#522 Cassie “Cassie” (2006)

Niektórzy melomani, którzy są mniej więcej w moim wieku (tj. dwadzieścia lat lub troszkę więcej), lubią mówić, że 2006 rok to ostatni udany rok dla muzyki popularnej. Fani mieli  okazję posłuchać premierowych nagrań Gwen Stefani, Fergie czy Christiny Milian, które później zamilkły na długi czas. Swoje premiery miały w przeciągu tych dwunastu miesięcy także takie płyty jak “Oral Fixation Vol. 2” Shakiry,  “Back to Basics” Christiny Aguilery, “FutureSex/LoveSounds”  Justina Timberlake’a, “Loose” Nelly Furtado czy “20 Y.O.” Janet Jackson. Ja sama ten czas wspominam z sentymentem. Elektronika nie siała jeszcze takiego spustoszenia, a komputery nie stawały się podstawowymi instrumentami popowych czy rhythm’and’bluesowych artystów.

Swój czas w tym “pre-Lady Gagowym” świecie miała i młoda, nieznana wokalistka Cassie Ventura, która podpisała kontrakt z wytwórnią Atlantic Records i szybko nagrała debiutancki album. Imienny krążek jest, jak na razie, jej ostatnim wydawnictwem, po które mogliśmy (tradycyjnie) udać się do sklepów płytowych. Artystka przez długi czas pozostawała w ukryciu. Dopiero w ubiegłym roku opublikowała w sieci pełen duetów  mixtape “RockaByeBaby”. W nowych kompozycjach wokalistka wspierana jest m.in. przez Wiz Khalifę, Fabolousa oraz French Montanę. To spora zmiana, bo na “Cassie” nie pojawili się żadni znani goście. I dobrze. Cassie nie musiała podpierać się cudzymi nazwiskami, by jej własna gwiazda na tym albumie świeciła sporym blaskiem.

“Cassie” nie jest krążkiem, który zmieniłby oblicze czarnej sceny. Wokalistka, wraz ze swoim producentem Ryanem Lesliem (który odpowiada także za teksty piosenek), nie dokonują muzycznej rewolucji, a powtarzają jedynie sprawdzone schematy. Płyta artystki powinna więc przypaść do gustu wielbicielom Ciary, Ashanti czy Amerie.

Jeśli ktoś jeszcze zadaje sobie pytanie, kim ta cała Cassie jest, polecam włączyć dwie kompozycje: “Me & U” oraz nieco hip hopowe “Long Way 2 Go”. To jedyne single z krążka młodej wokalistki. Wywołały swego czasu sporo zamieszania na światowych listach przebojów, a jeśli w 2006 roku zdarzało wam się słuchać radia, z pewnością usłyszeliście je nie raz. Sukces tych kompozycji zupełnie mnie nie dziwi. To najmocniejsze piosenki, jakie Cassie udało się kiedykolwiek nagrać – są przebojowe i niesamowicie chwytliwe. Za parę lat nazywać je będziemy nowymi klasykami r&b, stawiając je obok “Dilemma” Kelly Rowland i Nelly’ego czy “Crazy in Love” Beyonce.

Chociaż pozostałe utwory Cassie nie są tak udane jak dwa singlowe numery, nie należy ich skreślać, bo mimo wszystko to wciąż dobre r&b. Otrzymujemy tu jeszcze melodyjne, słodkie “About Time”; oldskulowe “Kiss Me” z nieźle wplecionymi elementami “T-Shirt” Destiny’s Child z ich ostatniej płyty “Destiny Fulfilled” czy zawodzące płaskimi zwrotkami, ale nadrabiające monotematycznym, lecz świetnie zagranym refrenem “Call U Out”.

Warto posłuchać “Just One Nite” z ukrytą gitarą akustyczną i dodanym pod koniec rapem Ryana Lesliego, “What Do U Want” z żeńskimi chórkami, urozmaicającymi ten jednostajny numer oraz mocniejszym, nie tak delikatnym wykonaniem Cassie, a także spokojniejszej kompozycji “Not With You”. Słabe punkty? Wskazałabym jedynie na “Ditto” oraz “Miss Your Touch”. Są zbyt proste, zbyt oczywiste, zbyt bezbarwne.

“Cassie” jest albumem, o którym w dzisiejszych czasach marzy chyba każdy fan muzyki r&b. Odpowiednio bujający, nieprzekombinowany, świetnie zaśpiewany (choć momentami wokalistka brzmi dziecinniej niż Brandy na swoim wydanym w wieku piętnastu lat debiucie). A przede wszystkim pozbawiony ingerencji komputerów, syntezatorów, auto tune. Podoba mi się to, że ta płyta poddała się upływającemu czasowi. Nie brzmi współcześnie, ale – może nieco przesadzę – archaicznie. Sięgając po nią przenoszę się do minionych, szczęśliwych lat. Szkoda, że po takim debiucie (4. miejsce na amerykańskiej liście bestsellerów) Cassie nie walczyła o siebie. Mogłaby dzisiaj być poważną konkurencją dla niejednej wokalistki. Chyba już nikt nie zadaje sobie pytania, kiedy (i czy w ogóle) doczekamy się jej kolejnej płyty.

12 Replies to “#522 Cassie “Cassie” (2006)”

  1. Ja się co prawda nie mieszczę w wspomnianym przez Ciebie przedziale wiekowym, ale dobrze pamiętam 2006 rok, bo właśnie wtedy zaczęła się moja przygoda z muzyką :). I wówczas uwielbiałam “Me & U”. Wydaje mi się, że ten kawałek w ogóle się nie zestarzał.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam.

  2. To, że Cassie po tak udanym debiucie kompletnie przepadła jest ogromnym szokiem! Może to i dobrze? Nie stała się przereklamowana i irytująca jak inne bardziej sukcesywne piosenkarki jak Rihanna, Ariana czy Beyonce. Myślę, że najbardziej Cassie załamał fakt, że kolejne single wydane po Me&U i Long Way 2 Go jak: Is It You, Official Girl i Let’s Get Crazy odniosły komercyjną porażkę. A były to bardzo dobre piosenki. No kurczę, nie na tyle żeby stać się światowymi hitami #1, ale wciąż zasługiwały na większy sukces niż osiągnęły. Ci, którzy już jednak rzygają ciągle tymi samymi nazwiskami w radiach: Bieber, Ariana, Rihanna, Beyonce, czy Taylor na pewno bez problemu mogą się skłonić bardziej w stronę niedocenionych artystów jak właśnie Cassie. A jak się okazuje, po jej debiutanckim albumie, dziś mija 15 lat, wydała kawał dobrej muzyki, zaczynając od niewydanych piosenek na jej drugi album “Electro Love” (Thirsty, I’m In Love With You, Breathe Again, Gimme That), idąc do kolaboracji z Nicki Minaj jak “Fuck U Silly” i “The Boys”, świetny mixtape “RockaByeBaby”, aż po piosenki z ostatnich lat jak “Lose a Lover” i “Time”. Cassie nigdy nie była wielką wokalistką, podobnie co Selena Gomez, Britney Spears czy Jennifer Lopez, ale podobnie co one jest bardzo wszechstronna i ma mnóstwo wpadających w ucho kawałków.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *