#331 Maroon 5 „Hands All Over” (2010)

Właściwie to najpierw miała być recenzja “Hands All Over”, a dopiero po niej “Overexposed”. Moje plany uległy jednak zmianie i dopiero z kilkumiesięcznym opóźnieniem zabrałam się za ocenianie trzeciej studyjnej płyty amerykańskiego zespołu Maroon 5. Słuchałam jej kilka razy już wcześniej. Dziś jestem ciekawa, czy moje zdanie na jej temat zmieniło się diametralnie. Polubiłam bardziej? Znienawidziłam? To się dopiero okaże.

Czytaj dalej #331 Maroon 5 „Hands All Over” (2010)

#329, 330 Kimberly Walsh “Centre Stage” & Kerli “Utopia”

Wikipedia przedstawia Kimberly Walsh jako piosenkarkę, modelkę, aktorkę, autorkę tekstów a nawet telewizyjną prezenterkę. Ja powiem może w telegraficznym skrócie – artystka to jedna piąta brytyjskiego girlsbandu Girls Aloud. Pozazdrościła swoim koleżankom z zespołu (Cheryl Cole, Nadine Coyle oraz Nicoli Roberts; Sarah Harding jak na razie nie zadeklarowała chęci nagrania solowego albumu) i wydała płytę pod własnym nazwiskiem. Czy odniesie duży sukces, przekonamy się pewnie niebawem. Jak na razie debiut Kimberly “Centre Stage” zadebiutował na #18 brytyjskiej listy przebojów. To i tak dobry wynik biorąc pod uwagę to, jakie piosenki skrywa ta płyta.

Czytaj dalej #329, 330 Kimberly Walsh “Centre Stage” & Kerli “Utopia”

#328 Whitney Houston “I Will Always Love You: The Best of Whitney Houston” (2012)

 Whitney Houston nie żyje. Zmarła w sobotę, 11 lutego w wannie. Taki krótki komunikat poszedł rok temu w świat i wstrząsnął nie tylko fanami wokalistki, ale i zwykłymi ludźmi. Bo kto z nas nie zna pięknej ballady “I Will Always Love You” w jej wykonaniu? Chociaż w ostatnich latach jej gwiazda wyraźnie zbladła, Whitney już przeszła do historii.  Na całym świecie sprzedała ponad 170 milionów płyt, zdobyła ponad 400 nagród. Niestety, przegrała. Z życiem. Nie będę roztrząsać, co dokładnie ją zabiło, bo wolę zostawić to specjalistom. Kariera muzyczna Whitney trwała od 1984 roku, kiedy to zadebiutowała singlem “Hold Me”. Jednak znacznie większą popularnością cieszyły się jej kolejne utwory z “Greatest Love of All”, “I Wanna Dance With Somebody” i “I Will Always Love You” na czele. Ostatnią studyjną płytę wydała w 2009 roku (ogółem ma ich na koncie tylko sześć). Nie zdobyła wielkiej popularności. U szczytu sławy Whitney była w 1992 roku, kiedy to na ekrany film wszedł film z jej udziałem – “Bodyguard”, z którego pochodzi jej największy hit. Na całym świecie soundtrack do filmu zakupiło… uwaga… ponad 45 milionów osób! Chociaż śmierć artystki spadła na nas nagle i niespodziewanie i bez wątpienia jest jedna z największych tragedii 2012 roku, to znalazła się grupa osób, która uznała, że na wokalistce można nieźle zarobić. Wytwórnia Sony zaraz po jej śmierci podwyższyła ceny płyt Whitney. Nie odstraszyło to jednak słuchaczy, którzy i tak wykupywali składankę “The Greatest Hits”. W ciągu roku sprzedano ponad 1.300.000 egzemplarzy krążka.

Czytaj dalej #328 Whitney Houston “I Will Always Love You: The Best of Whitney Houston” (2012)

#326, 327 Solange “True” (2012) & Sky Ferreira “Ghost” (2012)

Zapewne wiele osób zwróci uwagę na to, że odebrałam bohaterce dzisiejszej recenzji nazwisko. Wolę nazywać ją po prostu Solange, bez Knowles. Tak, artystka jest siostrą mega gwiazdy Beyonce Knowles. Jednak jeśli mam być szczera, poza nazwiskiem i wyglądem niewiele je łączy. Szkoda, że są ludzie, którzy na siłę próbują udowodnić Solange, że jest tą drugą i gorszą. Może po prostu powinni przesłuchać najnowszą ep-kę młodszej Knowles, a dopiero potem wydawać swoje (bezsensowne zresztą) opinie? Tym bardziej, że czasy, kiedy to Solange robiła za chórki w zespole Destiny’s Child i wydawała albumy nie odstające zbytnio od tego, co tworzy Beyonce już minęły, a ona sama ma słuchaczom do zaoferowania znacznie więcej niż starsza siostra, mimo nieco gorszego głosu i mniejszej popularności. Nie znaczy to przecież, że nie warto poświęcać Solange uwagi.

Czytaj dalej #326, 327 Solange “True” (2012) & Sky Ferreira “Ghost” (2012)

#325 Destiny’s Child “Love Songs” (2013)

 


Beyonce zabrakło na pieluchy, Michelle marzy o nowej torebce z logo Chanel a Kelly o kolejnych zagranicznych wakacjach pod palmami. No bo jak inaczej wytłumaczyć sens wydawania kolejnej składanki (tak – składanki!) z logo Destiny’s Child? Muszę przyznać, że ekipę dziewczyny mają nadzwyczajną. Z jednego wydarzenia, w tym przypadku – Super Bowl, potrafią zrobić nie tylko wielkie widowisko cieszące oczy i uszy, ale i powiększyć liczbę zer na koncie. Czy gdyby Beyonce nie była gwiazdą tej imprezy “Love Songs” zostałoby wydane? Szczerze w to wątpię. Informacje o tej płycie pojawiły się już po ogłoszeniu, kto zaśpiewa podczas finału Super Bowl. Machina biznesowa się kręci a my dostajemy kolejną składankę od zespołu, który rozpadł się prawie 10 lat temu. Niby z okazji Walentynek, ale ja tam swoje wiem.

Czytaj dalej #325 Destiny’s Child “Love Songs” (2013)

#324 Mumford & Sons „Sigh No More” (2009)

Inaczej jak od przedstawienia chłopaków nie zacznę. Ich muzyka nie jest grana w radiu, oni sami nie pojawiają się na okładkach gazet ani w telewizyjnych show. Mumford & Sons to założony w 2007 roku w Londynie zespół. Jego inicjatorem jest Marcus Mumford, a pozostali członkowie (Winston Marshall, Ben Lovett oraz Ted Dwane) bynajmniej nie są jego synami, tylko przyjaciółmi, którzy pewnego pięknego (a może i deszczowego dnia – wiadomo… Londyn) stwierdzili, że fajnie byłoby sobie razem pograć. Ich debiutancki album “Sigh No More” wydany pod skrzydłami Islands Record zwrócił na nich uwagę dziennikarzy i słuchaczy. Stacja BBC zapewniła umieściła ich na prestiżowej liście “Sound of 2009”, obok takich dziś gwiazd muzyki jak Florence + The Machine czy White Lies. Chociaż pierwszego miejsca w rankingu BBC nie zajęli, dziś ich gwiazda świeci najjaśniej, sprzedają miliony płyt po obu stronach Oceanu, grają masę koncertów i zyskują nowych wielbicieli. Dołączę do grona fanów Mumford & Sons?

Czytaj dalej #324 Mumford & Sons „Sigh No More” (2009)

#323 Nightwish „Imaginaerum” (2011)

Moja przygoda z zespołem Nightwish zaczęła się w 2011 roku. Wymyśliłam sobie, że ocenię album inny niż popowy czy rhytm’and’bluesowy. I tak wypadło na Nightwish. Wybrałam sobie na chybił trafił jedną pozycję z ich dyskografii i wypadło na “Once”. Nie powiem, by album ten przygwoździł mnie swoją wielkością i perfekcyjnością do ziemi, ale dało się go posłuchać. Trochę gorzej było z poznanym przeze mnie jakiś czas później debiutem zespołu. “Angels Fall First” to jednostajny, mało zaskakujący krążek. Nie pozostałam również obojętna na inne płyty Nightwish. Posłuchałam, poznałam i odłożyłam na bok. Aż do czasu, kiedy w moje ręce wpadł ostatni jak na razie studyjny album zespołu – “Imaginaerum”.

Czytaj dalej #323 Nightwish „Imaginaerum” (2011)