#237 Kylie Minogue “Light Years” (2000)

 
 
Z Kylie Minogue ciągle mam problem. Z jednej strony potrafię wymienić kilka jej kawałków, które bardzo mi się podobają (np. „Slow”, „All the Lovers”). Z drugiej jednak strony jej muzyka nie jest niczym niezwykłym. Chciałoby się porównać ją do Madonny – w końcu obie mają podobny staż muzyczny – ale to byłaby przesada. Madonna ze zwykłego popu uczyniła sztukę, co ciągle nie wychodzi Kylie. „Light Years” to już siódmy longplay wokalistki. Do współpracy przy tym wydawnictwie piosenkarka zaprosiła producentów odpowiedzialnych za sukcesy Spice Girls, George’a Michaela oraz All Saints.
 
 
Jak najprościej określić album „Light Years”? Zbiór nieco kiczowatych dyskotekowych przebojów przeplatanych co jakiś czas czymś bardziej pomysłowym. Kylie jest prawdziwą królową parkietu. W swojej twórczości wykorzystała wpływy muzyki lat 70. oraz 80. Zręcznie jednak zmiksowane ze współczesnym brzmieniem. Nie mam tu na myśli popularnego obecnie electropopu, ale dźwięki wznoszące się na wyżyny popularności na przełomie 1999/2000, kiedy to Minogue nagrywała „Light Years”. Jak już wielokrotnie wspominałam w swoich recenzjach, z muzyką dyskotekową mi nie po drodze. Nie oznacza to jednak, że bez słuchania dam Kylie ocenę 1. Od każdej reguły są przecież jakieś wyjątki. Na tyle długo chodzę do szkoły, że zdążyłam się w tym dobrze zorientować.
 
Na pierwszy ogień wezmę jednak utwory, które wyróżniają się z pośród pozostałych. Należy do nich „Loveboat”. Przyjemny dla ucha pop, okraszony elementami funku. Najmocniejszym jego punktem jest refren. Bardzo wyrazisty, szybko wpadający w ucho. Podoba mi się również powtarzane w tle papapapapa. Jeszcze lepsze jest „Koocachoo”. Zaczyna się bardzo ciekawie, za pierwszym razem obawiałam się, że piosenka szybko zostanie popsuta przez jakąś taneczną melodię czy niepotrzebne dźwięki syntezatora. Tak się na szczęście nie stało. Naprawdę się Kylie ten kawałek udał. Pomysłowy, wyróżniający się na tle pozostałych znanych mi numerów artystki. Świetnym pomysłem było wykorzystanie perkusji oraz innych instrumentów. O ile w przypadku „Koocachoo” sięgnięcie po coś innego wyszło Kylie na dobre, tak w „Please Stay” się potknęła. Użycie na początku hiszpańskiej gitary akustycznej przywodziło na myśl latynoski kawałek, powiedzmy, w stylu Jennifer Lopez. Potem instrument został brutalnie odstawiony na drugi plan.
 
Ciekawym rodzynkiem wśród utworów zawartych na „Light Years” jest romantyczne „Bittersweet Goodbye”. Nie spotkałam się chyba jeszcze z balladą wykonywaną przez Minogue. Takie piosenki wychodzą jej całkiem nieźle, choć z początku nie pasował mi tu jej dziecięcy głosik. Może i wypada to trochę karykaturalnie, ale miło się słucha. Największym zaskoczeniem jest „Kids” wykonywane w duecie z Robbiem Williamsem. Chociaż utwór nie pasuje do klimatu „Light Years” (jest odrobinę rockowy), to i tak jest najmocniejszym punktem tego krążka.
 
A co z resztą, chciałoby się zapytać. Na pozostałe utwory chyba skończyły się Kylie pomysły. Nie wiedziała, z czym to jeszcze zmieszać, by piosenka nie straciła przebojowości i dynamizmu, ale jednocześnie była oryginalna. W efekcie mamy takie „Spinning Around” czy „Butterfly”. Podobne do siebie, nie wyróżniające się z tłumu innych o podobnym brzmieniu. Ciekawie wypada „Your Disco Needs You”. Męski chórek na początku i w refrenie urozmaica ten utwór, robi z niego ‘epicki’ numer. W rzeczywistości jest to kolejna piosenka o niczym. I gdyby nie ci faceci, powtarzający w kółko słowa your disco needs you (PL: twoja dyskoteka potrzebuje cię) oraz fragment, gdzie Kylie mówi po francusku, byłby to kolejny kawałek do posłuchania i zapomnienia. Czasem jednak Minogue serwuje nam bardziej stonowane taneczne numery. Mowa tu chociażby o „Disco Down” oraz techno-popowym „Light Years”.
 
Krążkiem „Light Years” Kylie Minogue nie wykonała nie wiadomo jak dużego kroku do przodu. Słychać jednak, że w takim repertuarze czuje się najlepiej. Ja jednak lubię, jak coś to tej tanecznej papki jest dodane. A na “Light Years” takich momentów jest niestety mało. Inne po prostu gdzieś tam obok przelecą. Do potańczenia jak najbardziej, do posłuchania…jak kto woli.

 

5 Replies to “#237 Kylie Minogue “Light Years” (2000)”

  1. “On The Night Like This” jest super, a w teledysku wystąpił jakiś tam aktor, którego nazwiska nie pamiętam… Za to “Your Disco Needs You” mi się nie podoba. Kylie jest spoko i nie zgadzam się z opinią, że jej kawałki z lat 80’tych były symbolem kiczu. Pozdrawiam 🙂 [wildflowers]

  2. Dawno nie słuchałam Kylie więc może sie skusze na przesłuchanie kilku nowych piosenek 🙂 dodatki piękne ;* ! // LOVESTATION

  3. A mnie się “Light Years” całkiem podoba. Przyjemny krążek. Kylie jednak zrobiła jakiś krok w przód, w porównaniu do jej piosenek z pierwszych płyt, te tutaj wypadają rewelacyjnie. Oczywiście uwielbiam numer tytułowy, nic tylko położyć się, zrelaksować i wyobrazić sobie… raj 😉 (fizzz-reviews)

  4. Znam wszystkie albumy Kylie i uważam Light Years za najlepszy. Faktycznie, utwory są różnorodne i nie do końca do siebie pasują, ale to w końcu “Light Years” a nie “Year”. 🙂 A piosenki są pierwszorzędne. Najbardziej zachwyca mnie tytułowa piosenka, którą gdy puszczam sobie w słuchawkach do faktycznie podróżuję przez lata świetlne. Gdy pierwszy raz ją usłyszałem – po prostu wpadłem w manię. 🙂 To chyba najlepsza piosenka Kylie w jej karierze. Polecam również jej wykonania live, które pokazują, że ma kawał głosu. I chyba ma podobne zdanie do mnie, bo choć “Light Years” nie jest singlem to śpiewała go na 4 różnych trasach, gdzie większość piosenek z tego albumu odeszła już dawno w zapomnienie (ostatnio w 2009). 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *