#1039 David Bowie “Diamond Dogs” (1974)

W połowie 1973 roku David Bowie ogłosił, że czas Ziggy’ego Stardusta na Ziemi dobiegł końca. Niedługo potem na pożegnanie pomachaliśmy także towarzyszącemu mu bandowi The Spiders from Mars.  Po porzuceniu wizerunku przybysza z kosmosu mającego zbawić ludzkość brytyjski wokalista postanowił odsapnąć i, by nie zniknąć fanom z oczu, wydać album wypełniony coverami. Dzięki “Pin Ups” mógł chwilę dłużej zastanowić się nad swoim kolejnym alter ego. A ono jest naprawdę odjechane.

Tym razem David wciela się w postać Halloween Jacka, którego postać wprowadza tytułowe nagranie (the Halloween Jack is a real cool cat and he lives on top of Manhattan Chase). Świat, w którym bohater “Diamond Dogs” żyje, jest interpretacją napisanej przez George’a Orwella powieści “1984”. Postapokaliptyczne miasto jest antyutopią. I chociaż utwory Bowiego są dystopijne, można miło spędzić przy nich czas i nie przejmować się kondycją świata i społeczeństwa.

Płyta przypomina niesamowity, glam rockowy musical, który ma intrygujący prolog, ciekawe rozwinięcie i mocne zakończenie. Za wstęp robi tu minutowy kawałek “Future Legend” – niepokojące, brzmiące złowrogo (ten zniekształcony głos!) intro, kończące się oklaskami i okrzykiem this ain’t rock and roll, it’s genocide. Napięcie nieco spada w bujającym, wzbogaconym saksofonem “Diamond Dogs”, któremu bliżej do rock’n’rollowych klimatów lat 50./60. aniżeli glam rocka. Ciekawe rzeczy dzieją się po ostatnich taktach tytułowej piosenki. “Sweet Thing”, “Candidate” i “Sweet Thing (Reprise)” zdają się tworzyć piękną suitę. Pierwszy z utworów jest moim faworytem. Kawałek urzeka niższymi, bardziej nawet soulowymi wokalizami Davida, chórkami oraz lekkimi dźwiękami pianina. “Candidate” jest żywszym miksem saksofonu i gitar okraszonym nihilistycznym tekstem (z moim ulubionym fragmentem we’ll buy some drugs and watch a band, then jump in the river holding hands). “Sweet Thing (Reprise)” jest zaś połączeniem dwóch muzycznych gatunków – musicalu i rocka.

Dość długo przekonywałam się do “Rebel Rebel” – wpadającej w ucho, nieco jazgotliwej kompozycji, która stała się jednym z największych hitów w karierze Brytyjczyka. Z dynamiczniejszych nagrań wciąż jednak bardziej podobają mi się “1984” i “Chant of the Ever Circling Skeletal Family”. Funkujący utwór oddający hołd wspomnianej powieści Orwella brzmi nowocześnie, a ciekawego, lekko nawet imprezowego smaczku dodają mu smyczki. Psychodeliczny, pełen powtarzanych słów (cóż za końcówka!) “Chant of the Ever Circling Skeletal Family” poprzedza rockowo-soulowe, lecz nieco przaśne “Big Brother”. “Diamond Dogs” dopełniają power ballada “Rock ‘n’ Roll with Me” oraz niespieszne “We Are the Death”, które jest piosenką sprawiającą mi sporo problemów – coś mi się w niej niezwykle podoba, lecz nie umiem nazwać, co to jest. Jest urzekająco ładna. Wiem, dziwne słowa w kontekście twórczości kogoś takiego jak David Bowie.

Halloween Jack zabiera nas na nocny spacer ulicami swojego mrocznego miasta, z którego wracamy cali i zdrowi. Album “Diamond Dogs” wraz z zawartymi na nim kompozycjami nie zmusza mnie do takich refleksji, o jakich marzyło się Bowiemu, ale i bez tego drugiego dna jest to płyta po prostu dobra. Może i nie tak rewelacyjna jak “The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars” czy bardzo udana jak “Hunky Dory”, ale wykonana ze sporym rozmachem i większą niż wcześniej dokładnością.

Warto: Sweet Thing & We Are the Death

One Reply to “#1039 David Bowie “Diamond Dogs” (1974)”

  1. Bardzo lubię Davida Bowie, jak pewnie wiesz, ale czasami biorę na jego starsze płyty spora poprawkę. Podobnie jak Ty musiałem się przyzwyczaić do “Rebel Rebel” i kiedyś byłem zdziwiony, że akurat ta piosenka stała się takim hitem. No, ale mój ulubiony Bowie to od lat ten elektroniczny oraz ten z saksofonem 🙂

    Nowy wpis na http://bartosz-po-prostu.com – zapraszam.

Odpowiedz na „BartekAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *