Urodzona w Gruzji a dorastająca w Wielkiej Brytanii wokalistka Katie Melua nie jest gwiazdą muzyki, której na krok nie odstępują paparazzi. Jej życie prywatne na świeczniku znajduje się jedynie wtedy, gdy sama postanowi uchylić rąbka tajemnicy. Tak było przed premierą “Album No. 8”. Artystka rozstała się z mężem, ale przestrzega przed określaniem nowej płyty mianem rozwodowego wydawnictwa.
Karierę Meluy lubię dzielić na dwie części: wszystko to, co było przed “Ketevan” oraz to, co pojawiło się później. Niepozorne wydawnictwo z 2013 roku sygnalizowało już samym tytułem (gruziński odpowiednik imienia wokalistki), iż wkraczamy na bardziej osobisty grunt. Wprawdzie Katie nadal nie figurowała jako autorka wszystkich zaśpiewanych przez siebie piosenek, ale wykonanie pozwalało wierzyć, iż obcujemy z jej pamiętnikiem. Swoje korzenie Gruzinka odkrywała w “In Winter” – podkreślające wschodnią kulturę wydawnictwo stworzyła we współpracy z Gori Women’s Choir. “Album No. 8” także powstawał w Gruzji, a my ponownie zachwycać się możemy naturalną twarzą Katie.
Tegoroczna płyta jest najspójniejszym zestawem piosenek, jaki w nasze ręce kiedykolwiek oddała Melua. Jest skromnie, lecz aranżacje poszczególnych utworów zaskakują mnogością instrumentów. Całość jednak została tak skomponowana, by nic nawzajem się nie przyćmiewało – czy to melodie, czy ciepłe wokale gruzińskiej artystki. Z tak równego albumu ciężko na szybko wskazać swoje ulubione punkty. Ja jednak spędziłam z “Album No. 8” wystarczająco czasu, by zauważyć, że najchętniej powracam do takich numerów jak baśniowe “Leaving the Mountain”; przemycające folkowe elementy “Voices in the Night”; słodko-gorzkie “Your Longing Is Gone” czy mające w sobie coś hipnotycznego “Airtime”. A po drodze czekają na nas jeszcze m.in. takie nagrania jak chamber popowe “Maybe I Dreamt It”; przemycające dźwięki gitary elektrycznej “English Manner” czy przywołujące brzmienie country “Joy” i “Remind Me to Forget”.
Bez rozdrapywania ran. Bez podkreślania, jak bardzo ma złamane serce. Bez przesadnego smutku, złości czy depresji. Katie Melua na nowej płycie do tematu rozstania podchodzi niezwykle dojrzale i nad wyraz spokojnie. Przekłada się to na “Album No. 8”. Wokalistka ponownie odkrywa swoje jazzowo-bluesowe korzenie, lecz mniej w jej nowych piosenkach tej samej naiwności, którą charakteryzowały się utwory wchodzące w skład “Call Off the Search” czy “Piece by Piece”. Nie jest to album dla każdego, lecz jeśli szukacie muzyki nastrojowej czy po prostu ładnej, “Album No. 8” powinien zagościć na waszych playlistach.
Warto: Voices in the Night & Airtime
Na razie przesłuchałem zupełnie pobieżnie, ale czuję, że któryś jesienny wieczór przyjemnie razem z nią spędzę 🙂
Przesłuchałam kilka utworów. Nie moje brzmienie, ale jest w tych piosenkach coś uroczego.
U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂
Z muzyką Katie mam tak, że mam do niej pewien sentyment (gdy byłam mała moi rodzice często jej słuchali), ale musi najść mnie odpowiedni nastrój, żeby jej posłuchać. Dlatego nowa płyta jeszcze przede mną.
Zapraszam na nowy wpis i pozdrawiam 🙂
Doskonale rozumiem 😀 U mnie Katie gości jedynie w jesiennych miesiącach. W lato jakoś nie potrafiłabym odpowiednio skupić się na jej muzyce.
Moim zdaniem, zdanie: “Nie jest to album dla każdego, lecz jeśli szukacie muzyki nastrojowej czy po prostu ładnej, “Album No. 8” powinien zagościć na waszych playlistach” to piękny eufemizm miast”słaba, nudna płyta”.
Po pierwszym przesłuchaniu nie mam ochoty wracać do niej. Bardzo poprawnie zagrane, zaśpiewane i zaaranżowane zaledwie poprawne piosenki… Od KM oczekuję więcej, więcej przebojowości, więcej ekspresji w piosenkach i głosie.