RECENZJA: Tomasz Makowiecki “Bailando” (2024) (#1466)

Już pierwsza edycja muzycznego talent show “Idol” pokazała nam, że nie trzeba być zwycięzcą, by pamiętało się o kimś po latach. Tomasz Makowiecki, polski wokalista i kompozytor, o finał programu się nie otarł, lecz co jakiś czas wraca z projektami, które budzą emocje. Swoją najnowszą płytę , “Bailando”, wydaje po przeszło dekadzie.

Tak, dobrze przeczytaliście. Jedenaście lat zajęło Makowieckiemu zebranie materiału na następcę krążka “Moizm”. Wydana w 2013 roku płyta była popowym dziełem o dźwiękach podebranych także z art popu, indietroniki czy synthpopu. I gdy słuchacze chcieli jak najszybciej dostać jej następcę, Tomasz zaangażował się w tworzenie muzyki do reklam czy wystaw malarskich. “Bailando” powstawało powoli, bez oglądania się na trendy i chwilowe mody.

Refleksyjny numer “I co?” rozpoczyna przygodę z nową płytą artysty w elektropopowym, lekko przygaszonym stylu. Ciekawsze rzeczy dzieją się w żywszym “Bardziej niż zwykle”, którego końcówka wspomagana jest przez wyraziste dźwięki saksofonu. Ejtisowy klimacik piosenki przenika do synthpopowej “Warszawy Wschodniej” oraz prowadzonego wartkim rytmem perkusji utworu “Lato w mieście”. Rozczulające, choć okraszone kilkoma wulgaryzmami “Jadę metrem” zwalnia, będąc kompozycją o delikatnie pościelowym, elektronicznym bicie. To mój bailandowy faworyt. Zaraz obok niego plasują się ciemniejsze, poważniejsze “Nie ma nas” (feat. Nosowska) oraz zapraszające nas na spacer po Sopocie “Gary Hell” – piosenka chłodna, momentami przegadana, intrygująca.

Wspomniana Nosowska nie jest jedynym gościem Makowskiego na płycie. W ciepłym, kameralnym “Na paluszkach” usłyszeć możemy Julię Wieniawę. W przypadku obu duetów miałam lekkie obawy, ale różnice między wokalistami przełożyły się na nagrania warte zapamiętania. Przyjemnie słucha się elektronicznego “Słońce nie przestaje świecić w nocy” oraz “Wiem, że to nie koniec”, które to w optymistycznym nastroju zamyka album.

Swoją nową płytą Tomasz Makowiecki zabiera nas na wycieczki między dwoma miastami – Warszawą i Sopotem. Nie jest to jednak zderzenie szybkiego, wielkomiejskiego życia z nadmorskim, wakacyjnym klimatem. “Bailando” jest płytą płynącą w równym tempie na popowych podkładach o różnych barwach. Niech nie zwiedzie was ten taneczny tytuł. Premierowe piosenki polskiego wokalisty nie wyciągają na parkiet, przedstawiając raczej tęsknotę za życiem chwilą. I to właśnie jest mój ulubiony aspekt albumu “Bailando”.

Warto: Jadę metrem & Nie ma nas & Gary Hell

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *