BONUSLAND: Doja Cat “Scarlet”

Doja Cat była na prostej drodze do zostania jedną z najpopularniejszych gwiazd współczesnego popu. Ona miała jednak inne ambicje. Marzyła o karierze raperki, tymczasem nie mogła rozwinąć skrzydeł i zaczęło jej to coraz bardziej ciężyć. Przerwała trasę koncertową, drastycznie zmieniła image i powróciła z albumem, z którego może być dumna. Dziś rozszerza go o kolejne piosenki.

Płyta zatytułowana “Scarlet” ukazała się pod koniec września minionego roku. Swój nowy projekt rapera zapowiadać zaczęła półtora miesiąca wcześniej wydając singiel “Paint the Town Red”. Drugim singlem promującym krążek zostało nagranie “Agora Hills”, a w międzyczasie zapoznać się mogliśmy z takimi trackami jak “Attention”, “Demons” oraz “Balut”. Podstawowa edycja “Scarlet” dotarła do 4. miejsca na amerykańskiej liście bestsellerów (drugi najlepszy wynik Doja Cat), ciepło przyjęta została także i w Europie (11. miejsce w Polsce). Edycja deluxe zaprezentowana została na początku kwietnia.

“Scarlet 2 Claude”, jak rozszerzenie swojej ubiegłorocznej płyty tytułuje raperka, rozpoczyna nagranie “Acknowledge Me”, które jest utworem, w którym dzieje się po prostu za dużo. A wystarczyłoby usunąć niepotrzebne sample z “Claim to Fame” Jeezy’ego i zrobić więcej miejsca do popisu samej Amali, która wkracza tu na rhythm’and’bluesowe terytorium. Przyjemnie wybrzmiewa “Disrespectful”, w którym postawiono m.in. na pianino. W ucho wpada “OKLOSER” o intrygującej aranżacji (wiosenny art pop). Podobnie wybrzmiewa niespieszne “PISS”. Najbardziej nieoczywistym utworem jest jednak “Headhigh”, w którym przewijają się gitary, a całość ma rozmarzony wydźwięk.

Podstawowa edycja “Scarlet” w założeniu miała być one woman show. Na deluxe artystka zaprosiła już dwóch gości. Krótkie, rasowe “URRRGE!!!!!!!!!!” to występ u boku A$AP Rocky’ego. Teezo Touchdown udziela się w “MASC” – kompozycji spokojniejszej, filmowej, łączącej pop z hip hopem.

“Scarlet 2 Claude” było przeze mnie bardzo oczekiwaną premierą ze względu na status, jakiego doczekała się u mnie podstawowa edycja czwartej studyjnej płyty Doja Cat. Piosenki z niej rozbrzmiewały u mnie często. I nadal zresztą wracają niczym bumerang. Właśnie takiego punktu zaczepienia brakuje mi na reedycji. Choć jednego numeru, który sprawiłby, że zapomniałabym o “Demons” czy “Ouchies”. Jest jakoś tak… bezpiecznie. A już nie tego oczekuje się od tak niepokornej, pokazującej wszystkim środkowy palec raperki.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *