#231 The Pretty Reckless “Hit Me Like a Man” (2012)

Zespół The Pretty Reckless znalazł się wśród moich ulubionych już w 2010 roku.  Debiutancka płyta zatytułowana „Light Me Up” do dzisiaj często ląduje w moim odtwarzaczu. Osobno należy wspomnieć o Taylor Momsen. Aktorka może i z niej żadna, ale za to jak śpiewa! Daleko w tyle zostawia inne młode gwiazdy z Seleną Gomez i Demi Lovato na czele. The Pretty Reckless mają już na swoim koncie jedną ep-kę. Została ona wydana w 2010 roku i zawierała 4 utwory. O „Hit Me Like a Man” dowiedziałam się niespodziewanie. Dzięki komuś, kto poinformował mnie o niej w komentarzu. Na co dzień nie śledzę poczynań zespołu, więc każda taka informacja jest dla mnie na wagę złota.

Wśród pięciu kompozycji, które znalazły się na „Hit Me Like a Man”, trzy z nich to premierowe numery. Dwa pozostałe zaś – koncertowe wersje znanych nam dobrze utworów („Makes Me Wanna Die”, „Since You’re Gone”). EP-kę otwiera „Makes Me Wanna Die”. Piosenka podobała mi się od pierwszego usłyszenia. Na żywo brzmi równie świetnie! Taylor ma niesamowity głos, śpiewa czysto, nie fałszuje. Aż miło się tego słucha. A momenty, kiedy do Momsen dołącza śpiewająca publiczność, są niesamowite. Aż mnie samą naszła ochota, by kiedyś wybrać się na koncert The Pretty Reckless. Taylor sprawia wrażenie, jakby urodziła się, by występować na scenie. Inny kawałek ‘live’ to „Since You’re Gone”. Wersja studyjna nie robi na mnie może takiego wrażenia jak „Makes Me Wanna Die”, ale koncertowa już tak. Niby nie różni się zbytnio od oryginalnej, ale czuć w tym pewną atmosferę, klimat, czego nie zauważałam na „Light Me Up”.

Nie będę jednak ukrywać, że tym, co interesowało mnie najbardziej, są całkiem nowe kompozycje. Nie wiem, czy utwory te zostały nagrane jeszcze podczas sesji do „Light Me Up” i po prostu nie znalazło się dla nich miejsce na krążku, czy powstały specjalnie na EP-kę. Szczerze mówiąc nic mnie to nie interesuje. Grunt, że w końcu ujrzały światło dzienne. Z nimi czy bez nich ocena „Light Me Up” i tak byłaby taka sama. Piosenka, która najbardziej przypadła mi do gustu to „Cold Blooded”. Kiedy tylko ją usłyszałam, stałam się jeszcze większą fanką Taylor Momsen. No i całego zespołu oczywiście. Artystka brzmi cudownie, utwór ma swój wyjątkowy klimat – pełen goryczy. Obok Momsen pojawia się jakiś mężczyzna. Jak na złość nie mogę nigdzie znaleźć informacji, kto to jest. Nie potrafię już sobie wyobrazić „Cold Blooded” bez jego wokalu. Takie właśnie lubię najbardziej. Razem z Taylor stworzyli wyjątkowy, rewelacyjny duet. Sama muzyka również jest świetna. Raz mocna, gitary i perkusja idzie w ruch. Innym razem spokojna. Jej brzmienie zmienia się przez cały kawałek. Nie przypominam sobie innej piosenki The Pretty Reckless, w której byłaby równie długa partia instrumentalna.

Zauroczył mnie również kawałek „Under the Water”. Nie ma w sobie tyle energii co np. „Makes Me Wanna Die” czy „Since You’re Gone”, ale podoba mi się od nich dużo bardziej. Nie wpada może tak szybko w ucho jak one, ale słucha się go bardzo dobrze. Zaczyna się jak ballada, kończy jak większość piosenek zespołu. Mimo to sprawia wrażenie znacznie dojrzalszego utworu niż pozostałe w twórczości The Pretty Reckless. Tytułowe „Hit Me Like a Man” to piosenka, która ma w sobie najwięcej mocy. Refren jest bardzo wyraźnie zarysowany. Nie da się go przegapić.

Żałuję trochę, że nie pokusili się o wydanie od razu całej płyty. Rozumiem jednak, że The Pretty Reckless ciągle koncertują i nie mają czasu na dłuższe posiedzenia w studiu, ale czuję pewien niedosyt. Pięć kawałków to zdecydowanie za mało. Jestem mimo to dobrej myśli i myślę, że już niedługo będziemy mogli wybrać się do sklepu po nowy materiał. Tym bardziej, że jest na co czekać. Taylor oraz jej zespół utrzymują wciąż wysoką formę. Ep-ka „Hit Me Like a Man” bardzo zaostrzyła mój apetyt na nowe kawałki od The Pretty Reckless. Brakowało mi takiej wokalistki jak Taylor, pełnej buntu i młodzieńczej energii.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *