#248 Melody Thornton “P.O.Y.B.L” (2012)

Fanką Pussycat Dolls zostałam od pierwszego usłyszenia „Buttons”. Jednak z zespołem ciągle był problem. Pierwsze skrzypce grała w nim Nicole Scherzinger. Że ma świetny głos, nie trzeba nikogo przekonywać. Polecam poszukać na YouTube jej występów. Pozostałym czterem (za czasów „PCD” pięciu) dziewczynom przypadła rola tła dla Nicole. Tańczyły w teledyskach, robiły za chórek itp. Chociaż Pussycat Dolls było zespołem i niby każda z członkiń powinna mieć tyle samo do powiedzenia, tutaj ograniczono się tylko do Nicole. A obok niej wyrosła silna konkurencja. Melody Thornton. Ona jako jedyna z pozostałych ‘laleczek’ otrzymywała trochę większe partie do zaśpiewania. Po odejściu z Pussycat Dolls zajęła się swoją solową karierą. Zrobiło się o niej cicho. Aż do teraz. W lutym pojawił się jej mixtape „P.O.Y.B.L” i…przywrócił moją wiarę w Melody.

Kiedy Nicole Scherzinger przyjęła posadę w „X-Factor” i wydała długo oczekiwany solowy krążek „Killer Love” (swoją drogą – nadal nie wydany na najważniejszym rynku, w USA), Melody ciężko pracowała w studiu. Chciała dopracować swoje utwory w najdrobniejszych szczegółach. Zastanawiałam się, czemu nie pokusiła się o wydanie płyty. Z tego co jednak wiem, artystka nie ma podpisanego kontraktu z żadną wytwórnią. Wydaje mi się jednak, że po „P.O.Y.B.L” sytuacja ulegnie zmianie.

O ile Nicole zajęła się nagrywaniem łatwych i przyjemnych popowych piosenek z elementami r&b i electropopu, utwory Melody stanowią tego zupełnie przeciwieństwo. Wokalistkę zawsze ciągnęło w stronę soulu podanego z fragmentami jazzu i popu. Można powiedzieć – niedzisiejszo. W obecnych czasach by zabłysnąć i dać się poznać szerszej publiczności trzeba postawić na coś chwytliwego i prostego w odbiorze. Warto wspomnieć również o tym, że Melody faktycznie potrafi śpiewać. Ma mocny, piękny głos, o ciekawiej barwie. Najlepiej słychać to na przykładzie „Someone to Believe”. Jest to ballada. Trwa bardzo krótko, ale nie czuję niedosytu. Muzyka jest ograniczona do skrzypiec. Na pierwszy plan wysuwa się wokal Melody. Pełen emocji, uczuć. W pewnym momencie ma się nawet wrażenie, że artystka powstrzymuje łzy. Pięknie. Nie zaskoczę was chyba jeśli powiem, że to jeden z moich faworytów na „P.O.Y.B.L”. Uwielbiam również „Sweet Vandetta”, z szybką i niesamowicie chwytliwą melodią. Najbardziej do gustu przypadł mi fragment przed refrenem, gdzie muzyka na chwilę zostaje przyciszona, a Melody buduje napięcie I śpiewa Just like a wild horse my love is strong (…) Just like a Phoenix living my nest I will be willing to drop out in my own defense (PL: Podobnie jak dziki koń moja miłość jest silna (…) Tak jak feniks żyje w moim gnieździe, ja chętnie zrezygnuję w obronie własnej). Jeszcze bardziej jestem zachwycona „Lipstick & Guilt (No Church In the Wild)”. Strasznie podoba mi się głos Melody w tej piosence – drapieżny, zdecydowany. Sama muzyka też jest świetna – odrobinę agresywnej elektroniki, trochę rytmów r&b. Like it!

Ostatni utwór, którego mogę słuchać i słuchać, to „Bulletproof”. Od początku miałam wrażenie, że skądś go znam. I nie pomyliłam się – to cover numeru La Roux o tym samym tytule. Ale jakże od oryginału lepszy! O ile w rzeczywistości jest to taneczny, electropopowy kawałek, tak Melody stworzyła go na swój sposób – bez jakichkolwiek udziwnień, z prawdziwą muzyką w tle i klimatem. Obok niej usłyszeć możemy jeszcze jeden głos – ciepły, męski wokal należący do Bobby’ego Newberry’ego. Pojawia się nawet częściej niż Melody. I dobrze. Proporcje są świetnie wyważone. Słodki wokal Thornton stanowi cudowny dodatek do „Bulletproof”.

Ciężko wskazać na „P.O.Y.B.L” numer, który by mi się nie podobał. Trochę zawiodłam się tylko na spokojnym „Love You Better”. Piosenka jest po prostu nudna i przewidywalna. Nie jestem też fanką „Crazy Mixed Girl”. Ciężko stwierdzić, że to typowy numer. Traktuję go raczej jako dodatek do pozostałych utworów, jako interlude. A to przez to, że Melody nie śpiewa, ale mówi, opowiada pewną historię. Muzyki tam właściwie nie ma. Tak samo krótkie jest „Intro”. Jedno z lepszych jakie kiedykolwiek miałam okazję posłuchać. Thornton świetnie w nim brzmi.

Trochę głupio mi z tym, że tak od razu skreśliłam Melody. Po prostu tak długo nie było żadnych sygnałów o tym, czy coś nagrywa czy leniuchuje, że ostatecznie skierowałam swoją uwagę na inne wokalistki. Jednak gdy tylko dowiedziałam się, że wydała ten mixtape, natychmiast postanowiłam po niego sięgnąć. I nie zawiodłam się. Cudowne jest to, że Melody zachowała swój styl. Mogła przecież nagrać coś w sam raz do dyskotek, a mimo to została sobą i świetnie na tym wyszła. Teraz pozostaje mi już tylko czekać na jej debiutancki solowy album, który, mam nadzieję, jest już w produkcji. Żal byłoby marnować taki talent. Brawo, Melody.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *