający w pamięci. Będący dla mnie synonimem sztuki. Przygnębiony głos Woodkida brzmi zachwycająco w otoczeniu orkiestry. Coś mi się wydaje, że “The Golden Age” to nie tylko najlepszy album 2013 roku, ale i jeden z najlepszych wydanych w XXI wieku. Moje TOP 3: Run Boy Run, The Other Side, Iron.

 2. GOLDFRAPP TALES OF US Kocham od Goldfrapp album „Felt Mountain”. Potem mało który się do niego zbliżał choć na centymetr. Aż do czasu „Tales of Us”. Jest to płyta niesamowicie trudna w odbiorze. Ale również wybitnie piękna i klimatyczna. Raz smutna, raz pogodna. Wspaniałe wrażenie robi użycie żywych instrumentów (m.in. smyczki). Czaruje emocjonalny, pełen barw wokal Alison. „Tales of Us” jest absolutnie magiczne i tajemnicze. I właśnie za tą niezwykłą atmosferę album ten uznawany jest przeze mnie za jeden z najlepszych krążków mijającego roku. Moje TOP 3: Annabel, Drew, Stranger.

 3. CARO EMERALD THE SHOCKING MISS EMERALD Caro zachwyciła mnie już swoim debiutanckim albumem. Nie sądziłam, że drugim sprawi, że uznam ją za jedną z najlepszych współczesnych wokalistek. “The Shocking Miss Emerald” nie jest, wbrew tytułowi, płytą szokującą czy kontrowersyjną. To raczej mocna dawka cudownej muzyki spod szyldu jazz & swing & pop. Nie sposób nie zakochać się w takich utworach jak bondowskie “I Belong to You”, taneczne “Liquid Lunch” czy będące połączeniem nowoczesności z klasyką “Tangled Up”. Moje TOP 3: Coming Back As a Man, Tangled Up, I Belong to You.

 4. EDITORS THE WEIGHT OF YOUR LOVE Chociaż na czwarty studyjny album Editors nie czekałam, bo nie należałam do grona fanów brytyjskiego bandu, szybko zdobył on moje uznanie i sprawił, że nie mogłam bez niego żyć. Podoba mi się to, że piosenki na nim zawarte budzą we mnie różne emocje. Ciężko nie wzruszyć się słuchając “The Phone Book”, ciężko usiedzieć w miejscu przy “Formaldehyde”. Dodając do tego niezłe teksty oraz śpiewającego jak nigdy dotąd Toma Smitha otrzymujemy jedną z najlepszych płyt 2013 roku. Moje TOP 3: The Weight, Sugar, The Phone Book.

 5. DIDO GIRL WHO GOT AWAY Zniknąć na pięć długich lat i powrócić, jakby się nie miało żadnej przerwy? Tak można powiedzieć o nowej płycie Dido, która brzmi niezwykle świeżo i nowocześnie. Artystka dodała do swoich utworów nieco elektronicznych melodii otrzymując stonowane, bujające kompozycje, które zachwycają swoją prostotą. Płyta „Girl Who Got Away” jest dopracowana, przemyślana i nastrojowa. Słuchając jej, razem z Dido od razu przenosimy się do piękniejszego świata. Moje TOP 3: No Freedom, Girl Who Got Away, Happy New Year.

 6. DAWID PODSIADŁO COMFORT AND HAPPINESS Nie słucham wielu polskich płyt. Jednak tej jednej przegapić nie mogłam. Ciekawiło mnie, czy Dawid Podsiadło, zwycięzca “X-Factora”, stał się produktem czy artystą. Na szczęście nagrał to, co mu w duszy faktycznie grało. Jego debiutancki album jest klimatyczny i ambitny. Bardzo brytyjski, co sprawiło, że tak się nim zachłysnęłam. Świetne połączenie szlachetnego popu, indie rocka i alternatywy. Płyta jest, jak sam Dawid, skromna, ale bardzo wciągająca. Moje TOP 3: Nieznajomy, !H.a.p.p.y.!, Bridge.

 7. ANNA CALVI ONE BREATH Chociaż drugi album artystki podoba mi się mniej niż wgniatający w fotel debiut, pominąć go przy tworzeniu listy najlepszych płyt, byłoby błędem.  Anna nadal serwuje nam piosenki z gatunku alternatywy. Wciąż pozostaje w sferze mroku i pewnej tajemnicy. Jest surowo (choć gdzieniegdzie pojawiają się rozjaśniające ciemności smyczki) i całkiem przebojowo. Nie można zignorować samej Calvi – wokalistki, obdarzonej intrygującym głosem. Raz słodkim i delikatnym, raz mocnym, ale zawsze powodującym ciarki.  Moje TOP 3: Piece by Piece, Sing to Me, One Breath.

 8. PARAMORE PARAMORE Nie byłam i nie jestem fanką Paramore, ale najnowszy, czwarty album amerykańskiego bandu nie mógł przejść przeze mnie niezauważonym. Muzyka zespołu nie przeszła wielkiej metamorfozy. Nadal nagrywają piosenki z pogranicza pop punku, pop rocka i rocka alternatywnego. Jednak nigdy wcześniej ich twórczość nie była tak przebojowa. Każda piosenka jest inna, każda wnosi coś nowego i świeżego. Klamrą spinającą nagrania jest oczywiście sama muzyka – pełna mocy i rockowego zacięcia. Moje TOP 3: Ain’t It Fun, Hate to See Your Heart Break, Future.

 9. DAVID LYNCH THE BIG DREAM Drugi album wybitnego reżysera i…równie świetnego muzyka. Jego krążek jest nowoczesnym spojrzeniem na klasykę. Zawiera świeże i oryginalne połączenie elektroniki i bluesa. Klimat nagrań Lyncha określić możemy mieszanką mroku i niepokoju. Sprawia to, że płyty słucha się z ciekawością.  Z „The Big Dream” jest jak z dobrym filmem – zajmuje nasze myśli nawet po wyjściu z kina. I to przez długi, długi czas. Moje TOP 3: Are You Sure, Ballad of Hollis Brown, Star Dream Girl.

 10. KELLY ROWLAND TALK A GOOD GAME Po nieudanej próbie podbicia klubowych parkietów Kelly powróciła do brzmień, w których odnajduje się najlepiej. Mamy tu bowiem mocne rhythm-and-bluesowe kompozycje z genialnym, emocjonalnym “Dirty Laundry” na czele. “Talk a Good Game” jest płytą, po którą sięgam do dziś. Szczyt możliwości Rowland. A przy nagranym wspólnie z koleżankami z Destiny’s Child “You Changed” łezka się w oku kręci. Istna podróż w czasie. Moje TOP 3: Freak, Dirty Laundry, Talk a Good Game.

11. Lorde Pure Heroine
12. Kelly Clarkson Wrapped in Red
13. Katie Melua Ketevan
14. Tom Odell Long Way Down
15. The Civil Wars The Civil Wars
16. Hurts Exile
17. Hugh Laurie Didn’t It Rain
18. Ariana Grande Yours Truly
19. Fantasia Side Effects of You
20. OneRepublic Native

LAST.FM Najczęściej odtwarzane przeze mnie płyty od 22/12/12 do 22/12/13.

  1. Woodkid The Golden Age
  2. Hugh Laurie Let Them Talk
  3. Christina Aguilera Bionic
  4. Coldplay A Rush of Blood to the Head
  5. Christina Aguilera Stripped
  6. Fink Perfect Darkness
  7. Christina Aguilera Back to Basics
  8. Editors The Weight of Your Love
  9. Mumford & Sons Sigh No More
  10. Hugh Laurie Didn’t It Rain
  11. Coldplay X&Y
  12. Caro Emerald The Shocking Miss Emerald
  13. Goldfrapp Tales of Us
  14. Coldplay Parachutes
  15. Coldplay Viva la Vida or Death and All His Friends
  16. Paramore Paramore
  17. Coldplay Mylo Xyloto
  18. Amy Winehouse Back to Black
  19. Hurts Exile
  20. Kelly Rowland Talk a Good Game

#352 VA “Twilight” (soundtrack) (2008)

W 2008 roku zapanowała prawdziwa zmierzchomania. Dziewczyny marzyły, że tak jak Bella znajdą kiedyś swojego Edwarda. Chłopcy natomiast nie mieli łatwo, bo w porównaniu do filmowego wampira wypadali blado. Tak czy inaczej – zarówno książka jak i film na jej podstawie przyniosły ogromne zyski. Równie dużo pieniędzy nastolatki wydawały na gadżety z podobizną Belli czy Edwarda. Szybko ze sklepów zniknął i soundtrack do kinowego hitu. A że nie zajmuję się recenzjami filmów, lecz muzyki, biorę go dziś na celownik.

Czytaj dalej #352 VA “Twilight” (soundtrack) (2008)

#348 Paramore “Paramore” (2013)

Zespół Paramore powstał w 2004 roku. Amerykańska grupa szybko podbiła serca wszystkich zbuntowanych nastolatek. Najpierw we własnej ojczyźnie, niedługo potem na całym świecie. Wydali już cztery studyjne albumy, dwa koncertowe krążki oraz użyczyli dwóch swoich piosenek (“Decode” i “I Caught Myself”) na soundtrack do filmu “Zmierzch”, czym przysporzyli sobie nowych wielbicieli. Dziś, po niemal czterech latach od premiery płyty “Brand New Eyes” i kilku poważnych kłótniach w zespole, w wyniku których dwóch członków Paramore zdecydowało się na odejście, amerykański zespół powraca do walki o fanów. Czy albumem “Paramore” ponownie zawojują scenę muzyczną, tak jak zrobili to w 2005 roku krążkiem “All We Know Is Falling”?

Czytaj dalej #348 Paramore “Paramore” (2013)

#141, 142, 143 Jennifer Lopez “Rebirth” (2005) & Madonna “Bedtime Stories” (1994) & Paramore “All We Know Is Falling” (2005)

“Rebirth” to następca wydanego w 2003 roku “This Is Me…Then”. Już wtedy zaczęło się coś psuć. Jennifer nie mogła wylansować hitu na miarę “Let’s Get Loud” czy “Love Don’t Cost a Thing”. Piosenki na “This Is Me…Then” były bardzo usypiające. Zupełnie nie przypadły mi do gustu. Jennifer za bardzo smęciła. Zdecydowanie lepiej wypada w tanecznych numerach. Takich niestety nie ma za dużo na “Rebirth”. Mimo wszystko nie jest nudno. “Rebirth” to chyba najbardziej rhythm-and-blues’owa płyta Jennifer. Dziwię się, dlaczego odniosła mały sukces. Zasługiwała na więcej. Promocja skończyła się jednak na dwóch singlach. Jednym z nich był “Get Right”, taneczny numer. Zwrotki bardzo mi się podobają, w refrenie Jennifer mogła dać z siebie więcej, zupełnie ta część piosenki mi się nie podoba. Drugi singiel – “Hold You Down” – jest spokojniejszy. Jennifer brzmi w tej piosence bardzo dobrze. Nie mogę tego powiedzieć o raperze ja wspomagającym – Fat Joe. Smęci coś w tle. Oprócz niego na płycie gościnnie pojawia się jedynie Fabolous w remixie “Get Right”. Pozostałe piosenki są na szczęście lepsze. W dobrym “Step Into My World” artystka zaprasza nas do swojego świata. Do miejsca, w którym nie jest już tańczącą do “Play” czy ‘Let’s Get Loud” dziewczyną. Chciała pokazać, że jest już dojrzałą kobietą. I jej się to udało. Bez kiczu, tandety. Jest sobą. tak więc we wspomnianym “Step Into My World” śpiewa Step into my world Where there’s countless things to see (PL: Wkrocz do mojego świata, W którym jest wiele do zobaczenia). Do usłyszenie nie wiele mniej zresztą. W “Whatever You Wanna Do” bardzo spodobał mi się refren. Jest chwytliwy. “Cherry Pie” to mój faworyt spośród wszystkich utworów na “Rebirth”. Najbardziej zauroczyła mnie końcówka, moment, gdy Jennifer śpiewa I can be your cherry pie And you can be my cream on top (PL: Mogę być Twoim Cherry Pie I możesz być moja śmietaną). Wiem, po polsku głupio brzmi, ale mamy to szczęście, że J.Lo nie śpiewa w naszym języku 😉 Po tej piosence robi się spokojniej. “I Got You” i “Still Around” są całkiem ok. Coś zaczyna się psuć przy “I, Love”. Mimo, iż piosenka należy do spokojnych, Jennifer śpiewa z powerem. I to według mnie zniszczyło ten utwór. “He’ll Be Back” w ogóle nie pamiętam. Na szczęście na końcu Lopez zamieściła piosenkę “(Can’t Believe) This Is Me”. Przejmujący, momentami nawet patetyczny numer. W pamięci został mi przede wszystkim refren. Wtedy też Jennifer brzmi najlepiej. Płyta “Rebirth” zrobiła na mnie lepsze wrażenie niż “This Is Me…Then”. Czy wolę ją od “J.Lo”? Jeszcze nie wiem. Jednak moim ulubionym albumem Lopez pozostanie na razie “Brave”.

Na wydanej w 1994 roku płycie “Bedtime Stories”, Madonna kontynuuje to, co zaczęła dwa lata wcześniej na niesamowicie zmysłowej “Erotica”. Seksu tu w prawdzie mniej, ale artystka postarała się o to, by zapewnić słuchaczom sensualne doznania. Nad nową, szóstą studyjną płytą Madonna pracowała kilka miesięcy. Nad większością utworów z artystką współpracowała z Nellee Hooperem (odpowiada m.in. za “What You Waiting For?” Gwen Stefani i “Golden Eye” Tiny Turner). Oprócz niego nad brzmieniem utworów z “Bedtime Stories” czuwali tacy producenci jak Dallas Austin (“Just Like a Pill” Pink, “Ugly” Sugababes), Dave Hall (“Dreamlover” Mariah Carey, “My Love” Mary J. Blige) oraz Babyface (pomagał Toni Braxton przy debiutanckim krążku). Jeśli wiec zapoznamy się z listą producentów i niektórymi ich wcześniejszymi dokonaniami wyjdzie nam, w jakim stylu utrzymane jest “Bedtime Stories”. Tak, to mieszanka niebanalnego, przyjemnego popu z r&b. Ponownie więc Madonna postanowiła nieco zmienić styl. I ponownie jej się udało. Słyszałam wiele opinii o “Bedtime Stories”. Wiele z nich zaczynało się słowami: jak mnie to na początku nudziło. Jednak w wielu przypadkach po jakimś czasie dochodziło: teraz uwielbiam. Dobrze to rozumiem, bo kiedy sama kilka lat temu po raz pierwszy miałam styczność z szóstym albumem Madonny, niemalże usnęłam podczas jego słuchania. Dziś jednak nie wyobrażam sobie dyskografii Królowej bez tej pozycji. “Bedtime Stories” spełniał ważną funkcję – łagodził wizerunek artystki po kontrowersyjnej płycie “Erotica”. Pokazywał, że Madonna potrafi być nie tylko lekko wyuzdaną wokalistką, ale i elegancką kobietą pięknie śpiewającą o miłości. “Bedtime Stories” to drugi tak spójny album Madonny. Piosenki do siebie pasują. Jak puzzle. Nie ma tu utworów przesadnie tanecznych (przy takich jak “Survival” można się co najwyżej pobujać), nie ma też typowych ballad. Artystka zaserwowała nam porcję piosenek w sam raz do poduszki. Nie zrozumcie mnie źle, nie są aż tak nudne, że już przy pierwszym nagraniu człowiek odpływa do krainy snu. “Bedtime Stories” to raczej album idealny do słuchania po ciężkim dniu. Można się przy nim zrelaksować. Moi faworyci? Na pierwszym miejscu z “Bedtime Stories” stawiam “Human Nature”. Jest to jeden z moich ulubionych utworów artystki. Posiada uzależniającą melodię, Madonna brzmi bezbłędnie. Cenię również tekst, w którym wokalistka rozlicza się z przeszłością: Did I say something wrong? Oops, I didn’t know I couldn’t talk about sex […] I didn’t know I couldn’t speak my mind, what was I thinking (PL: Czy powiedziałam coś nieprawdziwego? Ups, Nie wiedziałam, że nie powinnam rozmawiać o seksie […] Nie wiedziałam, że nie powinnam wyrażać swojego zdania, co ja sobie wyobrażałam). Uwielbiam również “Secret”. Refren tego utworu jest niesamowicie chwytliwy. Bardzo cenię łagodne, ładne “Love Tried to Welcome Me” oraz emocjonalne “Sanctuary”, które odznacza się spokojną, głęboką wręcz melodią i świetnym tekstem o miłości do drugiej osoby. Nie można przejść obojętnie obok jednego z najważniejszych nagrań Madonny – “Take a Bow” (7 tygodni na szczycie Billboard Hot 100!). Taneczne? Skoczne? Wręcz przeciwnie. “Take a Bow” to piękna ballada. Co jeszcze skrywa “Bedtime Stories”? Chociażby pogodne “Survival” i “Don’t Stop” oraz interesujące “I’d Rather Be Your Lover”, w którym to Madonna śpiewa o tym, że może być dla swojego wybranka siostrą, matką (nawet bratem!) lecz najbardziej wolałaby być jego kochanką.  Przyznam, że szczególnie fragment I could be your mother (Pl: Mogę być twoją matką) mnie rozśmieszył. Szczególnie w kontekście ostatnich podbojów Królowej. Nie wiem czy zauważyliście, ale wszyscy jej nowi faceci są przynajmniej połowę od niej młodsi. Warto posłuchać również zmysłowego “Inside Of Me” oraz wyróżniającego się z pośród rhythm-and-bluesowych i popowych klimatów “Bedtime Story”, gdzie użyto delikatnej elektroniki. Jak już wspomniałam, album “Bedtime Stories” docenia się po czasie. Niektórym zajmuje to kilka dni, innym całe lata. Uważam, że obok takich krążków jak “Erotica” czy “Ray of Light” jest to jedna z najlepszych płyt Królowej.

Trochę głupio zabrałam się za poznawanie twórczości zespołu Paramore. Znam już “Brand New Eyes” i “Riot!”. Dopiero teraz miałam okazję posłuchać ich debiutu – krążka “All We Know Is Falling”. Różnic za dużo nie ma. Płyta nie odstaje od tego, co zespół zaprezentował na drugim albumie. Jest jednak znacznie bardziej rockowo niż na ostatniej płycie grupy. Musze niestety zauważyć, że głos Hayley nie jest jeszcze tak wyćwiczony jak na nowych nagraniach. Nie zmienia to faktu, że da się tego słuchać. I nawet czerpać z tego przyjemność. Po kilku razach nawet niedoskonały wokal Hayley już nie razi. Traktuję go jako ‘ozdobę’. Ot tak, kolejna kapela ‘z sąsiedztwa’, która ma za sobą dziesiątki prób w garażu. Wydaje mi się, że to właśnie jest kluczem do sukcesu zespołu. W końcu Hayley i chłopacy w czasie nagrywania płyty “All We Know Is Falling” (tak na marginesie – nagrali ją w trzy tygodnie) byli zwykłymi nastolatkami, jakich w USA i gdziekolwiek na świecie miliony. Ich muzyka, mimo iż daleko jej do tanecznych, popowych brzmień, jest łatwo przyswajalna. Spora zasługa w tym tekstów. Problemy, sytuacje, o których śpiewa Hayley są bliskie wszystkim nastolatkom. W “Brighter” śpiewa m.in. But if I’m without you Then I will feel so small (PL: Ale jeśli jestem bez ciebie Wtedy czuję się taka mała). W “My Heart” natomiast This heart, it beats, beats for only you (PL: To serce bije, bije tylko dla Ciebie) .Tak, miłości tu najwięcej. Najmniej widoczna jest chyba w “Franklin”. Tytułowy Franklin to miasto w USA, w których powstała grupa Paramore. Ja traktuje ten numer raczej jako tęsknotę za domem. W refrenie wychwycić można męski głos. należy on z pewnością do któregoś z muzyków. Szkoda, że ten ktoś nie dostał większej partii. Śpiewa super. Przyznam, że słuchając tego utworu zwracałam na niego większą uwagę niż na samą Hayley. Ten sam męski głos pojawia się w “My Heart”, bodajże najbardziej nastrojowej piosence na “All We Know Is Falling”. Tym razem jest zupełnie zbędny. Zamiast łagodnie podśpiewywać z tyłu, po prostu krzyczy. Hayley nie dała się zagłuszyć więc też pokazała, na co ją stać. A było tak dobrze… Trochę zniszczyli ten numer. Piosenki na płycie opierają się na jednym, prostym schemacie. Melodyjne, przyjemne zwrotki i głośne, momentami przekrzyczane refreny. To właśnie one są największym minusem kilku utworów. Przede wszystkim piosenki “Brighter”. Nie za specjalny. Lepszy jest ten w “Conspiriacy” i “Whoa”. Płyta ciekawa, lecz szybko ma się jej dość.

#71, 72, 73 Jennifer Lopez “On the 6” (1999) & Paramore “Riot!” (2007) & Shakira “Laundry Service” (2001)

“On The 6” jest debiutanckim albumem początkującej (wówczas) aktorki Jennifer Lopez. Tytuł płyty nawiązuje do jej młodości. Tytułowa 6 to numer linii metra, którą J.Lo podróżowała z Bronxu do Manhattanu. Spodziewałabym się nawiązań do muzyki hip hop, ale jej namiastkę znajdziemy tylko w “Feelin’ So Good”. Zdecydowanie nie jest to mój ulubiony numer na tej płycie. Wkurza mnie przewijający się ten sam taneczny bit. Cały album można podzielić na dwie części. Z jednej strony Jennifer porywa nas do tańca za pomocą takich hitów jak singlowy “If You Had My Love”, zawierający w sobie wpływy r&b; równie fajnym “Open Off My Love” czy dyskotekowym “Una Noche Mas”. Z drugiej strony częstuje nas balladami. Moją ulubioną jest “Should’ ve Never”. Delikatny wokal Jennifer i dźwięki gitary stwarzają wspaniały klimat. Nawet nie przeszkadza mi w niej to, że trwa ponad 6 minut. Inne ballady z tego krążka nie zrobiły na mnie takiego wrażenia, jak wcześniej wspomniana. “Promise Me You’ll Try” najzwyklej na świecie znika w tłumie innych utworów, “Talk About Us” ma dobry refren, cover piosenki Diany Ross pt. “Theme from Mahogany (Do You Know Where You’re Going To) brzmi nie najgorzej, “Could This Be Love”jest subtelnym utworem. Jennifer wielokrotnie podkreśla swoje latynoskie korzenie, mimo iż niewiele piosenek na “On The 6” śpiewanych jest po hiszpańsku. Jednak wyczuwa się tego ‘latynoskiego ducha’. Ciekawym pomysłem jest umieszczenie na płycie dwóch rożnych wersji duetu J.Lo z Marcem Anthonym pt. “No Me Ames”. Swoją drogą, ciekawe czy Jennifer już wtedy przeczuwała, że zostanie żoną Marca. Wróćmy jednak do piosenki. Bardziej przypadła mi do gustu balladowa wersja. Tropikalny remix utworu, choć hawajskie dźwięki są super ;), nie zdał testu. Wokale J.lo i Anthony’ego po prostu nie pasują do tanecznej wersji. Uważam jednak, że jako całość “On The 6” prezentuje się dobrze.

Jak już pisałam w recenzji “Brand New Eyes”nie mogę uwierzyć, że o tym zespole stało się głośno dopiero na moment przed wydaniem trzeciego krążka. Ten – “Riot!” – bardziej mi się podoba. Jest to niezbyt komercyjna płyta, pełna rockowego, pop punkowego grania. Nie bez przyczyny album nosi tytuł “Riot!” (PL: bunt). Hayley buntuje się przeciw słodkim, popowym pioseneczkom. Nie wyobrażam jej sobie w tanecznych numerach. Takowych tu nie znajdziemy ale nie znaczy to, że mamy do czynienia z jakąś smętną płytą. Sporo tu piosenek o niezwykłej mocy. “Misery Business”, “Crushcrushcrush” czy “Fences” od zawsze mi się podobały. Do spokojniejszych, ale wciąż okraszonych gitarowym graniem, numerów można zaliczyć “When It Rains” oraz “We Are Broken”. Mi do gustu bardziej przypadł…no właśnie, oba są warte uwagi. “When It Rains” ma niesamowity początek. “We Are Broken” zaczarował mnie zwrotkami. Z piosenek zawartych na “Riot!” nie przekujuje mnie “That’s What You Get” oraz “For a Pessimist I’m Pretty Optimistic”. Warto wspomnieć jeszcze o “Born For This”, gdzie występuje naprawdę dobry hmm, chórek? Tak, tak to nazwę. I jeszcze słówko na koniec. Piosenki nie zapadają szybko w pamięć, trzeba przesłuchać album kilka razy by zacząć kojarzyć, ale słuchanie go to przyjemność.


“Laundry Service” był pierwszym anglojęzycznym albumem Shakiry. Kiedyś z pewnością nie zrobiłby na mnie takiego wrażenia. Jednak w zeszłym roku, dzięki “Waka waka” przekonałam się do Shakiry. I dobrze zrobiłam. Z tej płyty kojarzyłam tylko single. Jednak zakup “Laundry Service” był dobrą decyzją.  Shakira nie zawodzi. Udowadnia, że ma naprawdę dobry głos, chociaż przyznam, że w kompozycjach takich jak “Rules” czy “Ready For The Good Times” zdarza jej się wydać z siebie dość koszmarne dźwięki. Od Shakiry dostajemy sporą dawkę energetycznych utworów, przy których nogi same rwą się do tańca. Nie są to jednak płytkie numery. Memy tu “Objection (Tango)”, który zawiera w sobie wpływy muzyki latino, nieco dyskotekowe “Ready For The Good Times” czy w końcu hit “Whenever Whenever”. Ten ostatni utwór przekonał mnie do siebie w hiszpańskojęzycznej wersji, którą również znajdziemy na krążku (“Suerte”). Jednak najlepiej Shakirze wychodzą piosenki łączące w sobie pop rock (“The One”), soft rock (“Underneath Your Clothes”) oraz rock en español (“Te Dejo Madrit”, “Que Me Quades Tú”). To właśnie odróżnia Shakirę od wielu innych latynoskich artystów. Na pewno nie można postawić jej obok Ricky’ego Martina czy Jennifer Lopez. Shakira ma pazur. Najwieksze wrażenie na “Laundry Service” zrobiła na mnie wspomniana wcześniej soft rockowa, nieco nietypowa ballada “Underneath Your Clothes”. Uwielbiam moment, gdy Shakira śpiewa You’re a song Written by the hands of god (PL: Jesteś piosenką pisaną rękami Boga). Strasznie podoba mi się “Eyes Like Yours”. Szalona, szybka kompozycja z ciekawym chórkiem. Co tu jeszcze dodać? Powoli zapoznaję się z dyskografią Shakiry. Wiele osób mi mówiło, że ten album jest znacznie gorszy od poprzedników. Na mnie zrobił dobre wrażenie i z pewnością często do niego wrócę.